bardziej odrażająca. Dzwony nie jęczały już na trwogę, lecz dzwoniły na Te Deum. Uroczyste głosy spiżu, rozchodzące się pośród morderstw i pożarów, były jeszcze smutniejsze w dzień aniżeli dzwon zwiastujący śmierć minionej nocy. To jeszcze nie wszystko; zdarzyła się dziwna rzecz: tarnina, kwitnąca wiosną i jak zwykle tracąca swoje wonne kwiaty w miesiącu czerwcu, zakwitła znowu w nocy. Katolicy, widząc w tym zjawisku cud i przypisując go zatwierdzeniu ich zbrodni przez Boga, szli procesją z krzyżami i chorągwiami na cmentarz Niewiniątek, gdzie rosły owe cudowne krzewy.
Naturalnie taki znak boskiego przyzwolenia podwoił okrucieństwo morderców.
I podczas kiedy w mieście na każdej ulicy, na każdym placu miały ciągle miejsce sceny śmierci, Luwr był ogólną mogiłą wszystkich protestantów znajdujących się w Paryżu w chwili złowrogiego sygnału.
Tylko król Nawarry, książę Kondeusz i La Mole zostali oszczędzeni.
Uspokoiwszy się co do La Mole'a, którego rany, jak to zauważyła dnia poprzedniego, były ciężkie, lecz nie śmiertelne, Małgorzata myślała tylko o tym, jak uratować życie swego męża, które jeszcze było w niebezpieczeństwie. W istocie, pierwszym uczuciem obudzonym w żonie było uczucie ubolewania nad człowiekiem, któremu przysięgła, według słów samego Bearneńczyka, jeżeli nie miłość, to przynajmniej pomoc.
Lecz poza tym serce królowej przejęło i inne uczucie, nie tak bezinteresowne. Małgorzata była chciwa wyniesienia; wychodząc za Henryka de Bourbon na pewno liczyła na tron królewski.
Nawarra, rozszarpywana po kawałku z jednej strony przez francuskich, a z drugiej przez hiszpańskich królów do tego stopnia, że już zmniejszyła się o połowę, mogła się stać silnym królestwem, przyjąwszy za swych poddanych wszystkich hugonotów francuskich, gdyby Henryk spełnił pokładane w nim nadzieje. A męstwo jego, okazywane w tych kilku przypadkach, w których dobywał oręża, obiecywało dużo. Dzięki swemu wykształceniu i subtelnemu umysłowi Małgorzata wszystko to pojęła i rozważyła w swej głowie. Tracąc Henryka utraciłaby nie tylko męża, lecz i tron.
To jej głębokie zamyślenie przerwane zostało cichym pukaniem do tajemnych drzwiczek.
Małgorzata zadrżała, gdyż tylko trzy osoby wchodziły tymi drzwiczkami: król, królowa-matka i książę d'Alencon. Otworzyła drzwi do gabinetu, zaleciła milczenie Gillonnie i La Mole'owi i poszła otworzyć tajemne wejście.
Był to książę d'Alencon. Poprzedniego dnia młodzieniec ten zniknął. Była chwila, w której Małgorzata chciała błagać go o wstawienie za królem Nawarry, lecz straszna myśl wstrzymała ją. Małżeństwo zostało skojarzone wbrew jego życzeniom; Franciszek nienawidził Henryka i zachował neutralność względem Bearneńczyka dlatego tylko, że był przekonany, iż Henryk z Małgorzatą są sobie obojętni. Najmniejsza przeto oznaka przywiązania Małgorzaty do męża mogłaby, zamiast oddalić, zbliżyć tylko do piersi Henryka jeden z trzech grożących mu sztyletów.
Toteż Małgorzata, ujrzawszy młodego księcia, zadrżała bardziej, niż gdyby spostrzegła króla Karola IX lub królową-matkę. Zresztą patrząc na księcia trudno było przypuścić; że na mieście lub w Luwrze dzieje się coś nadzwyczajnego; Ubrany był ze zwykłą elegancją; bielizna i suknie jego wydawały zapach, którego nie mógł znieść Karol IX, którego jednak książę d'Alencon i książę Andegaweński zawsze używali. Tylko tak wprawne oko jak Małgorzaty mogło dojrzeć, że pomimo niezwykłej bladości twarzy i drżenia rąk, tak pięknych i tak starannie utrzymanych jak u kobiety, w sercu księcia panowała radość.
Wszedł jak zazwyczaj i postąpił naprzód, ażeby pocałować siostrę. Lecz Małgorzata zamiast mu nadstawić swych policzków, jak by to uczyniła, gdyby przyszedł Karol lub książę Andegaweński, schyliła się tylko i nadstawiła głowy.
Książę westchnął i dotknął bladymi ustami czoła Małgorzaty; następnie usiadł i zaczął opowiadać siostrze krwawe nowiny z tej nocy: powolny, straszny zgon admirała, gwałtowną śmierć Teligny'ego, który przestrzelony kulą, w tejże chwili wydał ostatnie tchnienie.
Rozwodził się nad najmniejszymi szczegółami minionej nocy z tą chciwością krwi, jemu i jego dwóm braciom właściwą. Na koniec, opowiedziawszy wszystko, zamilkł.
— Przyszedłeś tu nie tylko dlatego, ażeby mi te wypadki opowiedzieć, nieprawdaż, mój bracie? — zapytała Małgorzata.
Książę d'Alencon uśmiechnął się.
— Jeszcze coś. więcej masz mi do powiedzenia?
— Nie — odrzekł książę. — Ja czekam.
— Na co?
— Czyżeś mi nie mówiła, kochana Małgorzato — odparł książę przysuwając swe krzesło do siostry — żeś wyszła na króla Nawarry wbrew swoim życzeniom?
— Tak jest, bez wątpienia. Wcale nie znałam księcia Bearneńskiego, kiedy mi go przeznaczono na męża.
— A od tego czasu Jakeś go poznała, czyż nie mówiłaś, że nie czujesz ku niemu najmniejszego przywiązania?
— Mówiłam, to prawda.
— Podług twego mniemania małżeństwo to miało być dla ciebie nieszczęściem.
— Kochany Franciszku! — odpowiedziała Małgorzata. — Któreż małżeństwo nie jest największym nieszczęściem?!
— A więc, kochana Małgorzato, czekam, jak ci już powiedziałem.
— Lecz na cóż czekasz?
— Na to, ażebyś mi objawiła swoje zadowolenie.
— Z czegóż to mam być zadowolona?
— Z niespodziewanego wypadku, wskutek którego możesz zostać wolną.
— Wolną... — powtórzyła Małgorzata, chcąc zmusić księcia, ażeby dokończył zaczętą myśl.
— Bez wątpienia; rozwiodą cię z Henrykiem Nawarskim.
— Rozwiodą! — zawołała Małgorzata utkwiwszy wzrok w młodym księciu.
Książę d'Alencon chciał wytrzymać to spojrzenie, lecz wkrótce, zmieszany, musiał odwrócić oczy w drugą stronę.
— Rozwiodą?... — powtórzyła Małgorzata. — Zobaczymy to, mój bracie. Bądź tak łaskaw i opowiedz mi ze wszystkimi szczegółami, jakim to sposobem chcą nas rozwieść.
— No — mruknął książę — Henryk jest hugonotem.
— Bez wątpienia, lecz on przecież tego nie taił, wiedzieli o tym wszyscy, kiedy mnie wydawano za niego za mąż.
— Tak jest, moja siostro — rzekł książę, a na twarzy jego błysnęła mimowolna radość. — Lecz od twego małżeństwa cóż robił Henryk?
— Wiesz o tym lepiej aniżeli kto inny; prawie cały dzień przepędza on z tobą, to na polowaniu, to na grze w piłkę i innych zabawach.
— Tak, tak, dnie, bez wątpienia — odpowiedział książę. — A noce? Małgorzata zamilkła i z kolei spuściła oczy.
— Noce... — mówił dalej książę d'Alencon. — Noce?
— A więc?... — zapytała Małgorzata czując, że należałoby coś odpowiedzieć.
— Noce... Henryk przepędza u pani de Sauve.
— Skąd o tym wiesz?! — zawołała Małgorzata.
— Wiem, bo mnie to obchodzi — odrzekł młody książę, blednąc i obrywając koronki od swoich rękawów. Małgorzata zaczęła się domyślać, co powiedziała Katarzyna do ucha Karolowi IX; udała jednak, że o niczym nie wie.
—