Steven Kotler

Przyszłość jest bliżej, niż nam się wydaje


Скачать книгу

zmniejsza się nawet do kilku centymetrów. A sensory Lidar montowane na autonomicznych pojazdach – zbierając 1,3 miliona punktów danych na sekundę – są w stanie wyłapać dosłownie wszystko.

      Ten trojaki trend zmniejszania wymiarów, obniżania ceny i zwiększania osiągów jest widoczny wszędzie. Pierwszy komercyjny GPS trafił do sklepów w 1981 roku. Ważył prawie 24 kilogramy i kosztował 119900 dolarów. Do 2010 roku zredukował się do kosztującego 5 dolarów chipa, który jest na tyle mały, że zmieściłby się na palcu. Innym przykładem może być układ nawigacji inercyjnej, który odpowiadał za sterowanie pierwszymi rakietami. W połowie lat 60. ubiegłego wieku było to urządzenie ważące ponad 20 kilogramów i kosztujące 20 milionów dolarów. Dzisiaj przyspieszeniomierz i żyroskop w telefonie komórkowym pełnią tę samą funkcję, ale kosztują około 4 dolarów i ważą mniej niż ziarnko ryżu.

      Możemy być pewni, że te trendy będą ulegać dalszemu wzmocnieniu. Żegnamy się ze światem mikroskopowym i wkraczamy w nowy – nanoskopowy. Ta zmiana już doprowadziła do powstania inteligentnego ubrania, biżuterii i okularów – jednym z wielu przykładów może być omówiona wcześniej obrączka Oura. Niebawem sensory zaczną się przenosić w głąb naszego ciała. Pojawił się już inteligentny pył – system miniaturowych urządzeń, które są w stanie odczytywać, przechowywać i transmitować dane. Dzisiaj pojedynczy okruch tego pyłu ma wielkość pestki jabłka. Jutro będzie wytwarzany w nanoskali, dzięki czemu będzie mógł swobodnie krążyć w naszym krwiobiegu, zbierając dane i badając jeden z ostatnich wielkich niepoznanych jeszcze obszarów – wnętrze ludzkiego ciała.

      Już niedługo będziemy mogli dowiedzieć się znacznie więcej o naszym ciele i o wszystkim, co nas otacza. Nadchodzi ogromna zmiana. Ilość danych, które będziemy mogli pozyskać z tych sensorów, jest trudna do wyobrażenia. Autonomiczny pojazd wytwarza 4 terabajty danych dziennie – taka ilość danych odpowiada 1000 pełnometrażowych filmów. Samolot pasażerski wytwarza 40 terabajtów danych, inteligentna fabryka – petabajt.

      Co zyskamy dzięki tym zbiorom danych? Całkiem sporo.

      Lekarze, chcąc monitorować stan zdrowia swoich pacjentów, będą mieli do dyspozycji nie tylko coroczne badania okresowe, ale strumień danych non stop płynący z naszego skwantyfikowanego życia. Rolnicy będą mieli dostęp do informacji o wilgotności gleby i powietrza, dzięki którym będą mogli wdrożyć precyzyjne podlewanie zapewniające zdrowsze plony, obfitsze zbiory oraz – co jest istotnym czynnikiem w czasach globalnego ocieplenia – znacznie mniejsze zużycie wody. W biznesie, skoro w czasach szybkich zmian chyżość triumfuje nad ociężałością, największą przewagę zyskają ci, którzy cechują się zwinnością. To, że różne organizacje wiedzą wszystko o swoich użytkownikach, stanowi alarmujące naruszenie prywatności, jednak równocześnie zapewnia im bardzo wysoki poziom sprawności – co może być jedynym sposobem na to, żeby w tych wciąż przyspieszających czasach utrzymać się w biznesie.

      Te rozpędzone czasy już nadeszły. W ciągu 10 lat zaczniemy żyć w świecie, w którym wszystko to, co będzie się dało zmierzyć, będzie mierzone – nieprzerwanie. Będzie to świat wyjątkowo radykalnej transparentności. Od krawędzi wszechświata przez dna oceanów do wnętrza układu krwionośnego nasza elektroniczna powłoka będzie generować sensorium stale napływających informacji do wykorzystania. Czy nam się to podoba, czy nie, żyjemy teraz na hiperświadomej planecie.

      Robotyka

      W marcu 2011 roku trzęsienie ziemi w Tokio wywołało tsunami na Pacyfiku. Powstałe w jego efekcie fale wysokości apartamentowców uderzyły w elektrownię atomową Fukushima Daiichi. W chaosie, który zapanował, jako pierwsze odmówiło posłuszeństwa awaryjne zasilanie elektrowni, wkrótce potem pompy przestały tłoczyć wodę, a na koniec system chłodzenia przestał zapewniać chłodzenie. Tym trzem wypadkom towarzyszyła seria eksplozji zmieszanego z powietrzem wodoru i katastrofalne zamieszanie. Miesiąc później, zgodnie ze skalą opracowaną przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej do mierzenia poziomu promieniowania emitowanego po wypadku, odczyt czujników wciąż był poza zakresem.

      Kluczową rzeczą dla ograniczenia tego promieniowania było jak najszybsze skierowanie na miejsce wypadku ekip porządkujących i czyszczących. Jednak poziom skażenia w Fukushimie wciąż był zbyt wysoki dla ludzi. Japonia od dawna była jednym ze światowych liderów w dziedzinie robotyki, więc do elektrowni wysłano droidy. Poniosły one jednak całkowitą porażkę. Na jedną narodową katastrofę nałożyła się druga. Trudny i niebezpieczny teren był jak pole minowe, a promieniowanie niszczyło ich elektroniczne obwody. W ciągu kilku miesięcy Fukushima stała się cmentarzyskiem robotów.

      Katastrofa szczególnie mocno uderzyła w Hondę. Kiedy tylko zaczął się kryzys w Fukushimie, korporacja musiała uporać się z ludźmi odbywającymi tysiące rozmów telefonicznych i wysyłającymi tysiące e-maili, błagających o to, żeby na miejsce wypadku został wysłany ASIMO – najbardziej wówczas zaawansowany humanoidalny robot na świecie. Przypominał on z wyglądu nastolatka, który przebrał się za astronautę z lat 50. ubiegłego wieku (w duży, biały, napompowany skafander kosmiczny), i był celebrytą o międzynarodowej sławie. To on uderzał w dzwonek, który otwierał sesje Nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych, dyrygował orkiestrą symfoniczną z Detroit i chodził po czerwonym dywanie na kilku premierach filmowych. Jest jednak ogromna różnica między paradowaniem wśród celebrytów a radzeniem sobie w złożonym środowisku, gdzie miał miejsce wypadek jądrowy. ASIMO, tak jak inne roboty wysłane do Fukushimy, okazał się niewystarczająco sprawny, żeby poradzić sobie z usuwaniem skutków wypadku. Stało się to wizerunkowym koszmarem dla Hondy i wywołało oburzenie w społeczności robotyków.

      Kilka lat później w odpowiedzi na to oburzenie Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności ogłosiła konkurs Robotics Challenge z pulą nagród w wysokości 3,5 miliona dolarów. Zadaniem było stworzenie humanoidalnego robota zdolnego do „wykonywania skomplikowanych zadań w niebezpiecznym, zdegradowanym środowisku zaprojektowanym przez człowieka”. Kluczowe są ostatnie słowa. Ogromne znaczenie ma to, żeby były to roboty humanoidalne, ponieważ żyjemy w świecie zaprojektowanym przez człowieka, zbudowanym w taki sposób, by wchodzić w interakcje z naszym fizycznym interfejsem – parą rąk, parą oczu, wyprostowaną dwunożną postawą.

      Rezultaty konkursu rozstrzygniętego w 2015 roku – można je zobaczyć w internecie – to ciąg kompromitujących wpadek robotów. Przewracają się, nie są w stanie wejść po schodach, sypią iskrami, po czym nieruchomieją na skutek zwarcia w obwodach. Nawet Gill Pratt, kierownik programu realizowanego przez Agencję i organizator konkursu Robot Challenge, nie był w stanie opanować się, relacjonując swoje własne wydarzenie: „Dlaczego ktoś miałby siedzieć w słońcu i prażyć się w upale, oglądając maszynę, która potrzebuje godziny na wykonanie 8 prostych zadań, z którymi my poradzilibyśmy sobie w ciągu 5 minut?”.

      Mimo to postęp w tej dziedzinie nastąpił szybko. Rok później na filmie opublikowanym online przez firmę Boston Dynamics mogliśmy zobaczyć robota o imieniu Atlas, zdobywcę drugiego miejsca w konkursie DARPA Challenge w 2015 roku. Widzimy, że sprawnie porusza się po śliskim podłożu w zaśnieżonym lesie, układa pudła w magazynie, a nawet odzyskuje równowagę po palnięciu go kijem do hokeja. Rok później na innym filmie widzimy Atlasa przemierzającego tor z przeszkodami, którego jednym z elementów było salto w tył z drewnianej konstrukcji, okraszone komentarzem w stylu sprawozdawcy sportowego – „Piruet o 180 stopni wykonany na podeście, zeskok z saltem w tył…”.

      Honda również włączyła się do gry. W 2017 roku firma skonstruowała prototyp bota przeznaczonego do walki ze skutkami katastrof, który potrafi wchodzić po drabinie, chodzić bokiem, a nawet przyjąć pozycję na czworaka i poruszać się na kłykciach po trudnym terenie. W ciągu 6 lat, które minęły od katastrofy w Fukushimie,