Władysław Syrokomla

Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna, tom II


Скачать книгу

a

      Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna, tom II

      II. Oszmiana, Kiernów, Kowno

      IX. Droga z Wilna do Oszmiany (Niemież, Rukojnie, Miedniki, Oszmiana)

      Ostatni rzut oka na Wilno od ostrobramskiej rogatki – Jędrzejówka – Trakty się rozchodzą – Trakt miński – Wspomnienia historyczne o Niemieży – Studia nad tutejszymi Tatarami – Pomnik pułkownika Dejewa – Karczmy i z tego powodu słówko o ludu1 – Borejkowszczyzna – Miasteczko Rukojnie – Wspomnienia o znakomitszych tutaj plebanach: ks.ks. Połubiński, Dłuski, Cywiński, Brzostowski, Mikucki

      Krzyżówka – Miedniki – Obraz Olgierda wielkiego księcia litewskiego – Krzyżacy pod Miednikami – Długosz i dzieci Kazimierza Jagiellończyka – Święty Kazimierz – Kamienny Łoh – Wspomnienie księdza Skargi – Ogólna panorama Oszmiany

      Żegnaj na chwilę, miła Gedyminowa stolico! ruszajmy objeżdżać filie twojego olbrzymiego niegdyś państwa.

      Mińsk na ten raz będzie celem naszéj2 wycieczki.

      Piękna, ukochana stolico Litwy, przeżegnaj nas krzyżami z wież twoich kościołów i dobrém3 słówkiem z serc twoich mieszkańców.

      Przyjaciele! nie nazbyt tęsknijcie; dobrzy ludzie! nie nazbyt obmawiajcie, nim wrócimy. Za to wam przywiozę w téj pustéj dziś tece malutki plon z mojéj podróży, – nie osobistych wrażeń, bo cóż wam do nich? – ale rzeczy, które mogą rozjaśnić trochę przeszłość naszéj krainy.

      Bracia i przyjaciele pożegnali, konie gotowe, strzemienne wypite, cygaro zapalone; – w torbie jest pocztowa karta podróżna i kilka groszy. Bywajcie zdrowi! Ruszaj, woźnico, za Ostrą Bramę…

      Koła powozu przestały tętnić po bruku, a zatopiwszy się w miękki piasek, toczą się powoli. Wiejskie powietrze nas ogarnia. Spojrzenie trochę załzawione, trochę znużone monotonnym widokiem murów miejskich, wesoło leci na swobodę. Cudne wileńskie okolice otwierają szerokie pole jego motylim przelotom.

      Wymijamy rogatkę ostrobramską; Wilno pozostało za nami, skryło się w dole, zasłoniło malowniczemi falami wzgórków, – tak, iż rzuciwszy wstecz pożegnalne spojrzenie, rzekłbyś, że znikło czarodziejskim sposobem; – i gdyby nie ruch ludności, gdyby nie gęsta mgła wiecznie unosząca się nad naszém miastem, ani byś się domyślił jego istnienia, będąc od niego o kilka kroków. Mamy tu bliziutko na lewo przedmieście Rosę i spory kawał pięknego pejzażu miasta; ale to wszystko zasłania całkowicie niewielki wzgórek i zarośl4 sośniaku.

      Mamy na prawo obwiedziony murem cmentarz greko-rosyjski, z piękną żelazną bramą i wspaniałą zieloną banią cmentarnéj kaplicy. Jest to ostatni widok murów miasta.

      Na lewo góry i wzgórki wznoszą się w najfantastyczniéjszych kształtach; poza niemi przeglądają z wąwozów śliczne lasy i zielone wybrzeża Wileńki5. Obrazek po obrazku przesuwa się jak w dioramie6. Na jednym z pooranych wzgórków świadome miejscowości oko odkryje mały kopiec, a na nim kamień ostro zakończony.

      Wzgórze to od r. 1838 otrzymało nazwę Jedrzejówki; a ten kopiec usypany został rękami uczniów znakomitego Jędrzeja Śniadeckiego, którzy z niezliczonym tłumem ludu wyprowadzili jego zwłoki d. 4 maja tegoż roku z miasta do dziedzicznego majątku. Szkoda, że okazalszy pomnik nie uwydatnia tego miejsca, że żaden napis nie świadczy o téj rzewnéj pamiątce hołdu złożonéj geniuszowi wielkiego męża! Nim to nastąpi, tymczasem niezgorszym jest pomnikiem kopiec ziemi i napis w pamięci i sercu ziomków:

      „Jędrzejowi Śniadeckiemu”.

      Tak pomiędzy wzgórkami idzie zawsze pod górę szeroki, piaszczysty trakt pocztowy, – ciągną się po nim wozy podróżne, fury ze zbożem, sianem i drzewem wiezione do Wilna, roje Żydów zabiegające im drogę lub gromady podochoconych rzemieślników, wracające z tańszéj za miastem gorzałki. Żebrak, który mieszka w pobliskim domu, wykopał w boku piaszczystego wzgórka rodzaj pieczary, siedzi w niéj, a położywszy przed sobą na stołku tacę i krucyfiks, dzwoni w mały dzwoneczek, śpiewa z kantyczki i zbiera od przechodzących jałmużnę z chleba i miedzianéj monety. Za każdą rogatką wileńską widzieć można w podobny sposób żebrzących ubogich; są to typy czysto wileńskie.

      O wiorstę od rogatki, trakt się rozdziela na dwie gałęzie: na prawo poszedł na Lidę, do Grodna i Nowogródka; na lewo idzie do Mińska, a stamtąd do Moskwy. Kierujmy się na lewo!

      Zawsze niepostrzeżenie wzbierając się na górę, niby jesteśmy na równinie, przecież punkt, na którym stoimy, jest według wymiarów wyższym od najwyższych wież wileńskich kościołów, – w tak głębokim dole jest nasze miasto. – Nieopodal od rozgałęzienia traktów, głęboki jar na lewo przerznął dwa wzgórza, a swoim otworem odsłania przecudną panoramę dalekiego widoku, cząstkę miasta, błękitną odległość lasów i majową zieloność wybrzeży. Od karczmy Oszmianki, lichéj zamiejskiéj gospody, która swą facjatą już się uśmiecha z pretensjonalnością mieszczki, a nieróżna niczem od swoich towarzyszek prostych karczem przy drodze, – różni się od nich strukturą i resztkami odwiecznej pobiały7; od karczmy Oszmianki, mówimy, położonej o 4 wiorsty od Wilna, warto się obejrzeć wstecz i stanąć nad prześlicznym jarem. Dół jego zarósł gęstemi liściowemi drzewami i krzewy8; przez ich wierzchołki widnieją wieże miasta i miniaturowe obrazki okolic; kilka drożyn spuszczających się z góry, wiedzie do Rybiszek, Markuć i innych podmiejskich folwarków. Na wiosnę co tu woni od rozkwitłéj czeremchy, od rozpękłych młodych brzóz i aromatycznych sosen! co gwaru ptastwa!

      Od tego miejsca rozstajemy się na niejaki czas z pięknym widokiem i miłemi wrażeniami: bo nastaje droga kamienista, piaszczysta, widok nieurozmaicony, monotonny, roślinność dosyć uboga, nawet brzózki rzadko gdzie rosną przy trakcie pocztowym.

      Ale o milę od miasta widok się urozmaica. Spuszczamy się w dół. Aż pięć karczem jedna przy drugiéj wybiegło na gościniec, a wszystkie liche i brudne. Na lewo, za zieloną błonią ciągnie się osada, złożona z kilkunastu dworków, mniéj lub więcej okazałych i porządnych; na prawo, na drugim planie, w gęstwini9 drzew, widnieją mury pałacu.

      Jesteśmy w Niemieży.

      Ta przy karczmach osada, wieś, okolica czy zaścianek (nazywajcie jak chcecie), – to Niemież Tatarska; a ten daléj dwór murowany – to dziedzictwo hr. Tyszkiewiczów, należące niegdyś do Sapiehów. W okolicy tatarskiéj, o któréj mówimy, pierwszy dworek usadowił się na wzgórku, którego kształt czworoboczny, widocznie na wał zakrawający, każe się domyślać, iż może tutaj był zamek niemieżański, o którego istnieniu wiadomo z pewnością, a którego ubikacji10 gdzie indziéj odkryć nam się nie udało.

      Zbierzmy garstkę wspomnień i podań historycznych przywiązanych do Niemieży, nie wiedząc z pewnością, czy je odnieść do dzisiejszej osady Tatarów, czy do murowanego dworu hr. Tyszkiewiczów.

      Niemież przed wieki11 należała do wielkich książąt litewskich. Tutaj niekiedy przemieszkiwał Witołd. Tu chorej jego żonie Julianie wielki mistrz krzyżacki posyłał lekarstwa i lekarza w r. 142612, – skarbił względy Witołda, bo wtedy szło zakonowi o młyn na rzece Drwęcy, o jedyną drogę militarną z Polski do Prus, drogę tak ważną, że Witołd ustępował Krzyżakom za ów młyn cały powiat połągowski; Krzyżacy obstawali przy młynie i następnie otrzymali go w drodze układów13. Tu może w Niemieży popisywał się przed Witołdem, ów półtora-łokciowy garbaty Hanne, niby przysłany w podarunku błazen, a w rzeczy saméj szpieg krzyżacki, który otrzymawszy za swe zuchwalstwa policzek, dobrodusznie wziął go za obrzęd pasowania siebie na rycerza14.

      Tu w Niemieży Aleksander