Władysław Syrokomla

Zaścianek Podkowa


Скачать книгу

/p>

      Zaścianek Podkowa

      Zaścianek Podkowa. Gawęda szlachecka z 1812 roku – w obecnéj gawędzie, któréj za tło służył wypadek miejscowy, staraliśmy się oddać szlachtę zaściankową litewską, z jéj obrazem myśli, z jéj dykcją, z jéj przestarzałémi wyobrażeniami, a zarazem zwrócić uwagę téj licznéj klasy ludności naszéj na tyle obszernych zawodów otwartych dziś każdemu, kto chce w świecie pożytecznie pracować, zawodów, o których przykuta do szczupłego kawałka pola, drobna szlachta nasza, ani chce miéć wyobrażenia. [przypis autorski]

      PODRÓŻNY

      Boże, co za spiekota; pot czoło opływa,

      Prędkoż mię do gospody zawiedzie ta ścieżka?

      Ziemio rodzinna moja! szczęsny, kto tu mieszka,

      Biédny, kto podróż odbywa!

      Hop mój koniu! choć pianą i potem okryty,

      Choć pan twój ledwie żyje ze skwaru, z niewczasu1,

      Tam za górą, na łące widać jakieś szczyty!

      To może strzecha popasu2.

      Mylę się… to są gruzy starego kościoła,

      Tynk opadł, okna puste, wyszczerbione mury,

      Na dachu szkielet krokwi nienakrytych zgoła,

      A w klonie dzwon sygnatury.

      Co za rozkoszne miejsce, a pustkami stoi;

      Odłogiem leży pasmo pól i sianożęci,

      Jak tu pięknie w olszniaku ów strumień się kręci,

      On nas spragnionych napoi!

      Puszczę konia na trawę, a sam wodą czystą

      Orzeźwię się, umyję i ręce, i skronie.

      A ległszy na murawie, olszyną cienistą

      Spaloną głowę osłonię.

      ŻEBRAK

      Dzień dobry mój paniczu! Niech cię Pan Bóg broni,

      Niech chowa w swojéj opiece,

      Wiedz, że tutaj na łące nie wolno paść koni,

      Nie wolno poić w téj rzece.

      PODRÓŻNY

      Jak to? Mówisz nie wolno, a czyjaż to łąka?

      Czy jesteś stróżem najętym?

      ŻEBRAK

      Tak panie, jestem stróżem jak pies, co się błąka,

      Czując3 nad skarbem zaklętym.

      Stróżem jestem, ten kościół, te spalone krzyże,

      Cmentarz, skąd panisko dyba4,

      Te łąki, te poletki i te wody chyże,

      To moich przodków sadziba5.

      Czy widzisz za kaplicą gruz pieców ceglasty?

      Widzisz ten komin wyniosły?

      Czy widzisz stosy węgla, pokrzywy i chwasty,

      Co na popiele wyrosły?

      Czy widzisz tę w zagonach ziemię nieuprawną?

      Nie zawsze była jałową!

      Przed trzydziestu latami… niezbyt jeszcze dawno

      Tu stał zaścianek Podkowa, —

      Tak narzeczon6 od herbu, co rodu zaszczyty

      Głosił z niepamiętnéj pory,

      Bo my choć biédni, mamy klejnot7 rodowity,

      Co dał nam Stefan Batory.

      Bo to za owych czasów nasz przodek Konstanty,

      Nabył swój klejnot dostojnie,

      Kiedy Stefan Batory zdobywał Inflanty,

      Zyskał szlachectwo na wojnie.

      Od niego to pochodzi parentela8 nasza,

      Drzewo wspaniałéj postaci,

      Syn Konstantyna Krzysztof zrodził Tobijasza,

      Tobijasz zrodził trzech braci;

      Najstarszy był Mikołaj, jego gałęź trzyma

      W rodzie pierwszeństwo ojczyste,

      Mikołaj zrodził Pawła, Paweł Joachima,

      Joachim Jana Baptistę:

      Jan mosanie9 Baptista, zbaw mu Boże duszę,

      To był mój ojciec rodzony;

      Ach! co by on powiedział, że ja spędzać muszę

      Gościa, co przybył w te strony!

      Pan myślisz, że ja bronię łąkę i pastwisko

      Z jakiéjś nieludzkiéj rachuby?

      Nieprawda, jak Bóg żywy, nieprawda panisko!

      Ja tylko nie chcę twéj zguby.

      Ho! ho! gdybyś zawitał do tego ustronia,

      Gdy tu mieszkałem za młodu,

      Miałbyś suto murogu10 i owsa dla konia,

      Miałbyś i piwa, i miodu.

      Bo tu była zamożność i wiosną, i zimą,

      Wiész, jaka była tu cnota?

      Każdy kto tu przyjechał lub zabłądził mimo

      Nie wyszedł trzeźwy za wrota.

      A teraz gdy zaścianek przyszedł ku zagubie,

      Wiész, jak przeklęty okropnie!

      Biada bydłu, co trawę z téj łąki uskubie!

      Biada kto wody téj żłopnie!

      A nawet kto tutejszy, mija to bezdroże,

      Bo wié, że ziemia zaklęta,

      To lub koło się złamie, lub koń zaniemoże,

      Albo go niemoc opęta. —

      Mnie pan hrabia tutejszy trzyma za zapłatą,

      Bym stał jak wiecha przydrożna,

      I ostrzegał podróżnych i zima, i lato:

      Że tędy jechać nie można.

      Bywało – zorzą drogę – to jedzie, kto nie wie,

      I klęskę sobie napyta;

      W przeszłym roku żebraka, ot tu przy tém drzewie,

      Roztrzaskał piorun i kwita —

      Czy mało? Co rok prawie cóś się komuś stanie,

      Kto w to zabłądzi bezdroże.

      PODRÓŻNY

      Cóż to jest? Czary jakieś?

      ŻEBRAK

      Nie czary mój panie,

      Lecz pomsta musi być boża.

      PODRÓŻNY

      Za co?

      ŻEBRAK

      Ha! Długo gadać, koń trędzlami11 dzwoni

      Na długie gawędy nasze —

      Wiész pan co? Przebrnij rzekę i na tamtéj błoni

      Puść