Болеслав Прус

Faraon, tom trzeci


Скачать книгу

się ludowi – odparł Herhor.

      Przez złocone, szeroko otwarte drzwi po marmurowych schodach jego świątobliwość wszedł na taras i podniósłszy ręce zwrócił się kolejno ku czterem okolicom świata. Odezwały się głosy trąb i ze szczytu pylonów wywieszono chorągwie. Kto był w polu, na dziedzińcu czy na ulicy – padał na twarz; kij podniesiony nad grzbietem bydlęcia czy niewolnika opuszczał się bez szkody, a wszyscy przestępcy państwowi, jakich skazano tego dnia, otrzymali ułaskawienie. Schodząc z tarasu, władca zapytał:

      – Czy mam jeszcze co do spełnienia?

      – Oczekuje na waszą świątobliwość posiłek i sprawy państwa – odezwał się Herhor.

      – Więc mogę odpocząć – rzekł faraon. – Gdzie są zwłoki mego świątobliwego ojca?

      – Oddane balsamistom… – szepnął Herhor.

      Faraonowi oczy wezbrały łzami i drgnęły usta. Ale pohamował się i milcząc patrzył w ziemię. Było rzeczą nieprzystojną, ażeby słudzy widzieli wzruszenie tak potężnego władcy.

      Chcąc zwrócić uwagę pana na inny przedmiot, Herhor wtrącił:

      – Czy wasza świątobliwość raczy przyjąć należny hołd od królowej matki?

      – Ja?… ja mam przyjmować hołdy od mojej matki?… – rzekł zdławionym głosem faraon.

      A chcąc koniecznie uspokoić się, dodał z przymuszonym uśmiechem:

      – Wasza dostojność zapomniałeś, co mówi mędrzec Eney10?… Może święty Sem powtórzy nam te piękne słowa o matce…

      – „Pamiętaj – cytował Sem – że urodziła cię i na wszystkie sposoby karmiła…”

      – Mów dalej… mów!… – nalegał pan, wciąż usiłując zapanować nad sobą.

      – „Gdybyś o tym zapomniał, ona podniesie ręce swoje do boga, a on skargę jej usłyszy. Długo nosiła cię pod sercem, jak wielki ciężar, i porodziła po upłynięciu twoich miesięcy. Nosiła cię potem na plecach i przez trzy lata pierś swą wkładała w twoje usta. Tak cię wychowała, nie brzydząc się twego niechlujstwa. A gdy poszedłeś do szkół i w pismach byłeś ćwiczony, przed twoim przełożonym stawała co dzień z chlebem i piwem domu swego11.”

      Faraon głęboko odetchnął i rzekł spokojniej:

      – Widzicie więc, że nie godzi się, aby mnie witała matka moja. Ja to raczej pójdę do niej…

      I poszedł przez szereg sal wykładanych marmurem, alabastrem i drzewem, malowanych jaskrawymi farbami, rzeźbionych i złoconych, a za nim – jego ogromna świta. Lecz zbliżywszy się do przedpokoju matki, dał znak, aby go zostawiono samego.

      Minął przedpokój, chwilę zatrzymał się pode drzwiami, potem zapukał i wszedł cicho.

      W izbie o nagich ścianach, w której zamiast sprzętów był niski tapczan i nadtłuczony dzban z wodą, wszystko na znak żałoby, siedziała na kamieniu matka faraona, królowa Nikotris. Była w grubej koszuli, boso; miała czoło umazane błotem z Nilu i popiół w poplątanych włosach.

      Zobaczywszy Ramzesa, czcigodna pani schyliła się, aby mu upaść do nóg. Ale syn pochwycił ją w objęcia i rzekł z płaczem:

      – Jeżeli ty, matko, zniżysz się przede mną do ziemi, ja przed tobą będę musiał zejść chyba pod ziemię…

      Królowa przytuliła jego głowę do piersi, otarła mu łzy rękawem swojej grubej koszuli, a potem wzniósłszy ręce szepnęła:

      – Niechaj wszyscy bogowie… niechaj duch ojca i dziada twego otoczą cię opieką i błogosławieństwem… O Izydo12, nigdy nie skąpiłam ci ofiar, ale dziś robię największą… Oddaję ci mego miłego syna… Niech ten mój syn królewski stanie się niepodzielnie twoim synem, a jego sława i potęga niech pomnożą twoje boskie dziedzictwo…

      Pan po wiele razy uściskał i ucałował królowę13, wreszcie usadowił ją na tapczanie, a sam usiadł na kamieniu.

      – Czy zostawił mi ojciec jakie rozkazy? – zapytał.

      – Prosił cię tylko o pamięć, a do najwyższej rady powiedział te słowa: „Zostawiam wam następcę, który jest lwem i orłem w jednej osobie: słuchajcie go, a podźwignie Egipt do niebywałej potęgi.”

      – Myślisz, że kapłani będą mi posłuszni?

      – Pamiętaj – rzekła matka – że godłem faraona jest wąż. A wąż to roztropność, która milczy i nie wiadomo kiedy kąsa śmiertelnie… Jeżeli czas weźmiesz za sprzymierzeńca, pokonasz wszystko.

      – Herhor jest strasznie zuchwały… Dziś ośmielił się włożyć infułę świętego Amenhotepa… Rozumie się, kazałem mu ją zdjąć i usunę go od rządu… Jego i kilku członków najwyższej rady…

      Królowa potrząsnęła głową.

      – Egipt jest twój – mówiła – a bogowie obdarzyli cię wielką mądrością. Gdyby nie to, strasznie lękałabym się zatargu z Herhorem…

      – Nie spieram się z nim. Ja go wypędzam.

      – Egipt jest twój – powtórzyła matka – ale boję się walki z kapłanami. Prawda, że nad miarę łagodny ojciec uzuchwalił tych ludzi, lecz nie można doprowadzać ich do rozpaczy srogością. Zresztą – pomyśl: kto ci zastąpi ich radę?… Oni znają wszystko, co było, jest i będzie na ziemi i w niebie; oni widzą najskrytsze myśli ludzkie i kierują sercami, jak wiatr liśćmi. Bez nich nie tylko nie będziesz wiedział, co się dzieje w Tyrze i Niniwie, ale nawet w Memfisie i Tebach.

      – Nie odpycham mądrości, ale chcę służby – odparł faraon. – Wiem, że ich rozum jest wielki, ale musi być kontrolowany, aby nie oszukiwał, i kierowany, ażeby nie rujnował państwa… Sama powiedz, matko, co oni w ciągu trzydziestu lat zrobili z Egiptem?… Lud cierpi nędzę albo buntuje się, wojska mało, skarb pusty, a tymczasem o parę miesięcy od nas jak ciasto na drożdżach rośnie Asyria i już dziś – narzuca nam traktaty!…

      – Czyń, jak chcesz. Ale pamiętaj, że symbolem faraona jest wąż, a wąż – to milczenie i roztropność.

      – Prawdę mówisz, matko, ale wierzaj mi, że w pewnych razach wyższą jest odwaga. Już dziś wiem, że kapłani wojnę libijską rozkładali na całe lata. Jam ją skończył w ciągu kilkunastu dni i tylko dlatego, że co dzień popełniałem jakiś krok szalony, ale stanowczy. Gdybym nie wybiegł naprzeciw nim w pustynię, co przecież było wielką nieroztropnością, dziś mielibyśmy Libijczyków pod Memfisem…

      – Wiem, goniłeś Tehennę i zaskoczył was Tyfon14 – rzekła królowa. – O nierozważne dziecko… nie pomyślałeś o mnie!…

      Pan uśmiechnął się.

      – Bądź spokojnego serca – odparł. – Kiedy faraon walczy, po lewej i po prawej ręce jego staje Amon. A któż mu dorówna?…

      Jeszcze raz uściskał królowę i wyszedł.

      Rozdział II

      Ogromna świta jego świątobliwości wciąż stała w sali poczekalnej, ale jakby rozłupana na dwie części. Z jednej strony Herhor, Mefres i kilku arcykapłanów starszych wiekiem, z drugiej – wszyscy jenerałowie, wszyscy urzędnicy cywilni i przeważna ilość młodszych kapłanów.

      Orli wzrok faraona w jednej chwili dostrzegł ten rozdział dostojników i w sercu młodego władcy zapaliła się radosna duma.

      „I