gotowy – rzekł i uśmiechnął się do Klaudii.
Balbus zmierzył go wzrokiem.
– Świetnie – powiedział. Podniósł obie ręce. – Uwaga, przyjaciele. Mały przerywnik dla waszej rozrywki. Młody Kasjusz założył się ze mną o dwadzieścia tysięcy sestercji, że trafi w tę tarczę włócznią z miejsca, w którym stoi. Siadajcie więc i nie ruszajcie się, zanim nie rzuci. Gotowy? Teraz! Rzucaj, chłopcze!
Kasjusz wziął głęboki wdech. Rzucił i stał nieporuszony, z prawą ręką wyciągniętą, jak gdyby była przedłużeniem broni.
Większość gości schyliła się odruchowo. Poczuli niespodziewany powiew wiatru na zarumienionych z emocji twarzach. Dwaj czarni niewolnicy z wymuszonym spokojem trzymali między sobą srebrną tarczę. Rozległ się trzask i obaj zachwiali się, omal nie upadając. Włócznia przeszła dokładnie przez środek.
Wszyscy zaczęli wiwatować.
– Wspaniały – szepnęła śliczna mała Nigidia.
Młody prawnik Seneka spoczywający na sofie obok niej zobaczył jej drgające nozdrza.
– Rzut czy rzucający? – zapytał sucho.
– Ten mężczyzna – padła szczera odpowiedź. – Bardzo przystojny. Kto to jest?
– Na bicepsy Marsa – wtrącił trybun Celiusz – trafił w sam środek, prosto w usta Meduzy. Jaki ojciec, taki syn.
– To Kasjusz Longinus – wyjaśnił prawnik. – Jego ojciec jest dowódcą armii w stanie spoczynku. Kiedyś był jednym z najlepszych ludzi cesarza w wojnie z Germanami. Tak się składa, że jestem jego radcą prawnym.
– Więc dobrze go znasz – powiedziała Nigidia. – Czy mu mnie przedstawisz?
– Starego Longinusa nie ma dzisiaj z nami – droczył się z nią Seneka.
– Mam na myśli jego syna, głupcze.
– Uważaj – uśmiechnął się Seneka. – Czy nie widzisz, że Klaudia jest nim żywo zainteresowana?
Nigidia obrzuciła kobietę chłodnym, taksującym spojrzeniem. Niczego jednak nie mogła jej zarzucić. Klaudia miała doskonałą figurę, twarz atrakcyjną w pewien prowokujący sposób, staranny makijaż, biżuterię dobraną do sukni z turkusowego jedwabiu, uszytej według nowej mody, i włosy ozdobione złotym brokatem.
– Kto to jest?
– Chcesz powiedzieć, że nie znasz Klaudii?
Nigidia parsknęła nieprzyjemnym śmiechem.
– Zapominasz, że długo mnie tu nie było.
Seneka zbyt późno przypomniał sobie, że rodzina Nigidii została wygnana na jakąś wyspę na Morzu Egejskim, ponieważ wuj dziewczyny popadł w niełaskę cesarza.
– Klaudia Prokula – powiedział, taktownie pomijając uwagę Nigidii – jest teraz sierotą, ale spokrewnioną z boskim cesarzem.
– Twój przyjaciel Kasjusz wygląda, jakby próbował trafić w dwie tarcze jedną włócznią – prychnęła Nigidia.
Seneka pokiwał głową.
– I obie na koszt naszego szlachetnego gospodarza.
Balbus podszedł kołyszącym się krokiem do Kasjusza Longinusa, trzymając w dłoni jedwabną sakiewkę.
– Dwadzieścia tysięcy – powiedział. – I muszę przyznać, że nie był to tylko łut szczęścia, choć szczęście też wydaje się tobie sprzyjać.
Kasjusz Longinus roześmiał się.
– Mogę to robić tak często, jak zechcesz. Czy mam spróbować jeszcze raz?
Balbus uśmiechnął się krzywo.
– Nigdy nie wchodź w drogę człowiekowi, któremu sprzyja Fortuna. To było starożytne przysłowie przy stoliku do gry. Dwadzieścia tysięcy wystarczy. A nawet ulubieniec Fortuny powinien się zadowolić jednym zwycięstwem na raz. – W jego uprzejmym głosie czaiła się ukryta pogróżka.
Kasjusz ukłonił się kpiąco.
– Jak sobie życzysz.
– Gdzie się tego nauczyłeś? – zapytała szybko Klaudia Prokula.
– To rodzinne – odrzekł Kasjusz. – Zawsze byliśmy w tym dobrzy. W naszym herbie jest włócznia.
– Poradziłbyś sobie na arenie – burknął Balbus. – Zbudowany też jesteś jak gladiator.
– Żałuję, że nie mogę odwzajemnić komplementu – uśmiechnął się Kasjusz. – Przyślę ci jutro Euforusa – to mój masażysta. Pomoże ci wyrzeźbić sylwetkę.
Czerwień na twarzy Balbusa pociemniała jeszcze, gdy Klaudia się roześmiała.
– On umie nie tylko rzucać włócznią – szepnął Seneka do Nigidii – ale także robić sobie wrogów…
– Atleci – rzekł Balbus – też nie są bez wad. Mają reputację marnych kochanków.
Klaudia znów się roześmiała, a Kasjusz szeroko uśmiechnął się.
Balbus stracił cierpliwość.
– Jesteś bardzo pewny siebie, prawda? Cóż, to normalne, zanim człowiek osiągnie dojrzałość, i dlatego wybaczalne. Ale niektórzy nie uczą się ostrożności nawet w starszym wieku. Jak się ma twój drogi ojciec, Kasjuszu?
Młody mężczyzna zmarszczył brwi.
– Mój ojciec ma się całkiem dobrze. Czemu o niego pytasz?
– Całkiem dobrze, tak? – Tym razem Balbus się uśmiechnął. – Mam nadzieję, że się nie mylisz. I mam nadzieję, że tak pozostanie. – Zwrócił się do gości. – Po tym ciekawym interludium mam dla was specjalną atrakcję. Najlepsze tancerki cesarstwa – dwanaście Świetlików z Kadyksu.
Odpowiedział mu głośny aplauz. Tancerki z Kadyksu były znane w świecie, a dwanaście Świetlików szturmem zdobyło Rzym.
Balbus klasnął w ręce. Rozsunięto kurtynę i tancerki ukazały się w szalonym wirze czerwonych przezroczystych sukni.
– Czy chcesz popatrzeć? – zapytała lekko Klaudia.
– Kto chciałby gwiazd, kiedy świeci słońce? – szepnął Kasjusz.
– Jestem zmęczona – powiedziała Klaudia, przecząc tym słowom spojrzeniem. – Chyba zamówię lektykę.
– Potrzebujesz eskorty – zawyrokował Kasjusz. – Na ulicach jest pełno hołoty o tej porze nocy, a…
– …a twoja włócznia mnie ochroni, jak sądzę. – Uśmiechnęła się. – W rzeczy samej, mam silnego strażnika. Ale kto mnie ochroni przed tym strażnikiem?
Uniósł ręce.
– Na kolana Wenus…
– Ta bogini zdecydowanie nie jest godna zaufania – roześmiała się.
– A zatem na Junonę – przysiągł Kasjusz.
Uniosła pięknie zarysowane brwi.
– Bogini małżeństwa! Czy ty wiesz, co mówisz?
– Drażnisz się ze mną. – Wyglądał na tak dotkniętego, że obdarzyła go swoim najpiękniejszym uśmiechem. Był taki młody – dwadzieścia, może dwadzieścia jeden lat. Wiedziała, że mogłaby go wprawić w zachwyt i w rozpacz między jednym oddechem a drugim i poczuła wzruszenie – tak silne, że zadała sobie poważne pytanie, czy nie jest w nim zakochana. Może tak. Tak czy inaczej, śmieszne było, że ludzie zaczynali mówić o niej i o Balbusie – jakby w ogóle mogła się interesować tą nadętą ropuchą, jakkolwiek by nie był