Giulia Enders

Historia wewnętrzna


Скачать книгу

ion>

      Informacje zawarte w niniejszej książce zostały starannie wybrane i sprawdzone przez autorkę i wydawcę. W żadnym wypadku nie mogą jednak zastąpić kompetentnej konsultacji lekarskiej. Z tego względu autorka ani wydawnictwo i jego pracownicy nie gwarantują skuteczności zamieszczonych wskazówek, wykluczona jest też ich odpowiedzialność prawna w razie wystąpienia jakichkolwiek szkód osobowych, rzeczowych czy majątkowych.

      Tytuł oryginału: Darm mit Charme.

      Alles über ein unterschätztes Organ

      Przekład: Urszula Szymanderska

      Redakcja: Katarzyna Nawrocka, Dariusz Rossowski

      Korekta: Grzegorz Krzymianowski, Ewa Różycka, Maria Zalasa

      Ilustracje: Jill Enders

      Projekt okładki i stron tytułowych: Jill Enders

      Zdjęcie autorki i ilustratorki: Jill Enders

      Copyright © by Ullstein Buchverlage GmbH, Berlin

      Published in 2017 by Ullstein Verlag

      Originally published © 2014 by Ullstein Buchverlage GmbH, Berlin

      Copyright © for Polish edition and translation

      © JK Wydawnictwo Sp. z o.o. sp. k., 2020

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych bez uprzedniego wyrażenia zgody przez właściciela praw.

      ISBN 978-83-66380-80-6

      Wydanie III, Łódź 2020

      JK Wydawnictwo Sp. z o.o. sp. k.

      ul. Krokusowa 3, 92-101 Łódź

      tel. 42 676 49 69

      www.wydawnictwofeeria.pl

      Wersję elektroniczną przygotowano w systemie Zecer firmy Elibri

      Dla wszystkich samotnych rodziców, którzy dają swoim dzieciom tyle zaangażowania i miłości, ile w wychowanie mojej siostry i mnie wkładała nasza matka.

      I dla Hedi.

Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym 20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      PRZEDMOWA

      Moja mama urodziła mnie przez cesarskie cięcie i nie mogła karmić piersią. W efekcie zostałam modelowym dzieckiem XXI wieku z problemami jelitowymi. Gdybym wówczas wiedziała na ten temat więcej, mogłabym obstawiać zakłady odnośnie do tego, jakie choroby dopadną mnie z czasem. Pierwsza pojawiła się nietolerancja laktozy. Nigdy się nie zastanawiałam, dlaczego od ukończenia piątego roku życia nie mogłam pić mleka i dlaczego w pewnym momencie utyłam, a potem znowu schudłam. Później przez długi czas wszystko było w porządku, aż powstała „rana”.

      Gdy miałam siedemnaście lat, na mojej prawej nodze ni z tego, ni z owego pojawiła się nagle nieduża ranka. Nie chciała się zagoić, dlatego po miesiącu poszłam do lekarza. Pani doktor, nie mając pojęcia, co mi dolega, przepisała jakąś maść. Trzy tygodnie później w ranach miałam już całą nogę. Wkrótce były nimi zajęte obie nogi, ramiona i plecy, a przez jakiś czas także twarz. Na szczęście wszystko działo się zimą, dlatego ludzie myśleli, że po prostu wyskoczyło mi „zimno” na wargach, a na czole zrobiło się niewielkie otarcie.

      Żaden lekarz nie wiedział, jak mi pomóc – obstawiano, że cierpię na coś w rodzaju atopowego zapalenia skóry. Pytano mnie, czy nie jestem zestresowana i czy nie mam zaburzeń psychicznych. Przepisany kortyzon trochę mi pomógł, ale gdy tylko go odstawiłam, wszystko zaczęło się od nowa. Przez cały rok latem i zimą nosiłam rajstopy, żeby rany nie sączyły się przez spodnie. W końcu wzięłam się w garść i postanowiłam sama poszukać informacji. Przypadkiem natknęłam się na opis choroby skóry mającej bardzo podobny przebieg do tego, czego ja doświadczałam. Pewien mężczyzna zaczął na nią cierpieć wkrótce po zakończeniu kuracji antybiotykowej. A przecież i ja brałam antybiotyki niedługo przedtem, zanim pojawiła się pierwsza rana.

      Od tego momentu przestałam postrzegać swoje dolegliwości jako chorobę skórną. Zrozumiałam, że problem tkwi w jelitach. Zrezygnowałam z nabiału, mocno ograniczyłam spożycie glutenu, brałam rozmaite preparaty zawierające dobre bakterie i ogólnie zaczęłam zdrowiej się odżywiać. To prawda, w tamtym czasie przeprowadzałam na sobie rozmaite dziwaczne eksperymenty… Gdybym była wówczas chociaż studentką medycyny, nie zdecydowałabym się na połowę z nich. Kiedyś, na przykład, przez wiele tygodni przedawkowywałam cynk, wskutek czego jeszcze kilka miesięcy później miałam wyjątkowo wyostrzony węch.

      Ostatecznie za pomocą kilku sprytnych sztuczek udało mi się uporać z problemami, co napawało mnie wielką dumą. Wtedy też na własnej skórze doświadczyłam, że wiedza to potęga. W rezultacie podjęłam studia medyczne.

      Tuż po ich rozpoczęciu na jakiejś imprezie usiadłam obok chłopaka o najbardziej nieprzyjemnym zapachu z ust, z jakim kiedykolwiek się spotkałam. Do tego był to zapach całkiem nietypowy – nie taki drapiący smrodek jak u zestresowanych starszych panów ani słodkawo-zgniły jak u rozmaitych cioć przesadzających ze słodyczami. Po chwili przesiadłam się w inne miejsce. Następnego dnia chłopak już nie żył. Popełnił samobójstwo. Myśl o tym nie dawała mi spokoju. Czy to możliwe, że brzydki zapach był wynikiem ciężkiej choroby jelit i czy takie schorzenie mogło też wpływać na nastrój?

      Minął tydzień, a ja zdecydowałam się porozmawiać o swoich przypuszczeniach z przyjaciółką. Kilka miesięcy później koleżanka zachorowała na bardzo ciężką „grypę jelitową”. Gdy spotkałyśmy się znowu, stwierdziła, że w tym, co mówiłam, jest być może głęboki sens, bo sama dawno już nie czuła się tak źle, również pod względem psychicznym. Postanowiłam więc wnikliwiej zająć się tym tematem. Odkryłam, że istnieje oddzielna gałąź medycyny poświęcona związkom pomiędzy jelitami a mózgiem, która rozwija się w błyskawicznym tempie. Jeszcze dziesięć lat temu było niewiele publikacji na ten temat, obecnie są już setki artykułów naukowych poświęconych tym zagadnieniom. Kwestia wpływu pracy jelit na nasze zdrowie i dobre samopoczucie należy współcześnie do głównych przedmiotów zainteresowania naukowców. Znany amerykański biochemik Rob Knight powiedział w wywiadzie dla „Nature”, że ten nurt badań jest co najmniej równie obiecujący, jak badania komórek macierzystych. I tak trafiłam na temat, który z dnia na dzień wydaje mi się coraz bardziej fascynujący.

      Podczas studiów spostrzegłam, że w medycynie wciąż traktuje się to zagadnienie po macoszemu. A przecież jelita są naprawdę wyjątkowym narządem. Odpowiadają dwie trzecie naszej odporności. One właśnie, pobrawszy energię z bułeczki albo z kotleta sojowego, wytwarzają ponad 20 własnych hormonów. Tymczasem studenci medycyny nie dowiadują się zbyt wiele na ten temat. Na odbywającym się w Lizbonie kongresie pod tytułem Microbiome and Health (Bakterie jelitowe a zdrowie), w którym brałam udział w maju 2013 roku, pojawili się nieliczni zainteresowani. Mniej więcej połowę uczestników stanowili przedstawiciele instytucji, które mogły sobie pozwolić, by być na „pierwszej linii frontu”, takich jak Harvard, Yale, Oksford czy EMBL Heidelberg.

      Czasem przerażeniem napawa mnie myśl, że naukowcy za zamkniętymi drzwiami dyskutują o ważnych odkryciach, a zwykli zjadacze chleba tkwią w całkowitej niewiedzy. Na pewno w wielu wypadkach typowa dla nauki ostrożność jest lepsza niż pochopne wygłaszanie autorytatywnych sądów, ale stały lęk przed dzieleniem się informacjami może też pogrzebać szanse na zdrowe życie wielu ludzi. W świecie nauki uznaje się już obecnie za pewnik, że w jelitach osób z określonymi kłopotami trawiennymi występują zaburzenia neurologiczne. Jelita tych chorych za pomocą wysyłanych przez siebie sygnałów pobudzają rejony mózgu odpowiedzialne za powstawanie poczucia winy. W efekcie chorzy mają wyrzuty sumienia, choć nie zrobili nic złego. Pacjenci czują się fatalnie i nie wiedzą, czemu tak się dzieje. Jeśli za radą lekarza trafią na leczenie psychiatryczne, przyniesie to więcej szkody niż pożytku! To tylko jeden z dowodów na to, że informacje o niektórych ustaleniach naukowych powinny szybciej znajdować