Steven Kotler

Przyszłość jest bliżej, niż nam się wydaje


Скачать книгу

przyspieszyć komputer. Tu coś można podłubać, tam coś zmienić. Całe to dłubanie i zmienianie odnosiło się jednak do pracy komputera już po starcie systemu.

      Jobs nie wydawał się przekonany.

      „Wiesz” – mówił dalej – „tak sobie myślę. Ile ludzi na świecie będzie używało tego Macintosha? Milion? Nie, raczej więcej. Założę się, że za parę lat będzie to 5 milionów… Powiedzmy, że na każdym uruchomieniu komputera możemy zaoszczędzić choćby 10 sekund. Pomnóżmy to przez 5 milionów użytkowników, co daje 50 milionów sekund, codziennie. Przez rok uzbiera się tyle, że odpowiada to chyba kilkunastu długościom ludzkiego życia. Więc jeśli uda ci się przyspieszyć uruchamianie systemu o te 10 sekund, oszczędzisz tym samym kilkanaście ludzkich żyć. To chyba jest gra warta świeczki, nie sądzisz?”

      W ciągu kilku miesięcy udało im się urwać 10 sekund z czasu uruchamiania komputera. A Jobs miał rację – dzięki dodatkowym sekundom naprawdę udało się zaoszczędzić czas wielu ludzi. Nie był to jednak odosobniony przypadek. Kryje się tu pewna prawidłowość, bo oszczędność czasu jest jedną z największych korzyści, jakie zyskujemy dzięki technologii.

      Mówiąc inaczej, skrócił się nie tylko czas uruchamiania systemu.

      Zastanówmy się nad jedną z częściej używanych przez ludzi technologii – wyszukiwarkami internetowymi. Przed ich powstaniem, kiedy chcieliśmy się czegoś dowiedzieć, trzeba było pójść do biblioteki, a to zabierało czas. Ile czasu? W 2014 roku Yan Chen, ekonomista behawioralny z Uniwersytetu Michigan, zadał uczestnikom swojego eksperymentu szereg pytań. Połowie z nich zapewnił dostęp do internetu, a drugiej – dostęp do biblioteki. Potem uruchomił zegar. Ci, którzy korzystali z internetu, potrzebowali średnio 7 minut na odpowiedź, szukający w bibliotece – 22 minuty. Oznacza to, że za każdym razem, kiedy wpisujemy zapytanie w wyszukiwarce, technologia pozwala nam zaoszczędzić 15 minut. Jeśli do tego przykładu zastosujemy logikę, którą posłużył się kiedyś Jobs, i uwzględnimy 3,5 miliarda zapytań, które dziennie obsługuje Google, przekonamy się, że wyszukiwarka internetowego giganta każdego dnia pozwala nam zaoszczędzić 52,4 miliardów minut. Nie da się ukryć, że Jobs miał rację – odpowiada to naprawdę wielu życiom.

      To samo odnosi się do czasu, który możemy zaoszczędzić dzięki zakupom w internecie, rozrywce dostępnej online i całej reszcie. Jeśli ktoś kiedyś chciał kupić na przykład zegarek, trzeba było – pamiętacie? – pójść do sklepu. Jeśli chciał zobaczyć film, musiał samochodem pojechać do kina. Zarezerwowanie biletu na samolot wymagało przeprowadzenia niekiedy kilku rozmów telefonicznych, oczekiwania na połączenie i niekiedy na ludzi z krwi i kości. Dzisiaj tak już nie jest, i ma to swoje konsekwencje.

      Innowacyjność wymaga wolnego czasu. Kilka stuleci temu jedną z najważniejszych przyczyn, dla których świat zmieniał się tak wolno, było to, że brakowało nam czasu, żeby go zmieniać. Większość naszego dnia poświęcaliśmy podstawowym życiowym koniecznościom – zdobywaniu pożywienia, dostarczaniu wody, szyciu, cerowaniu, szorowaniu i tak dalej. Technologia, jak pokazał Jobs, rozwiązuje takie problemy.

      W ciągu ostatnich 100 lat urządzeniom oszczędzającym pracę ludzką – termin ten oznaczał niegdyś elektryczność, bieżącą wodę i urządzenia domowe – rzeczywiście udało się zredukować ilość pracy domowej (jak się powszechnie przyjmuje – naszego najmniej ulubionego zajęcia) z 58 godzin tygodniowo w 1900 roku do 1,5 godziny w 2011. Dla przedsiębiorców i wynalazców oznacza to odzyskanie tygodnia pracy, całkowicie za darmo, każdego miesiąca, dzięki temu, że po prostu żyjemy.

      Znaczy to zatem, że oszczędność czasu jest nie tylko korzyścią płynącą z technologii, ale również siłą napędową innowacji – kolejną siłą, która dodatkowo przyspiesza to, co już zostało przyspieszone. Czas, który udaje się nam zaoszczędzić dzisiaj, blednie jednak w porównaniu z tym, co będzie możliwe jutro. Pod koniec XIX wieku podróż z Nowego Jorku do Chicago odbywana dyliżansem trwała 4 tygodnie. Kilka dekad później pociągi skróciły ją do około 4 dni. Dzięki samolotom trwa ona dzisiaj 4 godziny. A za kilka lat, kiedy w tę podróż ruszymy w Hyperloopie, zajmie ona niecałą godzinę. Wirtualna rzeczywistość i awatary mają potencjał zniwelowania jej do zera.

      Sensory dodają inteligencji naszym urządzeniom, a nam pozwalają zaoszczędzić wiele godzin naszego życia. Podajmy przykład tego, że wkrótce, kiedy zabraknie nam kawy, nasza inteligentna lodówka zauważy to i zamówi ją dla nas. Zakup zostanie zrealizowany na podstawie opartej na łańcuchu bloków inteligentnej umowy, a dron Amazona dostarczy ją prosto do naszego domu. To, że skończyła się kawa, zauważymy dopiero wtedy, kiedy z umieszczonej na zewnątrz skrzynki odbiorczej będziemy wyciągać nowe opakowanie, żeby schować je w szafce w kuchni. Oczywiście, w dość nieodległej przyszłości nasz robot kamerdyner będzie to robił za nas.

      Największe korzyści płynące z takich rozwiązań zaczniemy odczuwać w naszym życiu zawodowym. W obszarach takich jak badania materiałowe i testy medyczne, dzięki temu, że nowe substancje będziemy badać w komputerze, a nie w laboratorium, sztuczna inteligencja skróci czas ich poszukiwania z lat do tygodni. Komputery kwantowe pozwolą na zrobienie więcej w krótszym czasie. Druk 3D o całe miesiące skróci procesy wytwarzania produktów i prowadzenia prac budowlanych… resztę łatwo sobie wyobrazić.

      Wszystkie te rozwiązania będą miały wpływ na tempo wzrostu innowacyjności. Im więcej zbierze się dodatkowych godzin, im grubsza będzie ta żyła złota, tym więcej czasu będą mieli przedsiębiorcy, innowatorzy, przysłowiowi chłopacy i dziewuchy majstrujący w garażach na eksperymentowanie, nieuchronne porażki, konieczne zmiany, kolejne porażki i kolejne zmiany, aż wreszcie uda im się trafić w dziesiątkę. Technologia skróciła długość cyklu opracowywania innowacji i równocześnie dała innowatorom więcej czasu na pracę nad nimi. Powstała w ten sposób pętla rosnącego sprzężenia zwrotnego napędzającego akcelerację – a nie jest ona jedyna.

      Siła numer 2: dostępność kapitału

      To był jeden z najlepszych podwójnych ciosów w historii. Pierwszy z nich został zadany w 1957 roku, kiedy Rosjanie wysłali na orbitę okołoziemską sztucznego satelitę nazwanego Sputnik. Potem rozpętało się piekło. Edward Teller, ojciec bomby wodorowej, nazwał to wydarzenie „największą porażką Stanów Zjednoczonych od czasów Pearl Harbor”. Senator Mike Mansfield ostrzegał: „Gra toczy się o najwyższą stawkę – o to, czy przetrwamy”. Rosjanie na tym jednak nie poprzestali i po pierwszym ciosie nastąpił kolejny – zaledwie 4 lata później Jurij Gagarin stał się pierwszą osobą, która okrążyła Ziemię w statku kosmicznym. Ameryka wkrótce odpowiedziała na to wyzwanie, jeszcze bardziej schładzając zimnowojenne stosunki i inaugurując wyścig kosmiczny.

      Dzięki czemu podjęliśmy tę walkę? Dzięki pieniądzom. Masie pieniędzy.

      Kilka miesięcy później odpowiedzią prezydenta Kennedy’ego było powołanie do życia programu Apollo i przeznaczenie 2,2 procent PKB na przemysł lotniczy i kosmiczny. Szeroko płynąca fala pieniędzy tak mocno napędzała erę innowacji, że od suborbitalnego lotu Alana Sheparda do śladów Neila Armstronga odciśniętych na powierzchni Księżyca minęło zaledwie 8 lat.

      Nie mogło być inaczej.

      Nic tak nie przyspiesza rozwoju technologicznego jak pieniądze. Im więcej baksów, tym więcej postaci takich jak Buck Rogers. Więcej pieniędzy to więcej ludzi, którzy eksperymentują, doznają porażek, znów eksperymentują i w końcu dokonują wielkich odkryć. Przybliża nas to do naszej kolejnej siły – bezprecedensowego wzrostu wysokości dostępnego kapitału.

      Dzisiaj innowatorom jest łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej znaleźć finansowanie dla swoich projektów. Dzięki temu bogactwu możemy przeznaczać pieniądze na jeszcze więcej innowacyjnych rozwiązań – kolejne loty na Księżyc,