dupek psychiatra powinien był się tego dowiedzieć – oświadcza gniewnie. – Chodź. – Wyciąga rękę, a ja automatycznie podaję mu dłoń, po czym ją wyszarpuję.
– Chwileczkę. Byliśmy w trakcie rozmowy o nas. O niej, twojej pani Robinson.
Twarz Christiana tężeje.
– Ona nie jest moją panią Robinson. Możemy o tym porozmawiać u mnie.
– Nie chcę iść do ciebie, chcę obciąć włosy! – wołam. Jeśli skupię się na tej jednej rzeczy…
Ponownie wyciąga z kieszeni BlackBerry i wystukuje jakiś numer.
– Greta, z tej strony Christian Grey. Chcę, żeby Franco zjawił się za godzinę w moim mieszkaniu. Zapytaj panią Lincoln… Dobrze. – Chowa telefon. – Będzie o pierwszej.
– Christian…! – wołam z rozdrażnieniem.
– Anastasio, Leila przeżywa w tej chwili jakieś psychiczne załamanie. Nie wiem, czy chodzi jej o mnie, czy o ciebie, ani jak daleko jest gotowa się posunąć. Pójdziemy do ciebie, spakujesz się i zatrzymasz się u mnie do czasu, aż ją namierzymy.
– Dlaczego miałabym to zrobić?
– Żebym mógł ci zapewnić bezpieczeństwo.
– Ale…
Rzuca mi gniewne spojrzenie.
– Przyjdziesz do mojego mieszkania, nawet gdybym cię musiał zaciągnąć tam za włosy.
Wpatruję się w niego… to nie do wiary. Szary do potęgi entej.
– Uważam, że przesadzasz.
– Nie przesadzam. Możemy powrócić do naszej rozmowy u mnie. Chodź.
Krzyżuję ręce na piersiach i piorunuję go wzrokiem. Tego już stanowczo za wiele.
– Nie – oświadczam. Muszę się mu postawić.
– Możesz iść albo cię zaniosę. Pozwalam ci wybrać, Anastasio.
– Nie ośmieliłbyś się. – Marszczę brwi. No bo chyba nie urządziłby sceny na środku Second Avenue?
Uśmiecha się lekko, ale uśmiech ten nie dociera do jego oczu.
– Och, mała, oboje wiemy, że kiedy tylko rzucasz mi rękawicę, ja ochoczo podejmuję wyzwanie.
Wpatrujemy się w siebie – i nagle on się schyla, łapie mnie za uda, podnosi, i przerzuca sobie przez ramię.
– Postaw mnie! – krzyczę. Och, ale fajnie jest krzyczeć.
Rusza, zupełnie mnie ignorując. Jedną ręką obejmuje mocno moje uda, a drugą daje klapsa w tyłek.
– Christian! – wołam. Ludzie się na nas gapią. Już bardziej upokorzyć mnie nie może. – Pójdę! Pójdę!
Stawia mnie na ziemi i zanim wraca do pionu, ja odmaszerowuję w stronę mojego mieszkania, kipiąc z gniewu i go ignorując. Nie mija chwila, a on oczywiście mnie dogania, ale ja dalej go ignoruję. I co mam zrobić? Jestem taka zła, ale nie mam nawet pewności o co – tyle się tego uzbierało.
Gdy tak idę w stronę domu, układam w głowie listę:
1. Przerzucenie przez ramię – niedopuszczalne, gdy ma się więcej niż sześć lat.
2. Zabranie do salonu, którego właścicielem jest on do spółki z dawną kochanką – jakie to beznadziejnie głupie.
3. To samo miejsce, do którego zabierał swoje uległe – ta sama beznadziejna głupota.
4. Brak świadomości, że to kiepski pomysł – a podobno bystry z niego facet.
5. Posiadanie byłej dziewczyny-wariatki. Czy mogę go za to winić? Jestem taka wściekła, że owszem, mogę.
6. Znajomość numeru mojego konta – to prześladowanie do kwadratu.
7. Kupienie SIP – on ma więcej pieniędzy niż rozumu.
8. Naleganie, abym zamieszkała u niego – zagrożenie ze strony Leili musi być większe, niż się obawiał… wczoraj o tym nie wspominał.
Chwileczkę. Coś się zmieniło. Ale co? Zatrzymuję się, a Christian razem ze mną.
– Co się stało? – pytam ostro.
Marszczy brwi.
– To znaczy?
– Z Leilą.
– Powiedziałem ci.
– Wcale nie. Chodzi o coś jeszcze. Wczoraj nie upierałeś się, abym zatrzymała się u ciebie. No więc co się stało?
Przestępuje z nogi na nogę.
– Christian! Powiedz mi!
– Wczoraj udało jej się uzyskać pozwolenie na broń.
O cholera. Patrzę na niego, mrugając, i czuję, jak z mojej twarzy odpływa krew. Chyba zemdleję. A jeśli ona chce go zabić? Nie!
– To znaczy, że mogła już kupić broń – mówię cicho.
– Ana. – W jego głosie słychać troskę. Kładzie mi dłonie na ramionach i przyciąga do siebie. – Nie sądzę, aby zrobiła coś głupiego, ale… nie chcę po prostu ryzykować twojego bezpieczeństwa.
– Mojego? A co z tobą? – szepczę.
Marszczy brwi, a ja mocno go obejmuję i tulę twarz do jego klatki piersiowej. Nie przeszkadza mu to.
– Wracajmy – mruczy, całuje moje włosy i to by było tyle. Wściekłość minęła, ale o niej nie zapomniałam. Rozproszyła się w obliczu potencjalnej krzywdy wyrządzonej Christianowi. Ta myśl jest nie do zniesienia.
Pakuję niewielką walizkę, a do plecaka chowam Maca, BlackBerry, iPada i balonik.
– Charlie Tango też jedzie? – pyta Christian.
Kiwam głową, a on uśmiecha się blado.
– We wtorek wraca Ethan – mówię cicho.
– Ethan?
– Brat Kate. Zatrzyma się tu, dopóki nie znajdzie w Seattle jakiegoś lokum.
Christian patrzy na mnie spokojnie, ale widzę, że do jego oczu zakrada się chłód.
– No to dobrze, że ty będziesz akurat u mnie. Będzie miał więcej miejsca dla siebie – mówi cicho.
– Nie wiem, czy ma klucze. Będę musiała tu wtedy wrócić.
Nic nie mówi.
– To wszystko.
Bierze moją walizkę i wychodzimy. Gdy obchodzimy budynek, aby dotrzeć na parking, łapię się na tym, że oglądam się przez ramię. Nie wiem, czy przemawia przeze mnie paranoja, czy rzeczywiście ktoś mnie obserwuje. Christian otwiera w audi drzwi od strony pasażera i patrzy na mnie wyczekująco.
– Wsiadasz? – pyta.
– Myślałam, że to ja prowadzę.
– Nie. Ja to zrobię.
– Uważasz mnie za kiepskiego kierowcę? Tylko mi nie mów, że wiesz, jaki wynik uzyskałam podczas egzaminu na prawko… Choć w sumie wcale by mnie to nie zdziwiło. – Może wie, że teorię zdałam ledwo, ledwo.
– Wsiadaj do samochodu, Anastasio – warczy.
– Okej. – Szybko wsiadam. Wyluzuj, facet.
Może on też się czuje nieswojo. Obserwuje nas tajemnicza postać – blada brunetka o brązowych oczach, którą cechuje niepokojące podobieństwo do ciebie i która może być uzbrojona.
Christian