Ю Несбё

Czerwone Gardło


Скачать книгу

ction>

      Tytuł oryginału: Rødstrupe

      Projekt okładki: Mariusz Banachowicz

      Redakcja: Sylwia Mazurkiewicz-Petek

      Korekta: Dorota Sideropulu

      Redakcja techniczna: Jolanta Krawczyk

      Copyright © Jo Nesbø 2000

      Published by agreement with Salomonsson Agency.

      Polish editions © Publicat S.A. MMXIII (wydanie elektroniczne)

      Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.

      ISBN 978-83-245-9326-2

      Wydanie elektroniczne 2013

      Wrocław

      Wydawnictwo Dolnośląskie

      50-010 Wrocław, ul. Podwale 62

      oddział Publicat S.A. w Poznaniu

      tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66

      e-mail: [email protected]

      www.wydawnictwodolnoslaskie.pl

      Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

      Część pierwsza

      Z PROCHU POWSTAŁEŚ

      1. ALNABRU, PUNKT POBIERANIA OPŁAT ZA PRZEJAZD, 1 LISTOPADA 1999

      W polu widzenia Harry’ego to pojawiał się, to znikał szary ptaszek. Harry bębnił palcami w kierownicę. Czas się wlókł. Wczoraj ktoś w telewizji mówił o wlokącym się czasie. Właśnie teraz czas się wlókł. Jak w Wigilię przed przyjściem Świętego Mikołaja. Albo na krześle elektrycznym przed włączeniem prądu.

      Zabębnił mocniej.

      Właśnie parkowali na otwartym placu za kasami w punkcie pobierania opłat za przejazd. Ellen nastawiła głośniej radio. Spiker mówił uroczyście, z nabożeństwem w głosie:

      – Samolot wylądował przed pięćdziesięcioma minutami i dokładnie o godzinie szóstej trzydzieści osiem prezydent postawił stopę na norweskiej ziemi. Powitał go wójt gminy Jevnaker. W Oslo jest piękny jesienny dzień, który stanowi wspaniałą, bardzo norweską oprawę dla tego spotkania na szczycie. Posłuchajmy jeszcze raz, co powiedział prezydent podczas rozmowy z prasą, pół godziny temu.

      To była już trzecia powtórka. Harry’emu znów stanęła przed oczami gromada tłoczących się przy barierkach i przekrzykujących dziennikarzy, i mężczyźni w szarych garniturach po drugiej stronie zapory, którzy tylko trochę starali się nie wyglądać na agentów Secret Service. Unosili barki i zaraz znów je opuszczali, skanując tłum, po raz dwunasty sprawdzali, czy odbiornik tkwi na swoim miejscu w uchu, ponownie skanowali tłum, poprawiali ciemne okulary, znów skanowali tłum, na parę sekund zatrzymywali wzrok na jednym z fotoreporterów z nieco zbyt długim obiektywem, skanowali dalej i trzynasty raz sprawdzali, czy słuchawka nie wypadła z ucha. Ktoś wypowiedział słowa powitania po angielsku, zapadła cisza, aż w końcu zatrzeszczało w mikrofonie i prezydent po raz czwarty z charakterystycznym ochrypłym amerykańskim akcentem powiedział:

      – First let me say I’m delighted to be here…

      – Czytałam, że zdaniem pewnego znanego amerykańskiego psychologa prezydent cierpi na MPD – powiedziała Ellen.

      – MPD?

      – Multiple Personality Disorder, czyli naprzemienne rozszczepienie osobowości. Jak doktor Jekyll i mister Hyde. Według tego psychologa normalna strona osobowości prezydenta nie miała pojęcia o istnieniu tej drugiej, demona seksu, uprawiającego miłość fizyczną z tamtymi kobietami. I dlatego trybunał nie mógł go skazać za krzywoprzysięstwo.

      – O rany – westchnął Harry, zerkając w górę na helikopter, unoszący się wysoko nad ich głowami.

      W radiu ktoś spytał po angielsku z norweskim akcentem:

      – Panie prezydencie, to pierwsza wizyta w Norwegii urzędującego amerykańskiego prezydenta. Jakie uczucia panu towarzyszą?

      Pauza.

      – Bardzo mi miło, że znów mogłem tu przyjechać. Ważniejsza jednak moim zdaniem jest możliwość spotkania się tutaj przywódców państwa Izrael i narodu palestyńskiego. Kluczem do…

      – Czy pamięta pan coś ze swojej poprzedniej wizyty w Norwegii, panie prezydencie?

      – Oczywiście. Mam nadzieję, że podczas dzisiejszych rozmów zdołamy…

      – Jakie znaczenie ma Oslo i Norwegia dla pokoju na świecie, panie prezydencie?

      – Norwegia odegrała istotną rolę…

      Głos bez akcentu norweskiego:

      – Jakie konkretne rezultaty są, zdaniem pana prezydenta, realne?

      Przekaz ucięto, rozległ się głos ze studia:

      – A więc usłyszeliśmy to! Zdaniem prezydenta Norwegia odegrała decydującą rolę dla… hm… pokoju na Bliskim Wschodzie. Właśnie w tej chwili prezydent jest w drodze do…

      Harry westchnął i wyłączył radio.

      – Co się właściwie dzieje z tym krajem, Ellen?

      Wzruszyła ramionami.

      – Minęli punkt dwadzieścia siedem – zatrzeszczało w krótkofalówce na tablicy rozdzielczej. Harry zerknął na Ellen.

      – Wszyscy na posterunkach gotowi? – spytał.

      Kiwnęła głową.

      – To już zaraz – stwierdził.

      Przewróciła oczami. Harry powtórzył to po raz piąty od chwili, gdy kolumna samochodów wyruszyła z lotniska Gardermoen. Z miejsca, w którym parkowali, widać było pustą autostradę, ciągnącą się od punktu pobierania opłat w stronę Trosterud i Furuset. Niebieskie światełko na dachu obracało się leniwie. Harry opuścił szybę i wyciągnął rękę, by strącić pożółkły liść, który utknął pod wycieraczką.

      – Zobacz, rudzik – Ellen pokazała palcem. – Tego ptaszka nieczęsto się widuje tak późną jesienią.

      – Gdzie?

      – Tam. Na dachu tej budki.

      Harry nachylił się i spojrzał przez przednią szybę.

      – Ach tak, więc to jest rudzik?

      – Oczywiście. Czasami nazywają go pliszką czerwonogardłą. Ale ty pewnie nie potrafisz odróżnić rudzika od czerwonoskrzydłego droździka.

      – Owszem. – Harry przesłonił ręką oczy. Czyżby wzrok mu się pogarszał?

      – Rudzik to rzadki ptak – ciągnęła Ellen, zakręcając termos.

      – Nie wątpię – odparł Harry.

      – Dziewięćdziesiąt procent odlatuje na południe, ale nieliczne ryzykują i niby u nas zostają.

      – Niby zostają?

      W radiu znów zatrzeszczało:

      – Punkt kontrolny sześćdziesiąt dwa do HQ. Niezidentyfikowany samochód parkuje przy drodze, dwieście metrów przed zjazdem na Lørenskog.

      Z kwatery głównej odpowiedział głęboki głos w dialekcie bergeńskim:

      – Moment, sześćdziesiąt dwa, sprawdzamy.

      Cisza.

      – Przeszukaliście toalety? – Harry skinieniem głowy wskazał na stację benzynową Esso.

      – Tak. Stację oczyszczono z klientów i pracowników. Został tylko szef. Zamknęliśmy go w biurze.

      – A kasy biletowe?

      – Sprawdzone. Wyluzuj, Harry. Wszystkie punkty, które należało obejrzeć, są odhaczone. A więc, te, które zostają, stawiają na to, że zima będzie łagodna, rozumiesz? Może