p>– Co on tam robił? – Był sam? – Za mostem był sam?
A chłop odpowiada:
– Toć wam mówię. Leżał chłopak koło drogi. Leżał w polu za mostem, za chałupami, na drodze do lasu. – Jadę do miasta na targ. Nic nie wiem. Ale widzę, że dzieciak leży. Pytam się, nie rozumie, do siebie coś gada. – Chory czy głupi, czy jak? – Więc biorę go na wóz. A na rynku poznali, że to tu.
– Ja go poznałem – mówi Symche. – Ja pierwszy pokazałem.
– No, zabierać go teraz, kiedy wasz, bo nie mam czasu.
A Herszek leży na wozie. Słucha i nie wie. – Patrzy na wóz i na chłopa. Patrzy na Surę, na Chanę. Patrzy na Symche i na Abrama. Patrzy na małą Małkę i na chłopaków, którzy zebrali się koło wozu.
Wyciera ręką nos i oczy. Pyta się:
– Gdzie mój miecz?
Prosi:
– Pić. Chcę pić.
Już zaraz Chana pędzi po wodę, a bogata Sura mówi powoli:
– Ja dam mu mleka. On ma gorączkę. Chory.
– To jest odra1 – powiada Estera.
– Może tak, może nie – mówi siwy Abram.
Wieczorem Herszek ma już czerwoną wysypkę; a Estera zadowolona.
– Nie mówiłam? – Odra. – Ja to znam. – Będzie zdrów.
To było dawno. Nawet nie tak dawno. Sto lat. Trochę więcej. Sto dwadzieścia lat temu?
Ta było małe miasto. Niskie domy, duże podwórza i ogrody. Chałupy drewniane. Potem dopiero zaczęli murować; dopiero po pożarze, kiedy drugi raz się paliło. Stary Abram pamięta.
Przed pożarem była wojna, potem była zaraza. Bogaci też chorowali, bogacze też umierali. Siwy Abram pamięta.
Matka Herszka umarła. Teraz ojciec chodzi z workiem na plecach, chodzi daleko za miasto i kupuje, zamienia. Na sobotę wraca do domu, przynosi coś do jedzenia, do ubrania; pieniądze czasem też, ale rzadko i mało.
Opiekunem Herszka jest Lejb, duży chłopiec. Mieszkają na strychu. W zimie zimno, w lecie gorąco. Żyją. Mało mają sieroty.
Herszek leży bez poduszki chory i pyta się: „Gdzie mój miecz?”. I kaszle i prosi: „pić”.
Tak zakończyła się podróż jego do Palestyny2, pierwsza jego droga w świat. – To długa historia. – Był mały.
Leżą Lejb i Herszek na strychu, leżą bez pierzyny i bez poduszki. Jasna noc. Księżyc świeci. Herszek pokazuje palcem na księżyc za oknem i pyta się:
– Co to jest?
Lejb mało chodził do chederu. Prostak3. Nie miał kto płacić za naukę i nie miał Lejb czasu na naukę, i nie miał ochoty. – Darmowy uczeń musi być cichy, posłuszny i pojętny, a Lejb nie był taki. – Ale on wiele wie i wiele może.
Wychodzi rano na zarobek, wieczorem przynosi chleb i cebulę albo nawet chałę4 i jabłko. – A raz pan gonił Lejba i wołał: „złodziej”. – Herszek nie wie, co znaczy: złodziej; ale bał się, kiedy tak stoi koło bramy i widzi, że Lejb ucieka, a za nim goni pan z batem i woła: „łapaj5”.
Lejb późno wrócił do domu, zaraz położył się, nic nie mówił, nic nie dał do jedzenia.
Lejb nie zawsze przynosi, nie zawsze opowiada, mówi tylko, kiedy chce.
– Co to jest? – pyta się Herszek i pokazuje za okno. To nie było nawet okno, tylko tak, bez szyby. Widać księżyc wysoko na niebie.
Mówi Lejb:
– To jest księżyc. – Bo powiedział Bóg: „Niech będzie ziemia, niech będzie księżyc w nocy i słońce w dzień”. I stało się tak. Co Bóg chce, to jest. – Powiedział Bóg: „Niech będą konie i kozy, słońce i cebula”.
– A tego nie było, tego wszystkiego?
– Głupi jesteś. Było. Mały jesteś. Zaraz ci powiem. To długa historia.
Herszek słucha, Lejb tłumaczy.
– Więc jest na podwórzu śmietnik. Prawda?
– Jest. Prawda. Wiem: jest śmietnik.
– Więc był wielki, wielki śmietnik. I Bóg znalazł tam ziemię i drzewa, i psa, i kozy, i człowieka. I zrobił porządek, i zrobił świat.
– Tak?
– Tak. Teraz śpij!
Ale Herszek nie śpi. – Herszek zna śmietnik. Tam są różne rzeczy. Raz znalazł tam zielone szkło, raz duży kij; widział mysz; był tam cały czerwony burak; znalazł sznurek i drut – i znalazł tam dużo różnych rzeczy, i ma, ale nie wie, jak to się nazywa.
A Bóg zawołał Adama6 i kazał Adamowi, i Adam powiedział: „To jest krowa, to jest kot, to jest kura, to jest chleb”. Tak Bóg kazał Adamowi.
Herszek grzebie dużym kijem i szuka w śmietniku księżyc i słońce7, bo też chce zrobić porządek, też chce stworzyć świat.
Mówił Lejb:
– Był potop. Pada deszcz, pada i pada. Leje i leje. Deszcz i deszcz. Woda i woda. Leci z nieba ogień i kamienie. – A Noe8 zrobił łódkę. – Jak będę miał czas, pójdę z tobą daleko za miasto. Tam jest rzeka i most, i las i zobaczysz łódkę, ale małą. Ale Noe zrobił wielką łódkę, jak dom. Bóg mu pozwolił. – I była wysoka góra.
– Co to jest góra?
– Góra to jest góra. Jest na podwórzu śmietnik. Wiesz? – A góra to są kamienie, ale jak sto domów i tysiąc śmietników. – No i śpij! Nic ci więcej nie powiem. – To jest długa historia. Cicho już. Jutro. Śpij.
Herszek leży cicho, ale nie śpi. – Szkoda, że Lejb nie ma czasu. Herszek zna tylko swoje podwórze, nie widział ani rzeki, ani mostu, ani łódki, ani drogi, która prowadzi do Palestyny.
Bo mówił Lejb:
– Pesach9 to ważne święto. W Pesach trzeba mieć nową czapkę i buty. – Bo Mojżesz10 idzie, idzie, idzie, a za nim Żydzi idą, idą, idą. A Mojżesz prowadzi ich przez pustynię. – Nie było wody. Mojżesz raz tylko uderzył mieczem, już jest studnia. A na pustyni są wilki i lwy. Wielkie psy, jak krowy. Pies – to nic: ugryzie i ucieka. A lew – no, no – to trzeba widzieć. Lew na pustyni jest głodny i dziki. Jeden ząb lwa jest taki jak wszystkie zęby psa – i ma pazury. A wielbłąd jest taki jak dom – i ma dwa garby, a kiedy rozgniewa się, zamyka te dwa garby i dusi człowieka.
Herszek powtarza cicho: „lew jest głodny na pustyni” – i już wie. Bo co to jest lew, powiedział mu Lejb. Co to jest głód, Herszek wie sam. Ale co to jest pustynia?
– Mały jesteś – mówi Lejb. – Na pustyni żyją dzikie narody. Biją, zabijają, rzucają kamienie. – Żydzi byli w niewoli. Faraon11 kazał bić. Ale Bóg dał Mojżeszowi miecz.
– Co to jest miecz?
– To duży nóż. Duży, ostry kij żelazny. – Ale ty wcale nie słuchasz, tylko ciągle pytasz się. – Bo dokąd Mojżesz prowadził Żydów? Po co chodził tak daleko? – To długa historia. – Pesach – to ważne święto, bo Żydzi przyszli do Palestyny.
Herszek chce zapytać się, co to jest niewola, ale boi się, że przeszkodzi, i Lejb powie: śpij.
– Palestyna – mówi Lejb – to trzeba widzieć. Tam cukierki i ciastka są tak jak tu grudki błota. A jabłka leżą, jak tu chłop przywozi kartofle dla bogatej Sury, cały wóz. – A w rynsztoku płynie nie brudna woda, tylko mleko. Jest miód, są