Małgorzata Rogala

Cicha noc


Скачать книгу

soboty miała wolne i chciała się wyspać. Ostatnio odczuwała większą potrzebę snu. Borys leżał na poduszce tuż przy jej twarzy i gdy na dźwięk dzwonka policjantka na chwilę uniosła powieki, napotkała jego migdałowe spojrzenie, jak zwykle pełne wyrzutu. W robieniu min wzbudzających u niej poczucie winy zwierzak osiągnął perfekcję.

      – Po pierwsze nic na to nie poradzę, że komuś brakuje taktu, a po drugie mógłbyś się wreszcie zdecydować, czy wolisz rano rozrabiać, czy zalegać na mojej pościeli. – Górska wygłosiła oświadczenie i z powrotem zamknęła oczy.

      Telefon przestał dzwonić, ale po chwili sypialnię znów wypełnił dźwięk Cinema Paradiso, który jakiś czas temu Agata ustawiła w swojej komórce. Pomyślała, że można znienawidzić najbardziej ulubioną melodię, gdy jej dźwięk natarczywie wwierca się w mózg w niewłaściwym momencie.

      – Do cholery, lepiej, żeby to było ważne – rzuciła, odbierając telefon bez patrzenia na wyświetlacz.

      – Niestety jest. – Przy jej uchu zabrzmiał głos oficera dyżurnego. – Mamy wezwanie, jesteś pierwsza, do której się dodzwoniłem. Żart – dodał szybko.

      – Ryzykujesz życiem, nie mam nastroju do żartów.

      – Wiem, że dziś wypada ci wolne, ale brakuje ludzi, niektórzy w terenie, dwóch na szkoleniu. Rozumiesz?

      – Mów wprost, o co chodzi, do licha. – Górska usiadła i pogłaskała kota, który umościł się wygodniej na jej poduszce i ziewnął.

      – Zwłoki mężczyzny w apartamentowcu na rogu alei Wilanowskiej i Sobieskiego, przyślę ci dokładny adres.

      – Przyślij wszystko, co masz, ale chyba wiem, który to budynek, kiedyś w nim byłam.

      – Dwóch nieboszczyków w jednym bloku? – zdziwił się rozmówca. – Przeklęte miejsce?

      – Nie, tamten zginął poza domem – odparła Agata. – Wiesz, co się stało?

      – Jakieś balety celebrytów i pewnie coś poszło nie tak, skoro ktoś wyzionął ducha na amen. Prokurator w drodze i specjalnie dla ciebie przyjedzie też twój ulubiony medyk.

      – Bardzo ci dziękuję, łaskawco. – Agata przewróciła oczami, jakby kolega mógł ją zobaczyć. – A teraz wyłącz się z łaski swojej, skoro czeka denat. – Odłożyła telefon, poszła do dużego pokoju i włączyła radio. W pomieszczeniu rozległ się sygnał dźwiękowy, a po nim głos spikera:

      – Drodzy radiosłuchacze, witamy was ponownie po krótkiej przerwie na reklamy. Jest sobota, godzina siódma, mamy piękny, śnieżny poranek.

      – Siódma? – jęknęła Górska i podeszła do okna. Na zewnątrz znów padał śnieg, a jego duże płatki niespiesznie opadały na czapki nielicznych przechodniów, którzy podążali ulicą Odyńca w sobie tylko znanym kierunku.

      – U nas w studiu prawdziwie świąteczna atmosfera, która, mam nadzieję, za chwilę udzieli się także wam. Dziś mamy dla was moc niespodzianek, a na dobry początek posłuchajmy razem piosenki, która wprawi was w odpowiedni nastrój.

      Agata, wpatrzona w zamglony, biały pejzaż, wybrała numer Chudego.

      – Cześć, mamy wezwanie – powiedziała bez wstępów, przesuwając opuszkami po szybie. – Podobno jesteśmy ostatnią deską ratunku, bo inni zarobieni. Ale będziesz mógł się otrzeć o wielki świat, a to już coś.

      – Celebryci?

      – Podobno. – Podała Adamowi adres. – Kojarzysz ten budynek?

      – Taa… z grubsza.

      – Mam nadzieję, że nie uczestniczyłeś w tej balandze?

      – Nie. – Chudecki parsknął śmiechem. – W końcu zostaliśmy w domu, ale i tak tamta impra miała być gdzie indziej.

      – Uff, to dobrze, bo inaczej Wolski odsunąłby cię od śledztwa i zostałabym z tym sama jak palec. To co, widzimy się zaraz na miejscu – bardziej stwierdziła, niż zapytała. – Tylko wypiję kawę, bo nie mogę się obudzić. – Agata zakończyła rozmowę i pogłośniła radio.

      * * *

      Kinga nie spała od świtu. Rozemocjonowana popołudniowym wyjazdem, ściskała w rękach smartfon, szukając w sieci informacji na temat bożonarodzeniowego jarmarku w Wiedniu. Oglądała zdjęcia, czytała opisy i komentarze internautów, a później opadła na poduszkę i zamknęła oczy. Wyobrażała sobie, że trzyma Dawida za rękę i chodzi z nim pomiędzy stoiskami; odurzona wonią świątecznych smakołyków, podziwia dekoracje i ozdoby choinkowe, próbuje słodyczy i prażonych migdałów, pije grzane wino i kręci się na karuzeli.

      Sielankowy obraz zmąciło wspomnienie czwartkowej kłótni z rodzicielką. Mówiąc Agacie o reakcji matki, Kinga minęła się z prawdą. W rzeczywistości Liliana Tomczyk wyraziła stanowczy sprzeciw wobec planów córki.

      – Nie zgadzam się na tę eskapadę – oświadczyła, opierając ręce na biodrach. – Chyba kompletnie zwariowałaś, żeby wyjeżdżać nie wiadomo dokąd, z kimś, kogo prawie nie znasz.

      – Mamo, niedługo skończę dziewiętnaście lat – przypomniała Kinga. – Jestem pełnoletnia, nie możesz mi zabronić. I nie jadę „nie wiadomo dokąd”, tylko do Wiednia, i z kimś, z kim spotykam się od kilku miesięcy.

      – I uważasz, że wiesz o nim wszystko – zakpiła matka.

      – Wszystko nie. – W głosie Kingi zabrzmiał pojednawczy ton. – Ale wystarczająco dużo, żeby mu zaufać.

      – Chcemy z tatą go poznać. Dlaczego nigdy nie przyprowadziłaś go do domu?

      – Mówiłam ci, że Dawid pracuje w korporacji do wieczora, a w weekendy studiuje zaocznie. Ledwo mu starcza czasu na życie prywatne. To chyba dobrze o nim świadczy, że się uczy i pracuje, prawda?

      – Kinga, wiem, że nie mogę ci zabronić tego wyjazdu i nie przywiążę cię do kaloryfera, żeby cię powstrzymać, ale ty wiedz, że nie akceptuję tego pomysłu.

      – Tato? – Dziewczyna spojrzała na milczącego do tej pory ojca.

      – Lila… – zaczął Jerzy Tomczyk. – Chyba trzeba trochę zaufać.

      – Swojej córce ufam. Nie ufam innym ludziom.

      Teraz Kinga, na wspomnienie czwartkowej rozmowy i cichego piątku, posmutniała. Za nic nie zrezygnowałaby z wyprawy do Wiednia, ale nie chciała wyjeżdżać skłócona z matką. Postanowiła, że po śniadaniu jeszcze raz spróbuje ją przekonać, że może wierzyć Dawidowi. Nie było powodu do niepokoju, co rodzicielka zrozumie, gdy córka wróci w poniedziałek do domu, szczęśliwa i pełna wrażeń.

      * * *

      Agata zaparkowała samochód przed wejściem do budynku i na widok ochroniarza machnęła odznaką.

      – Starsza aspirant Górska, wydział zabójstw – rzuciła i skierowała się do windy.

      Jadąc, mimo woli zerknęła w lustro, które zajmowało jedną ścianę nowoczesnego, naszpikowanego elektroniką dźwigu, i to, co zobaczyła, niezbyt