Уильям Шекспир

Poskromienie złośnicy


Скачать книгу

t="Okładka" target="_blank" rel="nofollow" href="#fb3_img_img_30c32211k4d00g5ab9da4ede0749d37aa746.jpg"/>

      William Shakespeare

      Poskromienie Złośnicy

      Wydane w formacie ePUB przez Imprint Sp. z o.o. – 2011 rok.

      UGŁASKANIE SEKUTNICY. PRZEKŁAD JÓZEFA PASZKOWSKIEGO.

      OSOBY.

      DZIEDZIC.

      KRZYSZTOF SZLAJ, Szewc, Pijak.

      Karczmarka, Paź, Aktorzy, Strzelcy i Słudzy. Osoby występujące we Wstępie

      BAPTYSTA, bogaty Paduańczyk.

      WINCENCYUSZ, stary obywatel z Pizy.

      LUCENCYUSZ, syn jego.

      PETRYCY, obywatel z Werony.

      GREMIJO.

      HORTENSYUSZ. Ubiegający się o Biankę.

      TRANIJO.

      BIONDELLO

      GRUMIJO.

      KURTYS. Słudzy Petrycego.

      KOMMISSANT.

      KATARZYNA.

      BIANKA. Córki Baptysty. Pani DOROTA, Wdowa, idąca za mąż za Hortensyusza. Krawiec, Modniarka i Służba Baptysty i Petrycego. Rzecz dzieje się poczęści w Padwie, poczęści w domu Petrycego na wsi.

      PROLOG.

      Scena I.

      Przed karczmą w lesie. Wchodzi SZLAJ, za nim KARCZMARKA. SZLAJ. Ejże, bo wasanię pogłaszczę kułakiem. KARCZMARKA. W dybach ci siedzieć, ty łobuzie. SZLAJ. Cicho, babo. Szlajowie nie łobuzy. Zajrzyj do kronik: przybyliśmy tu z Ryszardem, Zdobywcą[1]. Stul więc swój pytel i zostaw świat w pokoju. KARCZMARKA. Zapłacisz mi za potłuczone szklanki, czy nie? SZLAJ. Ani szeląga. Odczep się, kobieto. Wleź W zimne łóżko i rozgrzej się. KARCZMARKA. Już ja sobie z tobą poradzę: pójdę sprowadzić konstabla.

      (Wychodzi). SZLAJ. Sprowadź ich i dziesięciu; nie boję się: znam prawo. Żebym zmarniał, jeżeli ci na włosek ustąpię. Sprowadź go, sprowadź, tylko w galop!

      (Kładzie się na ziemi i zasypia).

      (Odgłos myśliwskich rogów. Dziedzic wracający z polowania, wchodzi ze Strzelcami i Służbą). DZIEDZIC. Mości nadleśny, miej o psach staranie:. Każ je na sfory pobrać. Biedny Zagraj Strasznie się zmachał. Skupluj Śpiewkę z Pisklą; Czyś widział, jak się Grżmilas popisywał Na zimnym tropie, tam na skręcie plota? Nie oddałbym go za dwadzieścia funtów. NADLEŚNY. Puzan jest równie dobry, Jaśnie Panie;. On przecie pierwszy dziś doławiać zaczął, I dał dwukrotnie obrót rogaczowi: Bodaj czy nawet on nie lepszy. DZIEDZIC. Brednie! Gdyby Przygrywka była równie chyża, Wyżej bym cenił ją, niż tuzin takich. Karmże ich dobrze i miej o nich pieczę. Jutro mam zamiar znowu zapolować. NADLEŚNY. Stanie się wszystko, jak Jaśnie Pan każe. DZIEDZIC

      (spostrzegając Szlaja). Co to jest? Ktoś nieżywy albo spity. Pójdźcieno i zobaczcie, czy oddycha. LEŚNICZY. Oddycha, Jaśnie Panie. Sznaps go grzeje, Inaczej hultaj nie spałby tak twardo, W tak zimnem łóżku. DZIEDZIC. O, plugawe bydlę! Leży jak świnia. Jak odrażającym Jest taki obraz śmierci! jak ohydnym! Wiecie co, muszę sobie z tym pijakiem Jaki żart zrobić. Gdyby go, naprzykład, Przenieść do łóżka, dać mu ciepłe szaty, Drogich pierścieni nakłaść mu na palce, Przy łóżku sutą ucztę mu postawić, A wpodle strojną, służbę, coby skinień Jego czekała, skoro się przebudzi? Czyliżby grądal ten nie stracił głowy? NADLEŚNY. Niechybnie by tak było, Jaśnie Panie. LEŚNICZY. Dziwnemby mu się to wydało. DZIEDZIC. Prawda? Jak sen łudzący, rozkoszne marzenie.

      (Do Służby), Weźcież go, zręcznie żart ten przeprowadźcie. Złóżcie go w głównej sali mego zamku; Porozwieszajcie w koło malowidła Drażniące zmysły; brudną, jego głowę Woniejącemi zlejcie olejkami, A salę drzewem obkadźcie laurowem; Niechaj muzyka będzie w pogotowiu Zabrzmieć mu słodkim hymnem, jak się ocknie; A gdy przemówi, poskoczcie co żywo, I w kornej, pełnej attencji postawie, Spytajcie: co nam Jaśnie Pan rozkaże? Niech jeden srebrną poda mu miednicę, Z różaną wodą, ustrojoną w kwiaty; Drugi niech trzyma dzbanek, trzeci ręcznik; – I zapytajcie: czy Wasza Cześć życzy Ochłodzić sobie ręce? Inny znowu, Niech przed nim stanie z bogatemi szaty, I niech go spyta, jaką chce wdziać suknię. Inny o koniach i psach niech mu prawi, I o zmartwieniu, jakie jego słabość Małżonce jego sprawia. Wmówcie w niego, Że był warjatem, jeźli zaś wam powie, Że jest Maciejem, Wojtkiem albo Bartkiem; Powiedźcie mu, że marzy, bo w istocie Nie jest czem innem jedno wielkim panem. Zróbcie to, moi drodzy, tylko gładko: Tym więcej będzie pociech, im się gładziej I naturalniej ten żart poprowadzi. PIERWSZY SŁUGA. Wywiążem się z ról naszych, Jaśnie Panie, I otumanim go tak, że da wiarę Iż jest tym, kim go tytułować będziem. DZIEDZIC. Podnieścież go ostrożnie i do łóżka! A jak się zbudzi, każdy pełnij swoje.

      (Kilim Sług wynosi Szlaja).

      (Trąbka się odzywa). Kogoż ta trąbka zwiastuje? – Idź zobacz.

      (Wychodzi Sługa). Może to jaki wielki pan, co w drodze To miejsce sobie obrał ku wytchnieniu.

      (Sługa powraca), No i cóż? SŁUGA. Proszę łaski Jaśnie Pana, To komedjanci, którzy sobie życzą Polecić służby swoje Jaśnie Panu. DZIEDZIC. Każ im przyjść.

      (Wchodzą Aktorowie). Witam was, moi panowie. PIERWSZY AKTOR. Dziękujem Jaśnie Wielmożnemu Panu. DZIEDZIC. Czybyście u mnie chcieli spędzić wieczór? DRUGI AKTOR. Jeżeli Jaśnie Wielmożny Pan raczy Przyjąć usługi nasze. DZIEDZIC. Jak najchętniej. Ten tu jegomość jest mi znany: pomnę Jak raz grał syna dzierżawcy i chwacko Smalił cholewki do córki dziedzica; Imię waćpana wyszło mi z pamięci, Aleś grał z wielką prawdą, z wielką werwą. PIERWSZY AKTOR. W roli Sotona zapewne? DZIEDZIC. W tej samej: Odegrałeś ją Waćpan przewybornie. No, bardzom kontent, moi przyjaciele, Żeście przybyli, tem bardziej, że właśnie Mam pewien żart na myśli, do którego Wasz talent wielce może mi dopomódz. Jest u mnie w zamku jeden pan, co jeszcze Nie zna teatru i pierwszy raz będzie Na przedstawieniu waszem. Otóż nie wiem, Czy potraficie być panami siebie, Patrząc na jego minę ogłupiałą, I czy zdołacie nie parsknąć od śmiechu; Coby go obraziło, jest on bowiem Na takie rzeczy niezmiernie draźliwy… PIERWSZY AKTOR. Może być Jaśnie Wielmożny Pan o to Spokojny; będziem mieli moc nad sobą, Choćby wyglądał śmiesznie jak sam Komus. DZIEDZIC

      (do jednego Sługi). Idź ich zaprowadź do gościnnej izby; Przyjm ich uprzejmie i niech im nie zbywa Na niczem, na co stać memu domowi.

      (Wychodzi Sługa z Aktorami),

      (Do innego Sługi). A waść pobiegnij do mojego pazia Bartolomea i każ mu się ubrać Jak dama: poczem wejdź z nim do pokoju Tego pijaka; nazywaj go panią, I bądź z najgłębszem dlań uszanowaniem. Po wiedz mu, jeźli dba o moję łaskę, Żeby się względem tego pijanicy Tak zachowywał, jak widywał nieraz Zachowujące się szlachetne damy Względem swych mężów. – Niech przemawia słodko. Nadskakująco chodzi koło niego; I niech mu powie: co rozkażesz, Panie, W czemby twa żona i powolna sługa Mogła ci swoje posłuszeństwo, swoję Miłość okazać? Ściskając go potem, I obsypując pocałowaniami, Na piersi jego pochylając głowę, Niech łzy wylewa, jakoby z radości, Że jej szlachetny pan do zdrowia wrócił, Po siedmiu latach szału, w ciągu których Sądził się biednym, nikczemnym prostakiem. Jeźli zaś chłopak nie ma właściwego Kobietom daru, lania łez udanych, Cebula k'temu dobrym będzie środkiem; Niech ją nieznacznie w chustkę sobie włoży, I trze nią oczy, a pewnie się zwilżą. Spraw to, jak tylko będziesz mógł najprędzej: Niedługo dam ci inne polecenia.

      (Wychodzi Sługa). Wiem, że ten chłopiec uda doskonale Układ, głos, ruchy i maniery damy. Pilno mi słyszeć, jak on tego draba Swoim małżonkiem tytułować będzie, I patrzeć, jak się