Louis de Wohl

Włócznia


Скачать книгу

podjąć decyzję. Wielki błąd. Fatalny błąd. W parę dni później nie żył, samobójstwo. To lepsze niż powolne tortury – a Cheruskowie znali dość wymyślne. Uciekłem, bo byłem ze strażą tylną. Przedarliśmy się, kiedy Germanie myśleli, że wszystko skończone. – Westchnął. – Miałem szczęście, że się wydostałem, i potrójne szczęście, że nie byłem na miejscu Warusa. Tamta decyzja – szokująca odpowiedzialność…

      Gdy umilkł, Klaudia pogłaskała jego dłoń. Nie słuchała go tak naprawdę, ale wyczuwała instynktownie, że potrzebuje jej współczucia. Tamto doświadczenie zdawało się go prześladować.

      – Są już gotowi – powiedziała. – Patrz!

      W dole na arenie obaj walczący stanęli naprzeciw siebie.

      – Dobrze, młodziku – rzekł przyjaźnie Bakulus. – Upiększanie się zajęło ci więcej czasu niż większości dziewcząt, które znam.

      Kasjusz milczał. Myślał. Gdy wyszedł na oślepiające słońce, czuł się zdrętwiały i ociężały i nie dbał o to, co się stanie. Gdzieś tam na górze siedział Sejan. Musiał do niego podejść i pozdrowić go, pozdrowić tę świnię, tego mordercę. Już oddał mu honory. Pozbyłeś się, Sejanie, ojca i syna, choć bogowie jedni wiedzą, czemu ci tak na tym zależało – jeśli istnieją jacyś bogowie. Pozbyłeś się nas, tłusty Balbusie. Ale najpierw musiał wymienić parę ciosów z kimś o imieniu Bakulus. Słyszał o nim – bo któż nie! Bakulus nie będzie potrzebował dużo czasu. Nie widział Klaudii ani o niej nie myślał.

      Wtedy usłyszał jakiś krzyk, Sejan wydał rozkaz i podali mu zbroję armii. Kiedy zaczął ją wkładać, zaczął też myśleć. Miecz, włócznia, pilum, wszystkie trzy. Tarcza. Z miejsc oficerów dobiegły go krzyki;

      – Dalej, żołnierzu! Pokaż mu, żołnierzu, co potrafi armia!

      Nigdy się nie przyzwyczaił do broni gladiatora. Ten ekwipunek znał. Nosił go przez parę lat. Pilum zawsze używano w ten sam sposób, nie do zranienia czy zabicia przeciwnika, lecz po to, by rzucić nim w jego tarczę, by w niej utkwiła i uczyniła ją bezużyteczną. Trzeba było po prostu ją upuścić. Pilum służyło właśnie do tego – taka była jego funkcja. A kiedy przeciwnik rzucał tarczę, przychodził czas na krótką włócznię.

      Bakulus oczywiście o tym wiedział. Wiedział, nawet jeśli nigdy nie służył w armii, a prawdopodobnie nie. Wiedział o tym i tego się spodziewał. Co zatem zrobi? Mógł zrobić tylko dwie rzeczy, z których jedna była oczywista, naturalna i łatwa, a druga dość trudna i efektowna, coś, co spodobałoby się widzom. Dlatego prawdopodobnie to właśnie zrobi.

      Jeżeli tak, jest jakaś szansa – niewielka, ale zawsze szansa. Oczywiście, jeśli się nie uda, będzie zgubiony.

      Ten Bakulus nie był Spurio, Balbusem ani Sejanem. Nie jego wina, że musiał z nim walczyć. Był jednak najdalszym końcem ręki Sejana. Byłoby zabawnie zepsuć plan wielkiego pana.

      Nawet duchy potrafią nienawidzić.

      Stanęli naprzeciw siebie w odległości dwudziestu metrów. A Bakulus – Bakulus uśmiechnął się i nie poruszył. Czekał na pilum, dając małemu żołnierzowi szansę, by zrobił to, co mu pozostało.

      Tarcza Kasjusza upadła z głuchym odgłosem, gdy wypuścił ją z lewej ręki. Przez twarz gladiatora przemknął wyraz niemal współczucia – więc wiesz, że pierwszy rzut albo nic, zdawał się mówić.

      Wtedy Kasjusz rzucił pilum. Tak, jak się domyślał, Bakulus nie uskoczył na bok, by pilum spadło obok niego, lecz odbił je lekkim uderzeniem miecza i upadło…

      Kiedy Bakulus obserwował lot pilum w swoją stronę, Kasjusz rzucił lewą ręką krótką włócznię. Nim Bakulus zdał sobie sprawę z drugiego rzutu, włócznia przebiła jedyne parę centymetrów muskularnej szyi między górną krawędzią tarczy a metalowym brzegiem hełmu gladiatora – odsłonięte, gdy obrócił głowę, by uderzyć pilum. Gladiator upadł.

      Wszystko stało się tak szybko, iż zdawało się, że jego ciało dotknęło piasku areny razem z pilum, tą niewinną, zdradziecką przynętą…

      Chlusnął strumień krwi, fontanna krwi. Stopy Bakulusa uderzyły parę razy w piasek i znieruchomiały. Na chwilę zapadła całkowita cisza.

      Potem zerwał się krzyk. Z setki tysięcy gardeł wyrwało się wycie, krzyki, wrzask. Ludzie wstali z miejsc, podskakując jak szaleńcy.

      Kasjusz stał oszołomiony. Zaplanował to, wszystko przemyślał, a teraz to się stało, a on nic z tego nie rozumiał.

      Sejan wahał się w swojej loży. Wiedział, że zaczną domagać się wolności dla młodej żmii, jak tylko przestaną wrzeszczeć dla samego wrzasku. Wiedział, że nie może się sprzeciwić ich życzeniu. Będzie musiał je spełnić. To był pech. Tak nienawidził nieprzewidzianych sytuacji. Nie można było winić Balbusa. To miał być walkower dla Bakulusa. Spryciarz, ten pomysł, by rzucić pilum i krótką włócznię niemal jednocześnie, używając obu rąk. Stary Cinna głośno wiwatował, a wszyscy oficerowie razem z nim. I zaczęły się te krzyki o litość, o wolność, o wyzwolenie.

      Ale gdy ten młody włócznik zacznie biegać wolno po Rzymie… Stanie się bohaterem plebsu, przynajmniej na parę najbliższych miesięcy. Zdobędzie poparcie, pieniądze, może władzę.

      Balbus spojrzał na Sejana i twarz mu się wykrzywiła strachem i gniewem.

      Sejan uśmiechnął się do niego.

      – Mam nadzieję, że dużo postawiłeś na swojego człowieka – powiedział, a Balbus omal się nie zakrztusił.

      – Oczywiście, że nie… miałem nadzieję… byłem pewny, że on…

      Ale Sejan pisał już coś pospiesznie na woskowej tabliczce.

      – Natychmiast – powiedział, wręczając ją jednemu ze swoich pomocników.

      Tłum nadal szalał.

      Klaudia siedziała nieruchomo, wpatrując się w samotną postać w dole na arenie. Dokonał tego. Wyobraził sobie jeszcze raz: Muszę ocalić Klaudię. I wtedy to zrobił. „Nie jestem jednak taka głupia”, pomyślała. „Kiedy coś czuję do mężczyzny, to jest mężczyzna.” Spojrzała z triumfem na swojego męża.

      Pokiwał głową.

      – Zdumiewające. Mam nadzieję, że go wyzwolą, cokolwiek zrobił. Głupio oczywiście ze strony Bakulusa, że nie patrzył na drugą rękę. Chciał się popisać, odbijając pilum. Powinien był uskoczyć na bok, wysoko trzymając tarczę. Cóż, stało się.

      Pretoriański gwardzista podał mu woskową tabliczkę. Otworzył ją i przeczytał. Potem zaczął chichotać.

      – Powiedz szlachetnemu Sejanowi, że z przyjemnością spełnię jego życzenie – powiedział. Pretorianin zasalutował i odszedł. – Całkiem zabawne, Klaudillo… co ci jest?

      – Nic. Nie lubię, kiedy ktoś nazywa mnie Klaudillą. To mi przypomina o… o moim dzieciństwie.

      Jej mąż uśmiechnął się pobłażliwie.

      – Dobrze, moja droga, więcej tego nie zrobię. To była wiadomość od Sejana.

      – Och…

      – Tak. Chce, żebym wziął tego młodzieńca razem z nami do Judei.

      Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

      – Żartujesz.

      – Nie, to prawda. Zobacz sama. Chce, bym go zabrał jako żołnierza naszej eskorty. W Cezarei, gdzie mamy zamieszkać, jest pięć kohort, ale z tego, co słyszę, większość mężczyzn to Syryjczycy, synowie dawnych weteranów i ich miejscowych żon, coś w tym rodzaju. Dopływ czystej rzymskiej krwi na pewno nie zaszkodzi. A chłopak umie walczyć – sami widzieliśmy. Chętnie