Maxime Chattam

Neverland


Скачать книгу

Copyright © Editions Albin Michel – Paris 2013Copyright © 2016 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia DragaCopyright © 2016 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia DragaProjekt okładki: Wydawnictwo Sonia DragaWykonanie okładki: DT Studio s.cZdjęcie na okładce: © iStockphoto / Christian MillerRedakcja: Jacek RingKorekta: Aneta Iwan, Anna Just, Iwona WyrwiszISBN: 978-83-7999-571-4WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.oPl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowicetel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28e-mail: [email protected] www.soniadraga.pl www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga E-wydanie 2016Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl

      Abbie, naszemu własnemu Jądru Ziemi

      1

      Koszmar świetlnej dziewczyny

      Lecieć.

      Ponad spokojnym oceanem chmur, pod gorącymi promieniami słońca. Potem uderzyć w świetliste spirale i przeciąwszy całym pędem niebo, dotrzeć do oceanu, wygładzając jego fale. Poczuć, jak morska piana muska policzki, a ciało lekko unosi się na grzbiecie fal, delektować się smakiem soli na ustach, zobaczyć w oddali brązowe klify i zbliżać się do nich z odurzającym uczuciem całkowitej wolności.

      Frustracja pojawiła się nagle, w chwili gdy Amber ocknęła się i stwierdziła, że to był tylko sen. Piękny sen.

      Rozczarowanie było tym silniejsze, że wszystko ją bolało. Miała poobijane plecy, krwawe wybroczyny na rękach, a straszliwy ból rozsadzał jej czaszkę. W nogach nie…

      Poczuła ucisk w piersiach.

      W nogach nie miała czucia. Od wypadku na Statku Życia. Amber powstrzymała napływające do oczu łzy. Mogła się przemieszczać, wykorzystując w tym celu niewielką część swojego przeobrażenia, lecz szybciej odczuwała zmęczenie, a unoszenie się nad powierzchnią nie było naturalne.

      Już w ogóle nie czuła nóg. Żadnych doznań, żadnego mrowienia ani skurczu mięśni. Nic.

      Zaczęła porządkować myśli. Nagle pojęła, że nawet nie wie, gdzie jest. Ostatnie wspomnienie… Statek Życia w ogniu! Jego zniszczenie! Matt, Tania i Chen przytuleni do niej, potem upadek pośród tysięcy płonących szczątków, dziesiątki metrów pokonane z wielką prędkością, nim uderzyli w lodowatą wodę. Ochronna bańka. Wykorzystując energię Jądra Ziemi, Amber utworzyła błonę, która miała ich ochronić.

      Tobias!

      Przypomniała sobie strawioną przez żar kabinę. Nie przeżył.

      Potem już nic.

      Z trudem otworzyła oczy.

      Było ciemno. Wirowały świetliste plamki. Świece. Potem pojawił się gryzący zapach podobny do potu, co przypomniało jej inny zapach. Niewywietrzonej sali gimnastycznej. Tamto życie wydawało się tak odległe, że niemal zapomniane. Znowu poczuła ucisk w piersiach.

      Grymas wykrzywił jej twarz. Naprawdę wszystko ją bolało.

      Ubrania były suche. Zatem od chwili zatonięcia statku musiało upłynąć sporo czasu.

      Wokół niej, w pomieszczeniu, gdzie się znajdowała, ściany były z czarnego kamienia, a wysoko nad głową stoczone przez robaki stare belki. Dotknęła palcami tego, na czym leżała. Drewno. Stół? Chciała się podnieść, lecz poczuła, że więzy ranią jej nadgarstki.

      Co się dzieje? Gdzie ja jestem?

      Uniosła głowę, myśląc z przerażeniem, że jest więźniem Ozyjczyków. Czyżby wyłowili ją spośród szczątków statku albo znaleźli nieprzytomną na plaży?

      Pociągnęła za pęta, stalowe łańcuchy, całe pordzewiałe. Pomieszczenie było obszerne, okrągłe, wysokie co najmniej na trzy piętra i nastolatka dojrzała w półmroku liczne balkony oraz schody prowadzące na różne poziomy. Ale żadnego ruchu.

      Nagle padł na nią jakiś cień.

      Usłyszała za plecami czyjeś sapanie, potem pomruk. To nie był człowiek, raczej coś zwierzęcego o ciężkim, chrapliwym oddechu.

      Ciężkie kroki się zbliżały, a kiedy sylwetka pojawiła się w zasięgu jej pola widzenia, Amber zesztywniała z przerażenia.

      Człekopodobny kształt, ale skóra niemal szara, cała pomarszczona, pokryta krostami. Nos wyglądał tak, jakby uległ stopieniu, pozostawiając dwa podłużne otwory, z każdej strony tej ohydnej twarzy zwisały policzki, u góry wystawało kilka kępek rzadkich włosów, z obrzmiałych warg ściekały strugi piany.

      Żarłok.

      Stwierdziwszy, że Amber nie śpi, wydał z siebie przeciągły chichot. Następnie uniósł głowę i zaryczał przeraźliwie, co przyciągnęło dziesięciu innych Żarłoków, którzy obsiedli balkony, piszcząc z ciekawości. Otwarły się główne drzwi i przybiegło pięciu kolejnych. Wszyscy tak samo odrażający, karykatury istot ludzkich o skórze szarej, czerwonej lub jasnobrązowej, usianej brodawkami lub wrzodami. Większość była gruba, z małymi oczkami ukrytymi w fałdach tłuszczu, które ich zniekształcały.

      Amber czuła, że pogrąża się w jakimś koszmarze. To niemożliwe. Obudzi się. Życie nie może być aż tak okrutne. Po śmierci Tobiasa ma dokonać żywota tutaj, w tym cuchnącym miejscu, pośród tych wszystkich zwyrodnialców. To już zbyt wiele. Zadała sobie pytanie o los Matta oraz innych Piotrusiów, tych, którzy ocaleli z katastrofy statku…

      Żarłok, który jej pilnował, wyciągnął w stronę Amber gruby paluch.

      – Dziewczyna… – powiedział łakomie. – Nasza dziewczyna!

      Jego głos przedostawał się przez grube sito ze śluzu, co czyniło go przerażającym.

      Jeden z Żarłoków podszedł i odepchnął go gwałtownie, aby stanąć przed dziewczyną. Z jego rozwartych ust wyzierały żółte i czarne pieńki zębów, osadzone w gnijących dziąsłach. Był nieco wyższy od pozostałych, pod warstwą tłuszczu rysowała się potężna muskulatura.

      Wtedy Amber zauważyła, że nie są ubrani w łachmany, jak to mieli w zwyczaju, lecz w prawdziwe stroje ze skóry oraz futra. Ci Żarłocy nie tylko narzucili sobie dyscyplinę, która pozwalała im żyć we wspólnocie, ale rozwinęli się do tego stopnia, że potrafili wyrabiać stroje oraz broń – odnotowała Amber, zauważając pas tego, który zachowywał się jak przywódca. Liczne zardzewiałe ostrza zatknął między tuniką a skórzanym pasem.

      Przywódca zbliżył dłoń i dotknął klatki piersiowej dziewczyny. Zaskoczona Amber krzyknęła i chciała się podnieść, ale trzymały ją łańcuchy.

      Stwór westchnął z zadowoleniem, a zimny dreszcz przebiegł po plecach nastolatki. Po raz pierwszy od chwili, gdy odzyskała przytomność, udało jej się popatrzyć Żarłokowi głęboko w oczy. Początkowo miała uczucie, że przygląda się jej jak wspaniałemu stekowi, którego zamierza skosztować, ale po chwili nie była już tego taka pewna. W tym spojrzeniu migotał jakiś bardziej perwersyjny blask.

      Rozbierał ją pożądliwym wzrokiem.

      Żarłok wydobył z gardła pomruk podniecenia, po czym szybkim ruchem rozwarł jej nogi.

      – Nie! – krzyknęła Amber.

      Żarłok wydawał się zadowolony, że stawia mu opór. Chwycił dziewczynę za kostki, chcąc zmusić ją do posłuszeństwa. Szarpnęła się, zaszczękały łańcuchy, ale stal była solidna.

      Otaczający ich tłum zaczynał się denerwować, śmiejąc się szyderczo, wydając z siebie pomruki niezadowolenia i zachęcające okrzyki.

      Cień przywódcy całkowicie przysłonił Amber.

      Tym