btitle>Ulubione baśnie
Projekt okładki: Juliusz Susak
Na okładce: Autor nieznany, Leśna królewna (1929), licencja public domain,
źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Artur_Oppman_-_Leśna_królewna_page09.jpg
Tekst wg edycji:
Artur Oppman
Ulubione baśnie
Wyd. M. Arcta
Warszawa 1931
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN 978-83-7950-964-5
KOPCIUSZEK
Była sobie raz sierotka,
Złą macochę miała;
Pracowała jak służąca
I w kuchence spała.
Na cmentarzu pod mogiłą
Spoczęła jej mama,
I sierotka na tym świecie
Pozostała sama.
Smutno było niebożątku
Na szerokim świecie,
Boć pieszczoty macierzyńskiej
Potrzebuje dziecię.
Nikt biedactwa nie uściska,
Ani nie przytuli,
Jak mamusia, co swą córkę
Kochała najczulej.
Dwie macocha miała córki,
Brzydkie i złośliwe;
Obie one za nic miały
Dziewczę nieszczęśliwe.
Nigdy jej nie całowały,
Nie wzięły w objęcia,
I Kopciuszkiem ją nazwały,
I drwiły z dziewczęcia.
Gdy macocha ją wybiła
Lub nadokuczała,
Do mogiły swojej matki
Dziewczynka biegała.
Tam modliła się do Boga
I z płaczem prosiła,
By ją zabrał do niebiosów,
Gdzie jej mama miła.
Tamby sobie z aniołkami
Po niebie latała
I szczęśliwie dni pędziła
Sieroteńka mała.
Wtedy srebrny gołąbeczek
Przelatywał z góry
I trzepotał nad Kopciuszkiem
Śnieżystemi pióry.
Na pobliskiem siadał drzewku,
Skarg dziewczęcia słuchał;
A gdy ujrzał łzy sieroty,
To żałośnie gruchał.
Ten gołąbek był duszyczką
Jej matki rodzonej,
Co leciała na głos dziecka
Do tej ziemskiej strony.
Opuszczała jasne niebo
I aniołów roje,
By zobaczyć i pocieszyć
Drogie dziecko swoje.
Raz na ucztę król zaprosił
Macochę z córkami.
Wszystkie zaraz się zajęły
Pięknemi strojami.
Ubrały się, jak królewne,
W suknie atłasowe,
A na szyi zawiesiły
Sznury brylantowe.
Do karety pysznej wsiadły,
Na bal pojechały.
A sierotce samej jednej
Zostać się kazały.
– Siedź, kopciuchu, – tak mówiły —
Tutaj przy kominie
I zielony groch ten łuskaj,
Zanim noc przeminie.
Gdy roboty tej nie zrobisz,
Nim z balu wrócimy,
To się z tobą, ty niecnoto,
Pięknie rozprawimy!
Gdy z macochą pojazd zniknął,
Smutek zdjął ją srogi.
Poszło dziewczę zapłakane
Na grób matki drogiej.
I tak mówi: – Mamo miła,
Jak mi źle na świecie!
Czemuż zwiędnąć tak nie mogę
Jak to polne kwiecie?
Albo zgasnąć jak gwiazdeczka
Na błękitnem niebie?
Wtedy smutna moja dusza
Poszłaby do ciebie!
A wtem leci gołąbeczek,
Na drzewinie siada,
Do płaczącej sieroteńki
Ludzkim głosem gada:
– Nie płacz, dziecię, dola twoja
Wkrótce się odmieni,
Bo syn pana tego kraju
Z tobą się ożeni.
Zaraz wybierz się na zamek,
Na złote pokoje;
Ja dostarczę ci wszystkiego,
Dam wspaniałe stroje.
Będziesz jaśniej promieniała
Od słonka jasnego,
Będziesz, Zosiu, królowała,
Boś ty warta tego.
I na ziemię spada z drzewa
Sznur diamentów wielki,
Cudna suknia promienista,
Śliczne pantofelki.
Kapelusik z białem piórem
I welon powiewny,
Słowem, wszystko, czego trzeba
Do stroju królewny.
A gdy tylko się dzieweczka
W owy strój ubrała,
Już kareta w cztery konie
Na Zosię czekała.
Dzielne siwki parskające
Biły kopytami,
A na koźle krakus siedział
W magierce z piórkami.
Szybko konie popędziły,
Ot, już zamek pana.
A na zamku przy kapeli
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст