Remigiusz Mróz

Nieodgadniona


Скачать книгу

czego dowiedziałem się dzięki materiałom Kasandry, było prawdziwą historią mojej narzeczonej. Tyle że opowiadaną nie przez Ewę, ale przez kogoś innego.

      – Możesz mi to wytłumaczyć? – odezwałem się, wymierzając palcem w telewizor.

      Kasandra niepewnie skinęła głową.

      – Większości z pewnością sam się domyślasz – odparła.

      – W tej chwili mam w głowie taki mętlik, że nie. Raczej nie. A nawet jeśli, chcę to usłyszeć od ciebie.

      Sprawiała wrażenie, jakby sama czuła, że jest mi to winna. Jeśli jednak czegokolwiek nauczyłem się po naszym spotkaniu rok temu, to wyłącznie tego, by nie ufać Kasandrze Reimann pod żadnym pozorem.

      Wcisnęła „stop” i obraz znikł ze starego telewizora.

      – Myślałeś, że skąd czerpałam wiedzę o waszym życiu? – zapytała.

      Nie odpowiadałem.

      – Musiałeś zastanawiać się, skąd wiedziałam o tym, że mówiła do ciebie „Tygrysie”, o wypadach na koncerty, upodobaniach, dzieciństwie i…

      – Założyłem, że wykorzystałaś RI – uciąłem. – W końcu miałaś pod ręką wszystkie zasoby biura detektywistycznego. A w szczególności mogłaś liczyć na jednego pracownika, który zrobiłby dla ciebie wszystko.

      Tryb warunkowy był niepotrzebny. Glazur w istocie zrobił dla niej wszystko.

      – Przypuszczałem, że inwigilowaliście mnie od jakiegoś czasu elektronicznie, może włamaliście się do mojego laptopa, na konta internetowe… zyskaliście dostęp do chmury, poznaliście wszystkie backupy i tak dalej.

      W dobie, kiedy wszystko było online, wydawało mi się to logicznym założeniem. Kasandra długo przygotowywała się do przejęcia tożsamości Ewy, a Glazur musiał z nie mniejszą determinacją badać całe moje życie.

      Kopie moich starych pamiętników wciąż znajdowały się na twardym dysku laptopa, podobnie stare zdjęcia i kontakty. A szperanie w przeszłości nie musiało przecież ograniczać się do mnie.

      – Nie – odezwała się w końcu Kasandra. – A przynajmniej niezupełnie. Nie musieliśmy tego robić, Wern.

      Znów zamilkłem.

      – To potrzebowałeś ode mnie usłyszeć?

      – Potrzebuję usłyszeć o wiele więcej.

      – Więc pytaj – odparła cicho, uciekając wzrokiem.

      Nie miałem wątpliwości, że jej gotowość do rozmowy jest podszyta partykularnym interesem. Chciała dać mi to, czego tak bardzo pragnąłem – odpowiedzi – tylko dlatego, bym pomógł jej odnaleźć Wojtka.

      Akurat o to nie mogłem mieć do niej pretensji. Było jednak wiele rzeczy, za które powinienem.

      – Na pozostałych kasetach jest to, co usłyszałem od ciebie na nagraniach?

      – Tak.

      – I tylko dzięki nim wiedziałaś o… o całym naszym życiu?

      – To nie żadne „tylko”, Wern – odparła i westchnęła głęboko. – Na nagraniach Ewa godzinami opowiada o wszystkim, co związane z nią, z tobą, z jej rodzicami i z Kajmanem. Cały ten materiał to coś więcej niż krótka opowieść o przeszłości.

      Miałem ochotę wyciągnąć z lodówki jakiś alkohol i czym prędzej się znieczulić. Nie ruszyłem się jednak z kanapy. Nie chciałem uronić choćby słowa z tego, co Kasandra miała mi do powiedzenia.

      – Nie rozumiem – odezwałem się. – Skąd te kasety? Po co je nagrała? I kiedy? Gdzie?

      Nawałnica pytań sprawiała, że nie mogłem zebrać myśli. Wszystko plątało mi się coraz bardziej.

      – Nie wiem.

      – Nie wiesz? – syknąłem. – Więc skąd je miałaś? Jak do nich dotarłaś? I kto w ogóle…

      – Pozwól mi powiedzieć.

      Uderzyłem dłońmi o siedzisko i zakląłem pod nosem. Poniewczasie zorientowałem się, że przez moją nerwową reakcję Kas cała się spięła. Najwyraźniej tyle wystarczyło, by usłyszała wołanie demonów przeszłości.

      – Miałeś rację, że razem z Glazurem od jakiegoś czasu staraliśmy się dowiedzieć o tobie jak najwięcej – podjęła. – O tobie i o Ewie oczywiście. Robiliśmy wszystko, by odnaleźć jej trop. I w końcu na coś trafiliśmy.

      – Na co?

      – Glazur dokładnie prześledził, co dekadę temu robił Prokocki. Jak wiesz, to on namówił Ewę do zeznawania przeciwko Kajmanowi. To on ją ukrył i robił wszystko, by ją chronić.

      – Twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca.

      Jego słowa sprzed roku wciąż odbijały mi się echem w głowie. Według podkomisarza Ewa nigdy nie poszła na współpracę z wymiarem sprawiedliwości, bo nie miała ku temu powodu. Cała sprawa z Kajmanem była wymysłem Kasandry, a gwałt i porwanie nad Młynówką nie miały nic wspólnego ze zorganizowaną przestępczością.

      Ewa miała być ofiarą przypadkowych zwyrodnialców.

      Prokocki nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego jej ciało pojawiło się na wyspie Bolko tuż po tym, jak zacząłem grzebać w tej sprawie. Zapewniał, że to ona, że jej tożsamość została potwierdzona badaniami DNA. Ale czy mogłem mu wierzyć? Z pewnością nie chciałem. Wolałem trzymać się myśli, że Ewa żyje. Wciąż się gdzieś ukrywa, a wersja Kasandry jest prawdziwa.

      Teraz otrzymałem potwierdzenie. Nagrania dowodziły, że Kajman rzeczywiście polował na moją narzeczoną. A skoro tak, to być może ciało na wyspie wcale nie należało do Ewy. Może Prokocki wciąż próbował ją chronić.

      Nie, to niemożliwe. Popadałem w zupełną paranoję.

      Wmawiałem sobie tę wersję, od kiedy wróciłem do Opola. Podkomisarz jednak pokazał mi zdjęcia z sekcji. Sam im się przyglądałem i bez trudu poznałem Ewę.

      Były prawdziwe. Nawet największy magik w Photoshopie nie zdołałby przygotować czegoś takiego.

      A w takim razie Kasandra z jakiegoś powodu musiała kłamać, przynajmniej w tej kwestii.

      – I co dalej? – zapytałem. – Glazur wpadł na jakiś ślad?

      – Niewiele znaczący, ale wystarczający. Prowadził do Obic.

      – Obic?

      – Niewielkiej wsi niedaleko Kielc. Prokocki dwa razy płacił w okolicy za paliwo i nie trzeba było długo rozpytywać wśród mieszkańców, żeby się dowiedzieć, że ktoś wprowadził się do jednego z domów na sprzedaż.

      To tam trafiła Ewa? Zaszyła się w jakiejś wiosce w Świętokrzyskiem, samotna, wciąż obawiająca się o swoje życie i niepewna przyszłości?

      – Glazur ją odnalazł? – zapytałem.

      – Nie. Kiedy zjawił się na miejscu, Ewy już tam nie było. Prokocki musiał przenieść ją gdzie indziej. Znaleźliśmy jedynie kasety.

      Potarłem nerwowo czoło.

      – Przykro mi, Wern – dodała Kasandra. – Tam ślad się po niej urwał.

      – Albo wy tak uznaliście, bo mieliście wszystko, co było wam potrzebne. Całą jej historię na kasetach.

      Nie odpowiedziała, ale nie musiała tego robić. Kiedy dotarli do Obic, zdali sobie sprawę, że trafili na żyłę złota. Być może wcześniej przygotowywali odpowiednią narrację, którą zamierzali