Ewa Pirce

Obietnica


Скачать книгу

będziemy zgranym duetem. – Potarł palcami brodę, jakby się nad czymś zastanawiał. – Duetem dwóch wyrzutków. – O ile to możliwe, jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.

      – Wyrzutków, którzy kiedyś pokażą tym gogusiom, na co ich stać. Czas jest naszym sprzymierzeńcem. – Odwzajemniłem uśmiech, choć mój był trochę oszczędniejszy.

      – Już cię lubię, Brianie – rzucił, po czym oddalił się tam, dokąd zmierzał, nim się na siebie natknęliśmy.

      – Ja cię jeszcze nie znam, ale zamierzam poznać i wtedy powiem ci, co myślę! – Zaśmiałem się i ruszyłem w kierunku szkoły.

      Najwyraźniej moje zmęczenie sięgnęło zenitu, ponieważ przysnąłem, lecz jak zwykle sen w moim wypadku nie wiązał się z odpoczynkiem. Dla mnie od zawsze była to walka, nieustanna bitwa. Przewracałem się z boku na bok, kiedy moją głowę zaatakował kolejny strzępek wspomnień.

      PUNKT

      3

      Wayfaring Stranger – Ed Sheeran

      Obudziłem się nagle i poderwałem na łóżku. W dłoniach ściskałem prześcieradło i ciężko oddychałem, usiłując się uspokoić i zapanować nad chaosem w głowie.

      – Pieprzone sny! – krzyknąłem, uderzając w wezgłowie łóżka.

      Zerknąłem na zegarek, czerwone cyfry świeciły intensywnie, informując, że od godziny, o której codziennie wstaję, dzieli mnie jeszcze pięćdziesiąt minut. Wiedziałem, że nie zdołam ponownie zasnąć. Otarłszy z twarzy pot, opadłem na poduszkę i wbiłem wzrok w sufit. Wpatrując się w niego, usiłowałem skupić myśli na tym, co mnie dzisiaj czekało. Chciałem obmyślić plan działania.

      Leżałem dopóty, dopóki ciszy nie przerwał dźwięk budzika. Szybko wstałem i zbiegłem do siłowni, by oddać się półgodzinnemu treningowi na bieżni, który pozwoli mi nabrać sił i naładuje energią na nowy dzień. Potem wylądowałem w łazience, gdzie poświęciłem dłuższą chwilę na relaks pod prysznicem. Po wszystkim zakręciłem wodę, owinąłem biodra ręcznikiem i nie tracąc czasu na osuszenie się, ruszyłem do kuchni, żeby przygotować koktajl proteinowy, od lat stanowiący moje śniadanie.

      Po wypiciu koktajlu i posprzątaniu po sobie wróciłem do sypialni, gdzie chwyciłem z komody telefon i wybrałem numer.

      – Scott, bądź u mnie za dwadzieścia pięć ósma – poleciłem bez żadnego wstępu, gdy osoba po drugiej stronie linii odebrała, i nie czekając na odpowiedź, przerwałem połączenie.

      Następnie zaszyłem się w garderobie, by wybrać garnitur. Dziś postawiłem na grafitowy, do tego popielata koszula i czarny krawat. Kiedy byłem gotów, ponownie zszedłem do kuchni. Czekała tam na mnie filiżanka mocnej czarnej kawy, przyszykowana przez panią Mirror, moją gosposię, która przychodziła pięć razy w tygodniu i każdego dnia przygotowywała dla mnie kawę, bym mógł się nią raczyć podczas piętnastominutowego studiowania prasy na skąpanym w promieniach słonecznych tarasie.

      – Może zdąży pan coś zjeść, panie Wild? Kupiłam po drodze świeżutkie croissanty. Są jeszcze ciepłe – zaproponowała, wskazując talerz pełen pachnących rogali ze złotą skórką, który właśnie przede mną postawiła.

      – Dziękuję, pani Mirror, ale muszę odmówić. Na mnie już pora.

      Złożyłem gazetę i rzuciłem ją na stół. Wstałem, dopiłem szybko kawę i podawszy gosposi pustą filiżankę, zapiąłem guzik marynarki.

      – Do widzenia, życzę spokojnego dnia. – Złapałem za aktówkę i nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do wyjścia.

***

      Dzień upłynął mi niezwykle szybko. Uczestniczyłem w kilku spotkaniach biznesowych, nawiązałem nową współpracę i odbyłem rozmowy z kandydatami na prawników. Wybór padł na absolwenta Yale, energicznego, pełnego pasji i woli walki trzydziestoletniego Jonathana Cassa. Właśnie kogoś takiego potrzebowałem do bitwy, jaką zamierzałem stoczyć z Hendersonem. Fakt, że patrzył na mnie z radością i niedowierzaniem, sprawił, że wydał mi się jeszcze lepszą osobą do roli mojej prawej ręki, a zarazem szpiega. Wszak wiadomo, że łatwiej sterować kimś, kto jest w ciebie wpatrzony i podziwia cię za to, co osiągnąłeś.

      Po pracy postanowiłem wpaść do baru. Potrzebowałem chwili dla siebie, relaksu przed tym, co czeka mnie jutro. Bo właśnie jutro zamierzałem zacząć wcielać w życie swój plan. Jutro nastąpi początek końca klanu Hendersonów, a na pierwszy ogień pójdzie najmłodsza z ich rodu.

      – Przyjedź po mnie za dwie godziny – powiedziałem do swojego szofera, zanim wysiadłem z limuzyny, i udałem się do Marqee, jednego z najbardziej prestiżowych klubów nocnych w Midtown. Byłem jego członkiem już od jakiegoś czasu i zdarzało mi się go odwiedzać, kiedy naszła mnie ochota.

      – Panie Wild. – Ochroniarz podniósł linę, by wpuścić mnie do środka.

      Kilka dziewczyn krzyczało za mną, bym zabrał je ze sobą, ale zignorowałem to i przestąpiłem próg budynku. Umiarkowanie głośna muzyka oraz wypełniona ludźmi sala przywitały mnie zaraz po zejściu do lochów.

      – Witaj, Jackson – rzuciłem do barmana. – Podaj mi brandy, lekko schłodzoną, ale bez lodu.

      – Już się robi, panie Wild.

      Natychmiast się odwrócił i zabrał do przyrządzania mojego drinka.

      Zdjąłem marynarkę i położyłem ją na wolnym hokerze stojącym tuż obok. Podwinąłem rękawy jasnoszarej koszuli, po czym oparłem przedramiona o krawędź blatu.

      – Proszę bardzo. – Jackson postawił przede mną szklankę z bursztynowym płynem. – Czy mogę panu podać coś jeszcze?

      – Na razie dziękuję. – Skinąłem głową, a następnie odwróciłem się z drinkiem w dłoni. Zacząłem lustrować wzrokiem salę, szukając kobiety, która będzie miała szczęście i zazna zaszczytu obciągnięcia mi dzisiejszej nocy.

      Zauważyło mnie kilka dziewczyn z grupy tańczącej nieopodal mojego miejsca. Ich zachowanie i mowa ciała sugerowały, że były chętne mi służyć. Jednakże żadna nie sprostała moim fizycznym wymaganiom. Wśród nich królowała sztuczność. Skąpo odziane ciała, usta i piersi wypełnione silikonem, tlenione włosy i sztuczne paznokcie. Kto, kurwa, w ogóle chce czegoś takiego dotykać? Nie różnią się niczym od dmuchanych lalek, które można kupić w każdym sex-shopie.

      Wychyliłem do końca swoją brandy i jednocześnie uniosłem dłoń, gestem prosząc o dolewkę.

      – Podwójna – rzuciłem, kiedy Jackson podszedł z butelką.

      Postawiłem przed nim szkło. Napełnił je alkoholem, a następnie zwrócił się do osoby, która właśnie podeszła do baru.

      – Burbon bez lodu, podwójny – moje uszy wypełnił naznaczony subtelnością głos.

      Zerknąłem w kierunku, z którego dochodził, i uniosłem w zdziwieniu brwi, widząc sięgającą po szklankę drobną postać. Z zainteresowaniem patrzyłem, jak ją przechyla, wlewając w siebie złocisty płyn.

      – Imponujące – szepnąłem do siebie, popijając swojego drinka.

      Dziewczyna musiała wyczuć moje spojrzenie, ponieważ zwróciła ku mnie głowę. Po ruchach jej ciała było widać, że jest skrępowana tym, że ktoś ją obserwuje. Rude, wyglądające na sztuczne loki spływały jej na ramiona, niewielkie piersi kryły się pod bladoróżowym sweterkiem, a dopasowane dżinsy opinały kuszące ciało.

      Uśmiechnąłem się do niej i unosząc delikatnie szklankę z alkoholem, opróżniłem ją do dna. Zmierzyła mnie wzrokiem, po czym odwróciła się, by powiedzieć coś do Jacksona, na tyle jednak cicho,