Louis de Wohl

Niespokojny płomień


Скачать книгу

      – Ale kim – lub czym – jest Bóg?

      – Nim ci to powiem, zapytaj siebie. Czy naprawdę potrafisz uwierzyć w osobowego boga? Czy twój bóg ma zęby? Paznokcie? Włosy? Na początku, mój Augustynie, były dwie zasady: Światło i Dobro oraz Ciemność i Zło. A człowiek musi podjąć decyzję, za którą z nich podąży. Dobro i Zło są wieczne – żadne z nich nie może istnieć bez drugiego.

      – Więcej – powiedział Augustyn, a oczy mu błyszczały. – Opowiedz mi więcej, Bahramie.

      – Oto mój dom – odparł wybrany. – Wejdź, Augustynie. Witam cię tu w imię Światła i Prawdy.

      Rozdział dziesiąty

Kolo.psd

      – Gdzie jest Augustyn? – zapytał Honoratus wchodząc do jadalni.

      Alipiusz przełknął kęs melona nim odpowiedział.

      – W pracowni. Nie chodź tam, jest z nim Bahram. Nie chce, żeby ktoś im przeszkadzał prócz Harmodiusza.

      – Sam wybrany! To może potrwać. Zostało dla mnie coś do jedzenia? Gdzie jest Melania?

      – Na górze. Tam też nie chodź. Lepiej usiądź, choć obawiam się, że niewiele mogę ci zaproponować...

      – Widzę, że moje ruchy w tym domu są niemal tak ograniczone jak twój posiłek. Melony, figi, warzywa... Czy tylko to jadasz?

      – Mniej więcej. Nie, nie ruszaj tego, Honoratusie, nie mogę ci dać owoców. Są święte. Ale możesz zjeść ciasto.

      – Dziękuję. Ale dlaczego uważasz, że owoce są święte? Przecież sam je jesz?

      – To co innego. Zostałem przyjęty. To była prawdziwa uroczystość. Jestem – jak ci to wytłumaczyć? – jestem w pewnym sensie uświęcony, ponieważ zostałem przyjęty. Kiedy jem owoce, modlę się. A kiedy się modlę podczas jedzenia owocu, uwalniają się z niego cząsteczki Światła, a to liczy się najbardziej. Nie mogę ci oczywiście zabronić kupowania melonów czy fig na targu i zjadania ich – ale nie wolno mi cię nimi częstować.

      – Możesz sobie zatrzymać owoce – stwierdził Honoratus sucho. – Wolałbym, żebyś mnie poczęstował soczystym mięsem i jajkami.

      – W tym domu ich nie znajdziesz – burknął Alipiusz żując kęs. – Wszyscy zostaliśmy przyjęci – oprócz Melanii.

      – A co się jej stało? Dlaczego nie mogę iść na górę przywitać się z nią?

      – Z nikim nie rozmawia.

      – Alipiuszu, co jej się stało?

      – Cierpi. Jej bóg – Augustyn, rzecz jasna – porzucił ją. Wygłosił jej wykład o Manim.

      – I?

      – Wspaniały wykład. Trwał dwie i pół godziny. A Melania siedziała i wpatrywała się w niego tymi wielkimi czarnymi oczami, a potem...

      – Przerwała mu? On tego nie znosi.

      – Nie, nie. Ale kiedy skończył – był dość wyczerpany – uśmiechnęła się do niego i powiedziała: „Uwielbiam jak mówisz – nigdy nie jesteś równie przystojny jak wtedy, gdy przemawiasz”.

      – Biedna Melania.

      – Napadł na nią. Nigdy nie widziałem go tak wściekłego. Stracił przez nią dwie i pół godziny! No cóż, przekonał się na własnej skórze jak prawdziwe są nauki Maniego: że Ewa została potępiona na wieki za uwiedzenie Adama i że prokreacja to najgroźniejsza broń Królestwa Ciemności, dużo gorsza niż zjadanie zwłok zwierząt. Jak dotąd Melania to znosiła – to cierpliwa osóbka, wiesz, i bardzo ją polubiłem, na ile oczywiście można polubić kobietę. Ale Augustyn zrobił nieprzyjemną uwagę na temat tego, że miłość to chuć, rozpoczynająca się od piękna, a kończąca się brzydotą, i okazało się, że to dla niej zbyt wiele. Jest w piątym miesiącu i to już widać.

      – Manichejska dieta nie uczyniła go bardziej cierpliwym – stwierdził Honoratus.

      – Wiele razy wcześniej wprawiała go w irytację. Wiesz doskonale, jak on się wszystkiemu bez reszty poświęca – chyba sobie nie uświadamia własnej siły. Zbija z nóg wszystkich na swej drodze, w tym również siebie. Albo się będziesz jakoś trzymał, albo cię zniszczy. Ja się trzymam.

      – A Melania została zniszczona.

      – Na to wygląda. Ale nie wiem. Kobiety są inne. Z nimi nigdy nic nie wiadomo. Cierpi. On jej żałuje, wiem, ale prędzej odgryzie sobie język, niż to naprawi.

      Honoratus wziął sobie drugą porcję ciasta.

      – A gdzie wino? Tylko mi nie mów...

      – Przykro mi. Jest zabronione. To nieczysty trujący napój.

      Młodzieniec odepchnął od stołu swoje krzesło, a jego przystojna otwarta twarz poczerwieniała ze złości.

      – Słuchaj, Alipiuszu, czyś ty zupełnie oszalał? O co w tym wszystkim chodzi? Czy ty naprawdę wierzysz, że można osiągnąć jakiś idealny stan niemożliwie utrudniając sobie życie? Nie rozumiem tego. Pojechałem na kilka miesięcy do rodziców do Hippony. Wracam i okazuje się, że na was wszystkich rzucono jakiś czar. Augustyna widziałem w szkole raz, przez kilka chwil, i tylko mi powiedział, że do jego domu przychodzi Bahram, wybrany. Więc też przyszedłem i okazuje się, że żadnego z nich nie mogę zobaczyć – ani nawet dostać kubka wina czy głupiej figi. Jeśli to jest ten nowy świat, o którym wspominał Augustyn, wcale go wam nie zazdroszczę.

      – Wkrótce będziesz go z nami dzielił – odparł Alipiusz spokojnie. – Mówię poważnie, Honoratusie. Nie zdołasz przed nim uciec. Wiem, że nie potrafię wyjaśniać takich rzeczy, ale Augustyn wszystko ci powie jak przyjdzie czas. Te drobne kwestie jedzenia i tak dalej to tylko drobiazgi. Zupełnie tak, jakbyś twierdził, że kariera żołnierza jest głupia, ponieważ musi nosić nagolenniki. To wielka teoria jak już jej wysłuchasz.

      – Może masz rację, ale zupełnie mi się nie podoba jej praktyka – stwierdził Honoratus gorzko. – Rozumiem, że Augustynowi nie podoba się myśl o posiadaniu dziecka w tak młodym wieku – i to z prostą dziewczyną. Ale jeśli już mamy kogoś winić, to raczej jego, a nie Ewę czy Królestwo Ciemności, czy co to tam jest.

      – Nie może winić siebie za wojnę jaką te dwa królestwa toczą o nas – odparł Alipiusz. – To tak, jakby pole bitwy winiło się za straszliwe uczynki, jakie popełniły na nim dwie ścierające się armie.

      – Poznaję, to Augustyn – pokiwał głową Honoratus. – Jego słowa. Daj mu jeszcze trzydzieści lat, a w całym cesarstwie rzymskim nie będzie żadnego osła z tylnymi nogami. Do hadesu z tym ciastem – idę zjeść coś porządnego. Jak mogłeś dać się w to wplątać, Alipiuszu! Człowiek o twoim rozsądku...

      – Widzisz – odparł Alipiusz fatalistycznie – Wdałem się w to tak samo, jak we wszystko inne – ponieważ trzymam się Augustyna. Kiedy mieliśmy po piętnaście lat powiedział: „Chodźcie, wypuścimy bydło starego Rufusa” i ja to zrobiłem. Kiedy pojechał do Kartaginy na studia, ja pojechałem za nim. Podejrzewam, że gdyby został Wywrotowcem, ja też bym nim został. Na szczęście nie został. Cieszę się, że dość szybko przeszła mu ta faza z Hortensjuszem. Filozofia nie jest na mój rozum. To jest łatwiejsze – pod pewnymi względami – ponieważ trzeba coś robić. Tobie może to się wydawać głupie – że tak cały czas trzymam się Augustyna. Możesz myśleć, że to jest słabość. Ale to nieprawda. Przyjaźnimy się od tak dawna, on i ja. Wiem, że nie jestem bystry, ale wiem, że on jest. On myśli więc za mnie. Ufam mu. I w ogóle nie zmuszaj mnie do takich długich przemów. Lepiej zjedz jeszcze