g" alt="718"/>
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
Projekt okładki i stron tytułowych
Wioletta Markiewicz
Zdjęcia na okładce
© monkeybusinessimages | istockphoto.com
Redakcja
Justyna Nosal-Bartniczuk
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Barbara Kaszubowska
Niniejsza powieść to fikcja literacka. Jakiekolwiek podobieństwo do wydarzeń lub postaci autentycznych jest zupełnie przypadkowe.
Wydanie I, Katowice 2019
Wydawnictwo Szara Godzina s.c.
Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.
ul. Kabaretowa 21, 01-942 Warszawa
tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12
© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2018
ISBN 978-83-66201-57-6
Rozdział 1
Nagie drzewa szarpane podmuchami zdawały się bezradne, pogodzone z przeznaczeniem. Świst wiatru hulającego na zewnątrz, piętrzące się chmury na stalowym niebie, szarość dnia szybko ustępująca miejsca wieczorowi…
Magda stała przy oknie, otępiałym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Zastanawiała się, czym jest przeznaczenie. Chwilą zapomnienia? Niespodzianką, na którą nikt nie czekał? Radością, której nikt się nie spodziewał? Myśli kobiety błądziły wokół zdarzeń sprzed kilku miesięcy, które zmieniły jej dotychczasowe życie. Westchnęła i szybkim ruchem zasłoniła rolety w oknie. Kiedy je zamawiała, nie mogła pozbyć się wrażenia, że sprzedawca patrzy na nią, jakby była niespełna rozumu. Dwukrotnie dopytywał, czy jest pewna wyboru. Jak mogłaby nie być? Przemyślała ten zakup dokładnie. Kochała kolory. Nuda to pojęcie nieobecne w jej słowniku. Wyraziste wzory geometryczne i barwy cieszyły jej oczy. Miała wrażenie, że to właśnie od nich czerpie energię. Po co miałaby to zmieniać? Rolety zaciągała nawet w dzień. Przenikające się odcienie szarości, granatu czy zieleni doskonale oddawały jej podejście do życia.
Cichy odgłos zamykanych drzwi od łazienki sprawił, że się ocknęła. Podeszła do szafy i po raz kolejny tego popołudnia otworzyła ją. Przez dłuższą chwilę krytycznie przyglądała się garderobie. Same worki, które zmuszona była kupić. Może gdyby nie tyła w takim tempie, byłoby jej łatwiej zaakceptować zachodzące w jej organizmie zmiany. Ale nie. Ona jak zawsze miała pod górkę. Czuła się jak hipopotam, a patrząc w lustro, nie miała wątpliwości, że wygląda dokładnie jak ten ssak. Bycie fit to kit. Przynajmniej w jej przypadku. Nie dawała rady wytrzymać na diecie. Miała tryliardy zachcianek i Darka, który nie krytykował żadnej z nich. Jak mogła się powstrzymać, gdy na wigilijnym stole niedoszła teściowa postawiła misę wypełnioną pierogami z kapustą i grzybami? Co z tego, że później Magda samodzielnie nie mogła się wydostać zza stołu? W święta po raz pierwszy od dawna pozwoliła sobie na zjedzenie tiramisu, karpatki i domowej roboty eklerek. Wcześniej jej rozum głośno protestował. Ostatnio jakby zupełnie przestał kontrolować kaprysy. Odpuścił sobie? Poddał się? Dlaczego? Bo ciąża? Bo dziecko ma swoje prawa?
Magda wyjęła najnowszy nabytek i wraz z wieszakiem przytknęła sukienkę do siebie. Kolor, owszem, mógłby zachwycić, gdyby fason był bardziej kobiecy, a rozmiar znacznie mniejszy. Kobieta zacisnęła usta i odrzuciła sukienkę na łóżko, po czym znowu sięgnęła do szafy. Tym razem wyjęła białą tunikę. Tak, ta była elegancka. Gdyby dodać do niej krótką spódniczkę i długie kozaki na obcasie, Magda mogłaby wyglądać jak dawniej. Jej oczy w naturalny sposób się rozjaśniły. Przebiegła wzrokiem po półkach z butami. Znalazła te, które uwielbiała: zamszowe, z długimi frędzlami zwisającymi wokół kostek. Idealne. Teraz pozostał już tylko wybór spódnicy. Nawet nie próbowała żadnej przymierzyć. Iskierka nadziei gasła w jej oczach z każdym kolejnym wieszakiem przesuwanym w szafie. Wreszcie sięgnęła do komody, w której trzymała kilka par legginsów – ostatnimi czasy najwygodniejszego stroju. Wyjęła te, które wydawały się najbardziej odpowiednie na wyjście, i zaczęła się w nie wciskać. Z tuniką poszło o wiele sprawniej.
Kiedy już się ubrała, drzwi do sypialni, od niedawna dzielonej z mężczyzną, się uchyliły. Wszedł Darek. Miał na sobie koszulę w kratę i spodnie dresowe. Magda pomyślała, że ów zestaw to oznaka zadomowienia. Było to dla niej osobliwe spostrzeżenie. Dotychczas z żadnym facetem nie mieszkała. Owszem, kilku miało na to ochotę, ale do tanga trzeba dwojga. Magda wolała solówkę. Westchnęła, powracając do czynności, która z każdym dniem zajmowała jej coraz więcej czasu i sprawiała coraz więcej trudności.
– Hej – zaczął Darek, całując ją w ucho. – Widzę, że już coś wybrałaś.
– Może nie całkiem, ale jestem na najlepszej drodze. – Delikatnie się uśmiechnęła.
– Nie mogę się doczekać, kiedy włożysz tę sukienkę. – Wymownie spojrzał w stronę łóżka.
Magda podążyła za jego wzrokiem. Cholera! Nie zdążyła schować fioletowego worka, który kupił dla niej na dzisiejsze wyjście. Czy faceci myślą, że jak im się coś podoba, to kobieta też musi piać z zachwytu? Odkąd sięgała pamięcią, sama dbała o garderobę i całkiem dobrze jej to wychodziło. Czasem udało jej się wyciągnąć na wspólne zakupy Marcelinę, ale w zasadzie tylko po to, by to ona kupiła coś sensownego.
– Chyba w nią nie wejdę – skłamała, wijąc się niczym piskorz.
– Wczoraj mówiłaś, że ostatnio nie tyjesz, więc może chociaż spróbujesz? – zachęcał, podając jej sukienkę.
Bez zbędnego pośpiechu wyjęła wieszak i trochę za mocno rzuciła go na łóżko, jakby to on był wszystkiemu winien. Proces zdejmowania ubrań toczył się powoli. Bardzo powoli. Darek wytrwale czekał.
– Pomóc ci z legginsami? – zaoferował, ale jej zimny wzrok wystarczył za odpowiedź. – To wcale nie znaczy, że jesteś gruba. – Usiłował tłumaczyć. – Wyglądasz naprawdę pięknie.
– Nie brnij w to – ostrzegła go, po czym zaczęła wpychać się w kieckę.
Spróbowała wygładzić kilka fałd, które pojawiły się w okolicach jej wydatnego biustu. Nie miała odwagi spojrzeć w lustro. Nerwowo obciągała sukienkę, ale najwidoczniej materiał zbuntował się, bo nie chciał się poddać jej działaniom.
– Super! – Darek poklepał ją po ramieniu, po czym cmoknął w policzek, uważając temat za zakończony.
Magda zacisnęła wargi i przez chwilę starała się opanować. Zrobiła głęboki wdech. Czuła się zakleszczona. Usiłowała się poruszyć. Było jej duszno. Coraz bardziej duszno.
– Kłamiesz! – wybuchła.
– Kotku, naprawdę fantastycznie wyglądasz – zapewniał uparcie.
– Darek, daj spokój! – Nie wytrzymała. – Jestem jak wieloryb oplątany siecią, a ty pieprzysz, że to fantastycznie?!
– Kochanie, po co te nerwy?
– Nie zrozumiesz kobiety z nadwagą, więc nawet się nie staraj!
– To nie nadwaga, tylko nasze dziecko – oświadczył ze spokojem i spróbował ją objąć.
– Zostaw mnie! – wrzasnęła, wybiegając do łazienki.
W korytarzu