Łukasz Orbitowski

Horror Show


Скачать книгу

ref="#cover.jpg"/>

      Łukasz Orbitowski

      Horror Show

      Korporacja Ha!art

      Łukasz Orbitowski

      Horror Show

      Kraków 2014

      Copyright © by Łukasz Orbitowski, 2014

      Copyright © for this edition by Korporacja Ha!art, 2014

      ISBN 978-83-64057-45-8

      Projekt okładki | Agnieszka Zgud

      Redaktor serii | Piotr Marecki

      Adiustacja i korekta | Dorota Bucka

      Wersja epub, mobi | Graphito studio graficzne, www.graphito.pl

      Wydawnictwo i księgarnia

      Korporacja Ha!art

      pl. Szczepański 3a, 31-011 Kraków

      tel. 12 426 46 03 (księgarnia), 12 422 25 28 (biuro)

      e-mail: [email protected]

      http://www.ha.art.pl/

      Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

      

      Horror Show

      Spis treści

      Okładka

      Karta tytułowa

      Karta redakcyjna

      Rozdział pierwszy, w którym Giełdziarz znajduje układankę, Szpad traci pracę, a Wuj poucza Zygzaka

      Rozdział drugi, w którym pojawia się Brandon i pokazuje Giełdziarzowi zupełnie nową drogę do domu, a Szpad znajduje kolejne zajęcie

      Rozdział trzeci, w którym Brandon przerywa Giełdziarzowi miłe spotkanie, Wuj udziela Szpadowi dobrych rad, a później ucina sobie z Arturem pogawędkę

      Rozdział czwarty, w którym Giełdziarz dowiaduje się wielu istotnych rzeczy o kobietach, przyjaciołach, a przede wszystkim o sobie

      Rozdział piąty, w którym Giełdziarz ma problemy z odnalezieniem się w niecodziennej sytuacji, Szpad traci rodzinę, ale za to zyskuje nowy dom

      Rozdział szósty, w którym dowiadujemy się, jaki los spotkał Wuja i jego kota, a Giełdziarz wchodzi w posiadanie worka kości

      Rozdział ostatni, w którym Giełdziarz odbywa podróż na północ, gdzie odnajduje siebie

      Seria prozatorska pod redakcją Piotra Mareckiego

      Rozdział pierwszy,

      w którym Giełdziarz znajduje układankę, Szpad traci pracę, a Wuj poucza Zygzaka

      „Najdroższy dilu”, pomyślał Giełdziarz, „daj mi fety na kreskę”. Ostatnia piątka powędrowała do kieszeni. Pomyślał o Grubym, potworze z osiedla, który za młodu wpadł do gara ze spidem. Chodź no popatrzeć, jak Grubego nosi. Porządny człowiek śpi, a ten pulchny sukinsyn w pomarańczowych spodniach kręci się jak kawa w młynku. „Dobry Boże piratów komputerowych, daj mi jego siłę”, myślał Giełdziarz, „w ten piątkowy wieczór, gdy nawet stolec jest z ołowiu”.

      Rynek. Czerwone słońce. W domu płyty do spakowania. Za tydzień – Monika. Lewy dowód w kieszeni. A tutaj – szklana kula. I nie mów, że nie wiesz, o co chodzi. O ciszę w głowie, tę ciszę z wnętrza dzwonu. Giełdziarz patrzył na Sukiennice, na blizny po maszkaronach, i starał się wprowadzić w dobry nastrój. To zabawne, jak przelewa się czas na mieście. Nie wracasz do domu, bo nie czeka cię tam nic miłego.

      – Jasna cholera, Dziełdziarz?!

      Znów ten mały gość.

      – Tak, Dziełdziarz.

      – Jak biznes?

      – Jak zawsze. W poniedziałek rozbijasz się taksówkami. W piątek nie idziesz do sracza, bo żal rozmieniać piątki.

      – Jasne, jasne. Piątka rozmieniona to piątka wydana.

      – Nie inaczej, stary. Siewka.

      „Rób na giełdzie, poznasz ludzi”, mówili. Giełdziarz miał wrażenie, że przychodzi do niego tylko jeden człowiek, raz duży, raz mały, raz kobieta, raz stary metal w spranej koszulce Saxon – jeden wyłazi z drugiego, dopada stoiska i, kupując płytkę, wciska nudną historię. Potem idziesz przez miasto i ten człowiek pojawia się znowu. Wypływa z tłumu jak kropla z wrzodu.

      „Możesz myśleć, że masz wielu znajomych, ale to zawsze jeden gość”, powiedziano kiedyś Giełdziarzowi i ten śmiał się z tego. „To jest tak: kupi płytę za dwie jawki, nie? Potem drugi raz, trzeci. I potem ma cię za kumpla. Opowiada. Pyta, co u ciebie. Bo jesteście, kolego, wspólnikami w małym draństwie. A ten kretyn myśli, że was to zbliża”.

      „Piątka rozmieniona to piątka wydana”, pomyślał Giełdziarz i ruszył do publicznego sracza. Przeszedł środkiem Sukiennic i powędrował w dół. „Mogliby wyłożyć złotem całe miasto, a tutaj zostanie ten sam smród”. Rozmienił piątkę i ruszył na poszukiwanie wolnej kabiny. Uchylił drzwi i dostrzegł półprzytomnego chłopca gustownie ozdobionego brązowymi plamami wymiocin. Z nosa zwisał mu perłowy śpik.

      Giełdziarz stanął w kolejce. Miał przed sobą niemieckie go turystę we flejersie i spodniach z siłowni, studenciaka i starszego faceta wspartego na lasce. Temu śpieszyło się najbardziej – przestępował z nogi na nogę, nadymał wargi i giął się wpół.

      – Zawsze mówię, że gdyby każdy miał broń, najwięcej morderstw byłoby w publicznym sraczu – odezwał się student.

      – Bardzo możliwe – burknął Giełdziarz.

      – No popatrz, przecież każdy życzy tu każdemu śmierci.

      Z kabiny wymknął się zabiedzony gość i Niemiec zajął jego miejsce.

      – Nieprawda – rzekł Giełdziarz – co najwyżej ja tobie.

      Studenciak pomyślał chwilę i wybuchnął śmiechem.

      – To dobre, dobre, człowieku.

      – Zobacz – kontynuował rozbawiony Giełdziarz – można by pójść w drugą stronę. Wprowadzić limity. Na dobrą sprawę każdy przyzwoity syn naszego narodu jest władny oddać stolec w minutę. Pytasz, czy z podcieraniem? No, z podcieraniem. Więc, kolego, montujemy wyrzutnię na muszli i jak gość się nie wyrobi – srrrru! Wylatuje przez zamknięte drzwi i ląduje z gównem na plecach. Albo obrotowe ostrze, które ucina, co trzeba, ale…

      Niemiec wyszedł. Studenciak położył rękę na klamce i patrzył na Giełdziarza z bezbrzeżnym zdumieniem.

      – Wówczas cwaniaki nie wkładałyby fiuta do muszli – dokończył Giełdziarz. – No sraj, koleś, póki jeszcze można.

      Studenciak zniknął. Giełdziarz obrzucił spojrzeniem pozostałych. Facet o lasce patrzył na niego poważnie. „Założę się, że jak wyjdzie, będzie rozpowiadał o zepsuciu młodzieży. To jeden z tych, którzy wiszą nad tobą w tramwaju i prawie liżą