Henryk Sienkiewicz

Krzyżacy


Скачать книгу

i Farureja[300], i Skarbka z Góry, i Dobka z Oleśnicy, i Jaśka Naszana, i Mikołaja z Moskorzowa[301], i Zyndrama z Maszkowic[302]. W tej chwili przedstawiał on przy tym poniekąd osobę królewską, więc porwać się na niego znaczyło tyle, ile oddać głowę pod topór kata.

      Maćko też ochłonąwszy, ozwał się pełnym poszanowania głosem:

      — Cześć i pokłon wam, panie, waszej sławie i męstwu.

      — Pokłon i wam, panie — odpowiedział Powała — choć wolałbym nie w tak ciężkiej przygodzie uczynić z wami znajomość.

      — Czemu to? — spytał Maćko.

      A Powała zwrócił się do Zbyszka:

      — Cóżeś ty, młodzieniaszku, najlepszego uczynił? Na publicznym gościńcu, pod bokiem królewskim porwałeś się na posła! Zali wiesz, coć za to czeka?

      — Porwał się na posła, bo młody i głupi, przeto o uczynek łatwiej mu niż o zastanowienie — rzekł Maćko. — Ale nie osądzicie go surowie, gdy całą sprawę rozpowiem.

      — Nie ja go będę sądził. Moja rzecz jeno więzy mu nałożyć...

      — Jakże to? — ozwał się Maćko, obrzucając znów ponurym wejrzeniem całą gromadę ludzi.

      — Wedle królewskiego rozkazania.

      Po tych słowach zapadło milczenie.

      — Szlachcic jest — rzekł wreszcie Maćko.

      — To niech zaprzysięże na rycerską cześć, że stawi się na wszelki sąd.

      — Poprzysięgnę na cześć! — zawołał Zbyszko.

      — To dobrze. Jakoże was zowią?

      Maćko wymienił nazwisko i herb.

      — Jeśliście z dworu księżny Januszowej, to proście jej, by się wstawiła za wami do króla.

      — Nie z dworu jesteśmy. Z Litwy od księcia Witolda[303] jedziem. Bogdajeśmy byli nijakiego dworu nie napotkali! Z tego to spotkania przyszło na chłopa nieszczęście.

      I tu Maćko począł opowiadać, co się zdarzyło w gospodzie, więc mówił o spotkaniu dworu księżnej i o ślubowaniu Zbyszkowym, ale w końcu chwycił go nagły gniew na Zbyszka, przez którego nierozwagę popadli w tak ciężkie położenie, więc zwróciwszy się do niego, zawołał:

      — A bodajeś ty był legł pod Wilnem! Cóżeś ty sobie, warchlaku, myślał?

      — Ba — rzekł Zbyszko — po ślubowaniu modliłem się do Pana Jezusa, by mi Niemców przysporzył — i dań[304] mu obiecałem, więc gdym pawie pióra, a przy nich opończę z czarnym krzyżem ujrzał, zaraz jakowyś głos zawołał we mnie: „Bij w Niemca, bo to cud!” No — i skoczyłem — kto by był nie skoczył?

      — Słuchajcie — przerwał Powała. — Nie życzę ja wam złego, bo to widzę jasno, że ów młodzianek więcej przez płochość[305] przyrodzoną wiekowi niźli przez złość zawinił. Rad bym też zgoła na jego uczynek nie baczyć pojechać sobie dalej, jakoby się nic nie stało. Ale mógłbym to tylko w takim razie uczynić, gdyby ów komtur obiecał, że się królowi nie poskarży. Proście go o to: może i jemu żal się uczyni wyrostka.

      — Wolej pójdę pod sąd, niźlibym się miał Krzyżakowi pokłonić! — zawołał Zbyszko. — Nie przystoi to mojej czci szlacheckiej.

      Na to Powała z Taczewa spojrzał na niego surowo i rzekł:

      — Źle czynisz. Lepiej od ciebie starsi wiedzą, co przystoi, a co nie przystoi czci rycerskiej. O mnie też ludzie słyszeli, a to ci powiadam, że gdybym taki uczynek popełnił, nie sromałbym się o darowanie winy prosić, Zbyszko zawstydził się, ale rzuciwszy wokół oczyma, odrzekł:

      — Tu ziemia równa, byle ją trochę udeptać. Niźli Niemca przepraszać, wolej[306] bym się z nim potykał konną albo pieszą, na śmierć albo niewolę.

      — Głupiś! — przerwał Maćko. — Jakże to z posłem będziesz się potykał? Ni tobie z nim, ni jemu z takim chłystkiem!

      Tu zwrócił się do Powały:

      — Wybaczcie, szlachetny panie. Do reszty rozwydrzyło mi się chłopisko przez wojnę, ale lepiej niech do Niemca nie gada, bo jeszcze by go zwymyślał. Ja będę gadał, ja będę prosił, a jeśliby po skończonym posłowaniu chciał się ów komtur w ogrodzieńcu samowtór[307] potykać, to i ja mu stanę.

      — Wielkiego rodu to jest rycerz, który nie każdemu stanie — odrzekł Powała.

      — Jakże? Albo to ja pasa i ostróg nie noszę? Mnie choćby i książę może stanąć.

      — Prawda jest, ale mu o tym nie mówcie, chybaby sam wspomniał, bo się boję, żeby się na was nie zawziął. No, niech was tam Bóg wspomaga.

      — Pójdę za cię oczyma świecić — rzekł do Zbyszka Maćko — ale poczekaj!

      I to rzekłszy zbliżył się do Krzyżaka, który zatrzymawszy się o kilka kroków, siedział nieruchomie na swym ogromnym jak wielbłąd koniu, podobny do odlanego z żelaza posągu, i słuchał z największą obojętnością poprzedniej rozmowy. Maćko podczas długich lat wojny nauczył się nieco po niemiecku, wiec począł teraz tłumaczyć komturowi w jego rodowitym języku, co się stało, składać winę na młody wiek i porywczy umysł chłopca, któremu wydawało się, że to sam Bóg zesłał mu rycerza z pawim czubem, a wreszcie prosić o darowanie Zbyszkowi winy.

      A twarz komtura ani drgnęła. Sztywny i wyprostowany, z podniesioną głową, spoglądał na mówiącego Maćka swymi stalowymi oczyma tak obojętnie, a zarazem i pogardliwie, jakby spoglądał nie na rycerza i nawet nie na człowieka, ale na kołek w płocie. Włodyka[308] z Bogdańca dostrzegł to i lubo [309]słowa jego nie przestały być dworne, dusza poczęła się w nim widocznie burzyć; mówił z coraz większym przymusem, a na ogorzałych policzkach pokazały się mu rumieńce. Widocznym było, że wobec tej zimnej pychy walczył ze sobą, by nie zazgrzytać zębami i nie wybuchnąć okropnie.

      Powala zaś spostrzegł to i mając dobre serce postanowił mu przyjść w pomoc. I on, szukając za młodych lat na dworach: węgierskim, rakuskim[310], burgundzkim[311] i czeskim, różnych rycerskich przygód, które szeroko rozsławiły jego imię, wyuczył się był po niemiecku, wiec teraz ozwał się w tym języku do Maćka głosem pojednawczym i umyślnie żartobliwym:

      — Widzicie, panie, że szlachetny komtur mniema, że cała sprawa nawet i słowa jednego niewarta. Nie tylko w naszym Królestwie, ale i wszędzie wyrostkowie bywają niespełna rozumu, ale taki rycerz z dziećmi nie wojuje ni mieczem, ni prawem.

      Na to Lichtenstein wydął swe płowe wąsy i nie rzekłszy ani słowa ruszył koniem przed siebie, pomijając Maćka i Zbyszka.

      A im gniew szalony począł podnosić włosy pod hełmami, a ręce drżały im ku mieczom.

      — Czekaj, krzyżacka mać — mówił przez zaciśnięte zęby starszy rycerz z Bogdańca — teraz ja ci będę ślubował i znajdę cię, byłeś posłować przestał.

      Lecz Powała, któremu