Dubravka Ugrešić

Lis


Скачать книгу

jagnięciny, rozmaite rodzaje ryb i owoców morza, owoców i jarzyn… Ludzie o obojętnych, poważnych twarzach tonęli w jadle, które oddawali spojrzeniu i pędzlowi malarza, i wtapiali się w to.

      W kawiarni muzeum kupiłyśmy soki i poszłyśmy do parku. W powietrzu unosił się słodki zapach. Niemal zapomniałam co to znaczy „upojne powietrze”. Naprawdę było upajające. Popijałyśmy sok i słuchałyśmy świergotu ptaków. I wtedy Wdowa spojrzała na mnie w sposób szczery i otwarty…

      – Jestem pani winna przeprosiny z powodu naszego wczorajszego wystąpienia, lelkecském. Ludzie przyszli ze względu na mnie, a nie z powodu pani. Dlatego jest mi przykro. Tym bardziej że z pani twarzy można było odczytać poczucie klęski. Ta drżąca broda, mało brakowało, a byłaby się pani rozpłakała. Przepraszam, ale domyślam się, że to nie było po raz pierwszy. Życie pisarza jest ekscytujące tylko przy biurku, w czterech ścianach. Cała reszta wywołuje właśnie poczucie klęski, ludzkiej i profesjonalnej, jeżeli poważne pisanie można w ogóle nazwać profesją. Ja byłam wczoraj „małym Buddą”, i ludzie przyszli mi się pokłonić. Nie mnie osobiście, tylko kto wie komu i czemu. Wielbiciele literatury też kochają swoich celebrytów, a ja w porównaniu z panią jestem literacką celebrytką. Proszę nie marszczyć brwi, pani sama to zrozumiała, im mniej rzeczywistych powodów do sławy, tym bardziej jakaś osoba kwalifikuje się, by wejść na orbitę ludzi sławnych. Bo to publiczność wybiera kryteria, my ich nie ustanawiamy. A ta trochę bardziej masowa publiczność nie lubi standardów, których gdzieś indziej ja sama nie mogłabym jednak zaspokoić, a przynajmniej zrozumieć. Dla ludzi siedzących wczoraj w sali byłam ruchomą szpulą, na którą nawijali swoje fantazje i nigdy niewyrażone przekonania. Czy ja jestem osobą kreatywną? Nie jestem. Przez całe życie zajmowałam się książkami Lewina, ich wydawaniem, dodrukami, podpisywaniem umów na przekłady, zarządzaniem i porządkowaniem jego archiwum. Od czasu do czasu znajdowałam jakiś zawieruszony wiersz, opowiadanie albo fragment dziennika… Był mistrzem w gubieniu swoich rzeczy, nie wspomniałam jeszcze pani o tym, lelkem? Czy ja powiedziałam wczoraj coś mądrego? Nie. I gdyby wszystkich tych ludzi, którzy byli obecni na naszym spotkaniu, położyła pani na kozetce u psychoterapeuty, nikt z nich nie przyznałby się do kilku ewidentnych rzeczy…

      – Jakich? – spytałam, łapiąc oddech.

      – Mnie mężczyźni szanują. Dlaczego? Bo znam „swoje miejsce”. Posłusznie służyłam i obsługiwałam pisarski talent pewnego mężczyzny, służyłam męskiemu rozumowi, a więc jestem dream-girl wielu mężczyzn, jestem też ich potencjalną wdową. Byłam sekretarką Lewina, archiwistką, jego żoną, redaktorką, agentką… Nie wyszłam ponownie za mąż, służyłam mu długo jeszcze po jego śmierci i będę mu służyć aż do swojej śmierci. Poza wszystkim innym, zostawił mi symboliczny kapitał, który ja dzięki uważnym posunięciom pomnożyłam. Każdy, kto się choć trochę zajmował Lewinem, wie, że byliśmy małżeństwem zaledwie trzy lata, pobraliśmy się, kiedy był już ciężko chory i to małżeństwo nie było, i nie mogło być skonsumowane, ani też nigdy nie było założenia, że skonsumowane zostanie. Lewin zresztą niczego przede mną nie ukrywał…

      Oniemiałam. Monolog Wdowy, obniżona i trochę monotonna intonacja (tak na moje ucho brzmi język angielski w wykonaniu Węgrów) w tym przepięknym parku, olśniewającym dniu, z niebieskim niebem i upajającym powietrzem, wydawał się nadrealnym. Jej słowa były mocne i sycące, działały hipnotycznie, tak jak przed chwilą płótna Beuckelaera.

      – Co więcej, nasza opowieść nie jest ekskluzywna – kontynuowała Wdowa. – Zapewniam, że jeśli pani trochę pogrzebie w biografiach artystów, trafi pani na wiele podobnych. Wszyscy wielbiciele Lewina z uporem maniaka pomijają kluczowe detale i chętniej wierzą w obraz, który nie ma związku z faktami. Jestem dla nich wspaniałą kobietą, poświęciłam się dla literatury, z powodu literatury żyję w nieustającym wdowieństwie. I wszyscy są zadowoleni, widząc, w jakim jestem wieku, bo wszyscy uporczywie zapominają o tym, że w chwili gdy poznałam Lewina, byłam od niego niemal czterdzieści lat młodsza. Zatem im jestem starsza, tym bardziej „pasuję” do wyobrażenia, które o mnie mają. Gdyby zaakceptowali fakty, mogliby dojść do wniosku, że Lewin był starym zboczeńcem, który młodą emigrantkę zamienił w swoją opiekunkę i maszynistkę. Z tego samego powodu szanują mnie kobiety. Znam swoje miejsce. Łatwo mogą się ze mną utożsamić. Z panią nie mogą. Pani nie zna swojego miejsca, zdecydowała się pani przemówić własnym głosem, a to najlepszy powód, żeby panią gardzić albo pani zazdrościć. Wiem, że się pani ze mną nie zgadza, może tak było wcześniej, ale dzisiaj już nie. Dlatego zapomniała pani o swojej wczorajszej klęsce, odpędziła chwilowe poniżenie jak muchę, otworzyła się na nowy dzień, gotowa, by prowadzić swoje wojny. Pierwsza i najważniejsza to ta przeciw przeciętności. A to właśnie, w czym pani tak aktywnie uczestniczy, opiera się na przeciętności. Przeciętność to fundamentalna zasada każdej aktywności artystycznej. Nie ma przemysłu, który się utrzyma tylko na najlepszym sorcie, a przy tym odniesie sukces. Pani jest pracowitą mrówką w wielkim przemyśle i wciąż myśli, że zmieni okoliczności na swoją korzyść. A gdzie czujnik sygnalizujący klęskę?

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4QAYRXhpZgAASUkqAAgAAAAAAAAAAAAAAP/sABFEdWNreQABAAQAAABkAAD/4QNuaHR0cDovL25zLmFkb2JlLmNvbS94YXAvMS4wLwA8P3hwYWNrZXQgYmVnaW49Iu+7vyIgaWQ9Ilc1TTBNcENlaGlIenJlU3pOVGN6a2M5ZCI/PiA8eDp4bXBtZXRhIHhtbG5zOng9ImFkb2JlOm5zOm1ldGEvIiB4OnhtcHRrPSJBZG9iZSBYTVAgQ29yZSA1LjAtYzA2MSA2NC4xNDA5NDksIDIwMTAvMTIvMDctMTA6NTc6MDEgICAgICAgICI+IDxyZGY6UkRGIHhtbG5zOnJkZj0iaHR0cDovL3d3dy53My5vcmcvMTk5OS8wMi8yMi1yZGYtc3ludGF4LW5zIyI+IDxyZGY6RGVzY3JpcHRpb24gcmRmOmFib3V0PSIiIHhtbG5zOnhtcE1NPSJodHRwOi8vbnMuYWRvYmUuY29tL3hhcC8xLjAvbW0vIiB4bWxuczpzdFJlZj0iaHR0cDovL25zLmFkb2JlLmNvbS94YXAvMS4wL3NUeXBlL1Jlc291cmNlUmVmIyIgeG1sbnM6eG1wPSJodHRwOi8vbnMuYWRvYmUuY29tL3hhcC8xLjAvIiB4bXBNTTpPcmlnaW5hbERvY3VtZW50SUQ9InhtcC5kaWQ6OENBM0EwOEQ3OTM3RUExMUE1MDdEQURBMkMxMDdBM0IiIHhtcE1NOkRvY3VtZW50SUQ9InhtcC5kaWQ6NTAwNzkxQkQzMTA1MTFFQUE1MzA5N0IzRjVBMzU3NzQiIHhtcE1NOkluc3RhbmNlSUQ9InhtcC5paWQ6NTAwNzkxQkMzMTA1MTFFQUE1MzA5N0IzRjVBMzU3NzQiIHhtcDpDcmVhdG9yVG9vbD0iQWRvYmUgSW5EZXNpZ24gQ1M2IChXaW5kb3dzKSI+IDx4bXBNTTpEZXJpdmVkRnJvbSBzdFJlZjppbnN0YW5jZUlEPSJ1dWlkOjBiNTUzNTlkLWI5YTctNGE0YS05OWUzLTQ4MDA0NmI1ZTM5OSIgc3RSZWY6ZG9jdW1lbnRJRD0ieG1wLmlkOjFDRUFDRUM5N0UzN0VBMTFBNTA3REFEQTJDMTA3QTNCIi8+IDwvcmRmOkRlc2NyaXB0aW9uPiA8L3JkZjpSREY+IDwveDp4bXBtZXRhPiA8P3hwYWNrZXQgZW5kPSJyIj8+/+4ADkFkb2JlAGTAAAAAAf/bAIQAAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQICAgICAgICAgICAwMDAwMDAwMDAwEBAQEBAQECAQECAgIBAgIDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMD/8AAEQgEewMgAwERAAIRAQMRAf/EALYAAQABBQEBAQEBAAAAAAAAAAAJBgcICgsFBAMBAgEBAQEBAQAAAAAAAAAAAAAAAAECAwQQAAEEAwABAwICBAkGCgYFDQACAwQFAQYHCBESCSETFAoxIhW3QVEWl9c4eDkaMiO2F3dYYXFC1VZ2N1cYGYGRJCVVJrSW1nk6oVJiM0NTNXVGJyi4KREBAQACAQMDBQABBAMBAQAAAAERAgMhMRJBUTJhcYEiE0KRsTND8FKCoWL/2gAMAwEAAhEDEQA/AN/gAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA