Gabriela Zapolska

Papuzia


Скачать книгу

>Papuzia

      Zagwizdaj, Papuziu!…

      Minuśka porwała się z jego kolan i nagle w półcieniu, już z okien płynącym, zabieliła się jak zjawisko w swej masie białych zwiędniętych koronek i pomiętego batystu.

      – Nie!… nie!… nie chcę!

      Ale on, nieubłagany – wyciągnął rękę i ujął nagie ramię dziewczyny w swe suche palce nerwowego blondyna.

      – Zagwizdaj, Papuziu!…

      – Ty wiesz, to dla mnie cholera to gwizdanie.

      – Zagwizdaj, Papuziu!…

      Ton jego mowy był rozkazujący, powolny, miękki, a przecież siekący jak uderzenie szpicruty.

      Dziewczyna próbowała się jeszcze opierać.

      – Nie!… wolę z tobą rozmawiać!

      On nieznacznie ramionami ruszył.

      – Zagwizdaj, Papuziu! – powtórzył po raz czwarty.

      Stalowoniebieskimi oczami spojrzał w drobną twarz Minuśki, która ledwie przeświecała przez całe kłęby pokręconych czarnych włosów.

      Oczy te, jakby wieczną łzawą mgłą pociągnięte, zużyte były i dziwnie rozwiązłe.

      Jakaś nabożna, dystyngowana rozpusta gnieździła się w tych źrenicach koloru dziewczęcej sukienki.

      Były to oczy westalki1, powracającej ze schadzki do swej świątyni.

      Teraz już Minuśka pod wpływem tego spojrzenia układała się powoli na kolanach mężczyzny, pochylając w tył głowę, tak że cała kaskada czarnych włosów spłynęła ku ziemi i kwiatów dywanu dosięgła.

      I tylko biust jej biały, foremny, jakkolwiek trochę w górze spłaszczony, rozciągał silnie cienki batyst szlafroka, związanego lekko białą w pasie wstążką.

      Reszta ciała zaznaczała się silnie wyraźnymi konturami i dobrze wygiętą linią od bioder odcinała się jasno od ciemnego obicia niskiej tureckiej sofy.

      Z bosych stóp dziewczyny spadły małe pantofle z różowego atłasu, trochę brudne i zgniecione.

      Nogi te, wyciągnięte z nieruchomością trupią, żółte były, wygięte silnie jak nogi tancerki, przecięte błękitnymi żyłami i cieniem czarnych włosów, rosnących na zgięciu palców.

      W niewyraźnym mroku szarej godziny – objawiały się jak nogi kobiety zmęczonej, głupiej, nerwowej, kobiety bez silnego punktu oparcia, a mimo to dobrej, miękkiej, uległej – idącej ślepo za podmuchem losu.

      Cała wreszcie postać Minuśki, wyciągniętej na strzyżonej tkaninie orientalnego mebla, miała w sobie to bierne poddanie się fatalizmowi, to opuszczenie rąk w walce z życiem, to zagaśnięcie poczucia rozkoszy, temperamentu i kaprysów kobiecych.

      W nieruchomości swojej, w tej ulubionej pozie wyciągniętego w trumnie trupa – znać było dążenie bezwiedne ciała do spoczynku, a spod długich rzęs przymkniętych migały tylko białka oczu. Wszystko w niej dążyło i rwało się ku ziemi razem z kaskadą czarnych włosów, razem z fałdami białego trenu, który ją obwijał zimną draperią grobowego całunu.

      Siedzący w kącie sofy mężczyzna, smukły, correct2, silnie wyczesany – z brodą okrągłą zmysłowego samca, opartą na sztywnych rogach lśniącego kołnierzyka, w kanciastych liniach ciała, w kolanach silnie złożonych, przypominał pozę Ozyrysa3, wciśniętego w szeroki stalowogranatowy garnitur angielskiego kroju. Nawet kurtka, szczelnie na dwa rzędy zapięta, opinała silnie pierś jak mogiłę wszystkich pragnień i porywów…

      Całe ciało, długie, złożone, jakby na zawiasach, przylegało doskonale do linii i zagięć sofy prostej, twardej, równej – pomimo banalnego kształtu naśladującego wschodnie stosy poduszek.

      Tylko kolana ostrym kantem wystawały brutalnie, podnosząc silnie szewiot4 spodni, które opinały długie, ledwo zaznaczone łydki, niekształtne, gubiące się bez silniejszego spadku, łydki kamiennego bożka, cisnącego się do twardej swego tronu podstawy. Całe ciało – zakończone wydłużonymi a płaskimi stopami, obutymi zimno w angielskie matowe obuwie, równe było – ostro skrajane, kanciaste, podobne do wybornie spreparowanego szkieletu, osadzonego na doskonałych zawiasach.

      Tylko głowa okrągła i twarz pokryta mięsem kłóciły doskonałą harmonię dalszego rusztowania.

      Był to kadłub angielskiego charta ze łbem obwisłego buldoga.

      Dolna warga, trochę wilgotna i jakby niepewna, zwieszała się ku dołowi, odsłaniając dolny rząd zębów żółtych i od tytoniu sczerniałych. Była to warga viveura5, który lata całe musiał powoli nasycać namiętności swych podrażnionych zmysłów, zamykając oczy i otwierając usta. Maska jego nieruchomej twarzy urobiła się już w takie rozprzężenie bezwiedne muskułów, że choć młodość walczyła jeszcze z nałogiem, ściągając skórę ze skroni, to już cały dół twarzy, a nawet skóra pod oczami fałdowała się w bezsilne bruzdy, zmysłowe, zwierzęco-apatyczne.

      Leżąca na jego kolanach kobieta miała w swej twarzy przyschnięty znów wyraz namiętności, nagle spieczonej i w ogniu strawionej. I u niej, tak jak i u niego, ciało nie harmonizowało z głową. Tors jej miał pełne i doskonałe rozwinięcie kobiety doszłej do szczytu siły, biodra rozłożyste i podatne miały w sobie mięsistość Hiszpanek, lecz już od silnych jeszcze ud począwszy, linia nóg zwężała się nagle, schła, drobniała brutalnie. Kończyny były słabe, anemiczne, wyschłe, obciągnięte trupią skórą.

      Tę samą anomalię przedstawiały i ręce.

      Przedramię wspaniałe, doskonale piękne, już od łokcia miało wąskość dziwną, niepewną, nieusprawiedliwioną, a same dłonie i palce, długie i kościste, z pofałdowaną na zgięciach palców skórą, zwieszały się ku ziemi jak ręce rozpaczliwie smutnego szkieletu.

      Z karnacją skóry, przeświecającej przez oczka koronek i pajęczą tkaninę batystu, było to samo. Twarz blada, żółta – jakby pocętkowana sinymi podkowami, podkreślającymi przymknięte oczy i rozciągającymi się aż na silnie wyciągniętą skórę nosa, nie miała ani śladu purpury warg, które białe, wąskie, postrzępione, niknęły prawie w bladej masce.

      Lecz już szyja, tracąc zżółkłe tony, rozpływała się w różowawo lśniącej barwie piersi lekkiej, wiosennej, młodej – mającej w sobie doskonałą miękkość pastelu.

      Pod bielą batystu różowa ta barwa ciemniała coraz dalej, zagłębiała się, to znów tryumfalnie przechodziła w atłasową białość na wypukłościach bioder.

      To przeświecanie jutrzenkowej barwy przez delikatny deseń koronki miało w sobie czar dziwnie ponętny, niepewny, pełen tajemniczej siły doskonałej piękności kobiecego ciała.

      Jakby pod cienką warstwą śniegu rozsypane liście bladoróżowej kamelii, tak migotały szmaty ciała Minuśki w obramowaniu delikatnego desenia cienkich walansjenek6

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      westalka – kapłanka rzymskiej bogini Westy w czasie sprawowania tej funkcji pod karą śmierci