przemawia przez niego poczucie winy. To on doprowadził do tego wszystkiego. To on zignorował ostrzeżenie na Rysach i naiwnie zakładał, że zdąży zapobiec kolejnym zdarzeniom.
– Warszawscy śledczy będą prowadzić śledztwo – podjął Edmund. – My skupimy się na pierwszej ofierze. Dowiemy się, co oznacza moneta, kim jest ten mężczyzna, w jaki sposób zginął i kiedy. I być może dzięki temu…
– Zabrniemy w ślepą uliczkę – dopowiedziała Wadryś-Hansen. – Tak samo jak poprzednio, panie inspektorze. Wie pan doskonale, że osoba, którą ścigamy, nie pozostawia po sobie śladów.
Prawda była nieco inna. Bestia zostawiała ślady, ale tylko te, które miały wyprowadzić przeciwnika w pole.
Osica rozwiązał krawat mocnym szarpnięciem, rozpiął górny guzik koszuli i rozmasował kark. Spojrzał kontrolnie na telewizor, zapewne tylko po to, by upewnić się, że liczba ofiar nie wzrosła.
– Więc zakładamy już na pewno, że to Gjord Hansen – mruknął.
Jako że nie było to pytanie, nikt nie odpowiedział. Edmund zaklął cicho.
– Jak ta gnida przeżyła? – zapytał, patrząc na Forsta. – To był upadek z kilkuset metrów, prawda?
– Nie wiem.
– Jak to nie wiesz, do cholery?
– Nie pamięta pan, co się wtedy działo? Zawierucha z uchodźcami w Kościelisku była niczym w porównaniu do tej w górach. Nie widziałem, gdzie Hansen się zatrzymał.
Wypowiedzenie tego nazwiska na głos sprawiło, że Wiktor poczuł się nieswojo. Nie powinien tego robić, mógł odnosić się do niego po imieniu. I po prawdzie nie powinien musieć w ogóle przypominać Osicy o ekstremalnych warunkach, jakie wówczas panowały.
Nie sposób było ustalić, czy Bestia przeżyła. Ani gdzie szukać ciała, gdy śniegi stopniały.
– Przynajmniej tę sytuację mamy jasną – odezwał się Edmund. – A teraz przejdźmy do…
Urwał, kiedy rozległ się fabryczny dzwonek jego telefonu. Wyrwał go z kieszeni, jakby palił mu skórę, i natychmiast odebrał. Od razu stało się jasne, że dzwonią funkcjonariusze, którzy jako pierwsi dotarli na zbocza Giewontu.
Zebrani w sali konferencyjnej z nerwowością wyczekiwali tego, co policjanci przekazywali komendantowi.
Edmund sprawiał wrażenie, jakby nie dowierzał. Kiedy w końcu odłożył komórkę na blat, spojrzał na nią jak na obcy element pochodzący z innego świata. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych.
– Znaleźli jeszcze jedno ciało.
– Jeszcze jedno? – odezwała się siedząca obok policjantka. – Przecież nie ustalili jeszcze liczby ofiar.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.