ść 5"/>
Tytuł oryginału BELGRAVIA
Przekład ANNA BAŃKOWSKA
Redaktor prowadzący ADAM PLUSZKA
Redakcja DOMINIKA CIEŚLA-SZYMAŃSKA
Korekta MAŁGORZATA KUŚNIERZ
Projekt okładki The Orion Publishing Group
Adaptacja okładki ANNA POL
Copyright © for the translation by Anna Bańkowska
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2016
Warszawa 2016
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-65586-12-4
Wydawnictwo Marginesy
ul. Forteczna 1a,
01-540 Warszawa
tel. 48 22 839 91 27
e-mail: [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.
Belgravia
First published in Great Britain in 2016 by Weidenfeld & Nicolson
Copyright © The Orion Publishing Group Limited 2016
JULIAN FELLOWES’S is an unregistered trade mark of Julian Fellowes and is used by The Orion Publishing Group Limited under licence BELGRAVIA is a registered trade mark of The Orion Publishing Group Limited
Lindy Woodhead była odpowiedzialna za konsultację historyczną podczas powstawania Belgravii Juliana Fellowesa
Imogen Edwards-Jones zajęła się redakcją merytoryczną podczas powstawania Belgravii Juliana Fellowesa
The right of Julian Fellowes to be identified as the author of this work has been asserted in accordance with the Copyright, Designs and Patents Act 1988.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania informacji ani przekazywana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, ani w inny sposób rozpowszechniana w innej niż ta, w której została opublikowana.
Wszystkie postaci występujące w książce są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób żywych lub martwych jest czysto przypadkowe.
5
Schadzka
Susan Trenchard leżała w łóżku, słuchając dzwonów kościoła Wszystkich Świętych w Isleworth. Od czasu do czasu dobiegały ją odgłosy od strony rzeki: nawoływania przewoźników, plusk wioseł. Rozejrzała się po pokoju. Urządzono go bardziej w stylu sypialni w wielkopańskim domu niż jak pokój do wynajęcia: ciężkie brokatowe zasłony, klasyczny kominek i wytworne łoże z baldachimem, zresztą nadzwyczaj wygodne. Inną kobietę zastanowiłby może fakt, że John Bellasis wynajmuje mały domek w Isleworth ze skromną jadalnią, wielką luksusową sypialnią i… niczym więcej, poza pomieszczeniem gospodarczym i być może izdebką dla małomównego fagasa do obsługi. I jeszcze coś: kiedy tu przyjechali, ten służący nie zadawał żadnych pytań, tylko od razu podał pyszny lunch, a potem wprowadził ich do sypialni z zaciągniętymi zasłonami i ogniem na kominku. Można by założyć, że aż za dobrze wiedział, jak przebiegają tego typu spotkania, i uznać to za podejrzane. Ale Susan czuła się zbyt szczęśliwa, zbyt usatysfakcjonowana, by szukać dziury w całym. Przeciągnęła się.
– Powinnaś się już ubrać – zauważył John, który właśnie zapinał spodnie przy łóżku. – Jem obiad na mieście, a ty musisz wrócić na czas, żeby zdążyć się przebrać.
– Naprawdę?
Susan podciągnęła się wyżej na poduszce. Kasztanowe włosy opadały jej w puklach na gładkie białe ramiona. Patrzyła na Johna, przygryzając pulchną wargę, i w tej pozie była wprost nieodparcie pociągająca, z czego świetnie zdawała sobie sprawę. John usiadł przy niej i przesunął palcem po jej szyi aż do obojczyka. Zamknęła oczy, a on ujął ją pod brodę i pocałował.
Jakim nadzwyczajnym darem losu okazała się ta Susan Trenchard! Spotkanie u ciotki, chociaż zupełnie nieplanowane, zaowocowało największym odkryciem sezonu. John naprawdę uwierzył, że ta kobieta zapewni mu rozrywkę na całe tygodnie.
To Speer, jej pokojowej, zawdzięczał łatwość, z jaką nawiązał ten romans. Jak na oschłą kobietę o żałosnej aparycji, wykazała się niezwykłą zręcznością w przygotowaniu gruntu do uwiedzenia swojej pani. Zresztą Susan w zasadzie nie wymagała zachęty, szczególnie gdy chodziło o kogoś tak biegłego w miłosnych arkanach jak John. Zawsze umiał wypatrzyć kobiety gotowe zbłądzić. Już podczas pierwszej rozmowy z Susan w Brockenhurst House zauważył jej znudzenie i brak uczucia do męża. Musiał tylko pochlebić jej nieco, skomplementować urodę, wysłuchać uważnie, co ma do powiedzenia, i tak krok po kroku utwierdzał się w przekonaniu, że potrafi ją odciągnąć od tego wymoczka Olivera Trencharda. Kobiety to naprawdę nieskomplikowane stworzenia, myślał, patrząc teraz w jej jasnoniebieskie oczy. Mogą się wahać i trząść z oburzenia, doznawać szoku na samą myśl o zdradzie, ale to tylko stadia, przez które po prostu muszą przejść. Od chwili, kiedy Susan roześmiała się z jego dowcipu, wiedział, że wystarczy mu kiwnąć na nią palcem.
Po tym pierwszym spotkaniu przy Belgrave Square napisał do niej liścik, a ze względu na dyskrecję wysłał go pocztą, za cenę jednego pensa. W możliwie kwiecistych i romantycznych słowach wyznał w nim, jak miło wspomina ich rozmowę i jakie wrażenie zrobiła na nim jej wyjątkowa uroda. Po prostu nie potrafi o niej zapomnieć, narzekał, uśmiechając się do siebie, bo już widział w myślach jej minę.
Zaproponował, aby spotkali się na herbacie w Morley’s Hotel przy Trafalgar Square. Był to dość chętnie odwiedzany lokal, ale raczej nie przez bliskich znajomych Johna. Zaproszenie miało być czymś w rodzaju próby: jeśli Susan należy do tych, które potrafią sfabrykować pretekst, by pojechać na drugi koniec Londynu i spotkać się z nim w środku dnia, to znaczy, że dość luźno traktuje prawdę, jest zdolna do podwójnego życia, a więc warta zachodu. Ledwie udało mu się zapanować nad uczuciem triumfu, kiedy zobaczył, jak w towarzystwie Speer wchodzi przez szklane obrotowe drzwi hotelu.
Oczywiście trzeba zaznaczyć, że w większości tych spekulacji John gruntownie się mylił. Miał tak wysokie mniemanie o swojej uwodzicielskiej mocy, że nawet nie przeszło mu przez myśl, iż Susan Trenchard wcale nie trzeba uwodzić. Prawdę rzekłszy, świadomość wspaniałych perspektyw Johna na przyszłość połączona z autentycznym zainteresowaniem sprawiła, że natychmiast postanowiła zostać jego pierwszą metresą. Jeśli dobrze pójdzie, to potem się zobaczy, jak daleko można na tym zajechać. Powinien zrozumieć, że sam fakt dopuszczenia pokojowej do sekretu (musiała to zrobić, żeby zapewnić sobie towarzystwo w drodze do hotelu) oznacza jej aktywny, a nie tylko bierny udział w spisku. Przecież nikt nie będzie wypytywał żony, która wybrała się do miasta z pokojową. Jest po temu mnóstwo racjonalnych powodów: zakupy, lunch z przyjaciółką, wizyty, wszystko ujdzie, dopóki będzie razem ze Speer. Okazując jej zaufanie, Susan zapewnia sobie powodzenie planu. Niewątpliwie pozwoli Johnowi myśleć, że to on zawrócił jej w głowie i namówił do grzechu… Wszyscy mężczyźni lubią czuć, że to oni prowadzą w tańcu, ale w rzeczywistości, gdyby sama Susan nie zechciała zejść na manowce, to nic by się nie wydarzyło.
Tego dnia powiedziała Oliverowi, że umówiła się z dawną szkolną przyjaciółką ze wsi i wybiera się z nią na wystawę w National Gallery. Mąż nawet nie zapytał o nazwisko tej kobiety; chyba ucieszył się, że Susan sama znalazła sobie rozrywkę.
W hotelowym foyer Speer taktownie się ulotniła, pozwalając swojej pani samej wejść do sali. John siedział w kącie obok fortepianu, za plecami miał bujną