Remigiusz Mróz

Behawiorysta


Скачать книгу

przestrzelona, krew pozlepiała ciemne, długie włosy. Płyn mózgowy wylewał się na beżowy dywan i wsiąkał w niego wraz z posoką. Jakość nagrania była na tyle dobra, że Edling mógł dostrzec białe, odłupane kawałki czaszki.

      – Wszedłeś na witrynę? – zapytała prokurator.

      – Tak.

      Na moment znów zaległa cisza. Gerard nie znajdował odpowiednich słów. Machinalnie sięgnął po wino – kupaż był polską krzyżówką cabernet cortisa z regentem, ale były oskarżyciel nawet nie poczuł smaku. Jednym łykiem opróżnił pół kieliszka, choć w normalnych okolicznościach nigdy nie pozwoliłby sobie na takie faux pas.

      – Zastrzelił ją poza kadrem, a potem przeciągnął ciało przed obiektyw – odezwała się w końcu prokurator.

      – Pokazał się?

      – Częściowo. Nosi czarną maseczkę chirurgiczną.

      – Powiedział coś?

      – Tylko tyle, że rozpoczyna się „Koncert krwi”, a on jest wirtuozem.

      Edling odstawił kieliszek i potarł skronie. Będzie musiał zobaczyć to nagranie, przeanalizować każdy ruch, ułożenie ciała, oddech, a przede wszystkim mimikę i gesty. W szczególności te na pierwszy rzut oka niezauważalne. Słowa nie miały dla niego znaczenia. Sześćdziesiąt do siedemdziesięciu procent każdego komunikatu ludzie przekazywali pozawerbalnie.

      Gerard wbił wzrok w monitor. Dzieci łkały, niektórymi targały już spazmy. Jedna z przedszkolanek sprawiała wrażenie, jakby straciła przytomność, dwie pozostałe się trzęsły. Wszystkie miały ręce skrzyżowane na plecach.

      – Znasz to miejsce, prawda? – zapytała prokurator.

      – Tak. Mój syn tam uczęszczał.

      – Jest wejście od drugiej strony?

      – To nie ma znaczenia – odparł stanowczo Edling. – Nie wejdziecie do środka.

      – My nie, ale Sekcja Antyterrorystyczna jest w drodze.

      – Powinni już być na miejscu – zauważył Gerard.

      – Powinni – przyznała. – Ale mieli trzydniowe ćwiczenia w Lublińcu. Medycyna pola walki.

      W takim razie zamachowcowi sprzyjała nie tylko dżdżysta aura. Edling przypuszczał, że nie była to kwestia szczęścia. „Koncert krwi” nie przez przypadek odbył się akurat dzisiaj.

      – AT zrobi tam porządek – odezwała się rozmówczyni. – Ale do tego czasu musimy radzić sobie sami.

      Gerard odpiął kabel od laptopa i przeszedł z nim do salonu. Usiadł przed telewizorem i spojrzał na relację NSI. Czerwony ticker na dole ekranu nadal stanowił zwiastun nieuchronnej tragedii.

      – Więc czego ode mnie oczekujesz? – zapytał.

      – Chcę, żebyś mu się przyjrzał, a potem ocenił i przeanalizował jego zachowanie.

      – I?

      – I powiedział, ile mamy czasu, zanim coś w tym facecie pęknie.

      – W porządku – odparł. – Prześlij mi fragment nagrania, na którym było go widać.

      – Nie ma mowy – zaoponowała stanowczo.

      – Nie ufasz mi?

      – Po tym, co zrobiłeś, nikt w tym mieście ci nie ufa, Gerard. Nawet twoja własna żona.

      Nie mógł z tym polemizować. Od miesięcy trwali w stanie zimnej wojny, a gdzieś między dwiema stronami konfliktu miejsce dla siebie próbował znaleźć ich syn. Był już w klasie maturalnej, poradziłby sobie z rozwodem rodziców, ale na razie zależało im na tym, by nie czuł, że żyje w rozbitej rodzinie. Mimo że mieszkali razem, właśnie tym stał się ich związek.

      – A zatem… – zaczął Edling.

      – Jestem już prawie pod twoim blokiem – oznajmiła prokurator. – Możesz schodzić.

      Edling spojrzał jeszcze na widoczne na ekranie dzieci kulące się pod ścianą, po czym zamknął laptopa. Pociągnął ostatni łyk wina, narzucił płaszcz i poprawił krawat, a potem wyszedł z domu.

      ul. Krzemieniecka, Malinka

      Ledwo Beata Drejer zaparkowała pod kilkupiętrowym, przeszklonym blokiem przy Krzemienieckiej, z klatki wyszedł wysoki mężczyzna w garniturze i długim płaszczu. Miał krótko przystrzyżone siwe włosy i gęsty, jasny zarost wokół ust. Jego policzki były idealnie gładkie, jakby dopiero co zwilżył je wodą po goleniu. Wyróżniał się z tłumu, jak zawsze. Nosił beżową marynarkę, kamizelkę i spodnie, do tego białą koszulę i czarny krawat. Zestaw nigdy się nie zmieniał.

      Gerard otworzył drzwi od strony pasażera i ukłonił się Beacie.

      – Dzień dobry – powiedział.

      Otaksowała go wzrokiem.

      – Zakładasz swój uniform, nawet będąc bezrobotnym?

      – Nie jestem bezrobotny.

      – Nie?

      – Miałem rano wykład na WSZiA.

      Drejer nie przypuszczała, że po aferze w prokuraturze ktokolwiek przyjmie Edlinga do pracy, ale najwyraźniej się pomyliła. Być może władze uczelni uznały, że studenci i tak nie słuchają, co mają do powiedzenia wykładowcy, więc do nauczania można dopuścić nawet byłego, skompromitowanego funkcjonariusza publicznego. Niedobrze, bo Beata doskonale zdawała sobie sprawę, że Gerard mógł wtłoczyć do młodych głów wiele ryzykownych, potencjalnie groźnych idei.

      Zdaniem Drejer cały jego savoir-vivre stanowił jedynie fasadę, za którą chował się szaleniec. Nie była w tym poglądzie osamotniona, podzieliło go bowiem trzyosobowe gremium prokuratorskie, które orzekało w sprawie Edlinga. On sam być może również miał tego świadomość – nie odwołał się od decyzji sądu dyscyplinarnego, choć przysługiwało mu takie prawo.

      Beata zawróciła, a potem wyjechała na Witosa. Osiedle Gerarda znajdowało się niedaleko przedszkola, za kilka minut powinni być na miejscu.

      – Wiadomo, kim jest ofiara? – odezwał się Edling.

      – Nie, ale skontaktowaliśmy się już z jedną z kucharek, która jest na urlopie. Zidentyfikuje tę kobietę.

      – Nie wiem, czy to roztropne.

      – Działania operacyjne zostaw nam – odparła Drejer. – A ty zajmij się tym. – Wskazała na małego laptopa leżącego na tylnym siedzeniu, za fotelem kierowcy.

      Wiedziała, że Gerard nie znosi rozkazującego tonu, ale nie miała dzisiaj ochoty na to, by obchodzić się z nim jak z jajkiem. Zresztą dawno minęły czasy, gdy miała ku temu powody.

      Edling spojrzał na nią bez wyrazu, a potem sięgnął po komputer.

      – Nagranie jest już włączone – powiedziała. – Naciśnij tylko spację.

      – To nie są warunki do pogłębionej analizy mowy ciała.

      – Po prostu powiedz, co widzisz.

      Gerard nabrał tchu, a potem odtworzył materiał. Głos był włączony i Beata wzdrygnęła się, słysząc po raz kolejny, jak zamachowiec w masce mówi o „Koncercie krwi”. Edling szybko jednak wyciszył dźwięk.

      Przez moment z niezdrowym zainteresowaniem wbijał wzrok w ekran. Przywodził jej na myśl wygłodniałe zwierzę, które wreszcie zwęszyło ofiarę. Pochłaniał każdy najmniejszy gest, ruch głowy, mrugnięcie czy grymas. Mimo że wielu