E L James

Grey. Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana


Скачать книгу

– Mówi opryskliwie i wojowniczo. Wiem, że się upiła, ale muszę mieć też pewność, że nic jej nie jest.

      – Jestem… ciekaw. Gdzie jesteś?

      – W barze.

      – Jakim barze? – Powiedz mi. Niepokój we mnie wzbiera. Jest młodą kobietą, pijaną, gdzieś w Portland. Nie jest bezpieczna.

      – W barze w Portland.

      – Jak się dostaniesz do domu? – Ściskam grzbiet nosa w próżnej nadziei, że to pozwoli mi opanować nerwy.

      – Jakoś się dostanę.

      Co jest, kurna? Będzie prowadzić? Znów pytam ją o bar, ale jest zalana i ignoruje moje pytanie.

      – Czemu przysłałeś mi te książki, Christianie?

      – Anastasio, gdzie jesteś? Powiedz natychmiast. Jak się dostaniesz do domu?

      – Jesteś taki… apodyktyczny. – Chichocze.

      W innej sytuacji uznałbym to za czarujące. Ale w tej chwili chcę jej pokazać, jaki potrafię być apodyktyczny. Doprowadza mnie do szału.

      – Ana, pomóż mi, kurwa. Gdzie jesteś?

      Znów chichocze. Do cholery, śmieje się ze mnie! Znów!

      – Jestem w Portland… to daleko od Seattle.

      – Gdzie w Portland?

      – Dobranoc, Christianie. – Połączenie zostaje przerwane.

      – Ana!

      Rozłączyła się ze mną w środku rozmowy! Patrzę z niedowierzaniem na telefon. Nikt nigdy nie rozłączył się ze mną w środku rozmowy. Co jest, kurwa?!

      – Co się dzieje? – woła z kanapy Elliot.

      – Właśnie ktoś objechał mnie po pijaku przez telefon. – Patrzę na niego. Szczęka opada mu w zdumieniu.

      – Ciebie?

      – Uhm. – Usiłuję się z nią połączyć, próbując opanować nerwy i niepokój.

      – Hej – mówi bez tchu, zawstydzona i w spokojniejszym otoczeniu.

      – Jadę po ciebie.

      Mój głos jest lodowaty. Dusząc w sobie gniew, zamykam telefon.

      – Muszę odebrać tę dziewczynę i odstawić ją do domu. Chcesz jechać ze mną?

      Elliot wpatruje się we mnie takim wzrokiem, jakby wyrosły mi trzy głowy.

      – Ty? Z laską? Muszę to zobaczyć. – Chwyta tenisówki i zaczyna je zakładać.

      – Muszę tylko zadzwonić. – Idę do jego łazienki, zastanawiając się, czy użyć Barneya czy Welcha. Barney jest najlepszym specem w dziale telekomunikacyjnym firmy. To geniusz techniczny. Ale chodzi mi o coś, co nie jest w pełni legalne.

      Lepiej nie mieszać w to firmy.

      Dzwonię do Welcha i jego chrapliwy głos odzywa się natychmiast.

      – Tak, panie Grey?

      – Chciałbym wiedzieć, gdzie w tej chwili znajduje się Anastasia Steele.

      – Rozumiem. – Milczy chwilę. – Proszę mi to zostawić, panie Grey.

      Wiem, że działam poza prawem, ale Ana może się pakować w kłopoty.

      – Dziękuję.

      – Oddzwonię do pana za kilka minut.

      Gdy wracam do salonu, Elliot zaciera ręce, uradowany tym, jak się miotam. Ma na gębie głupi uśmieszek.

      Och, do kurwy nędzy.

      – Za skarby świata nie chciałbym tego stracić – mówi, napawając się moim zdenerwowaniem.

      – Idę po kluczyki. Spotkamy się w garażu za pięć minut – mówię gniewnie, ignorując jego samozadowolenie.

      Bar pęka w szwach, pełen studentów z zacięciem oddających się zabawie. Z głośników łomocze jakieś niszowe gówno, na parkiecie tłoczą się rozkołysane ciała.

      Czuję się przy nich jak dziadek.

      Ona gdzieś tu jest.

      Elliot wszedł za mną frontowymi drzwiami.

      – Widzisz ją? – przekrzykuje hałas.

      Rozglądając się po sali, zauważam Katherine Kavanagh. Siedzi w boksie w męskim towarzystwie. Ani śladu Any, za to stolik jest zastawiony kieliszkami do wódki i szklankami piwa.

      No to zobaczymy, czy panna Kavanagh jest tak lojalną przyjaciółką jak Ana. Patrzy na mnie zdziwiona, gdy staję przy jej stoliku.

      – Dobry wieczór, Katherine. – Już chcę zapytać, gdzie Ana, ale ona mi przerywa.

      – Christianie, co za niespodzianka… – przekrzykuje gwar. Trzech facetów przy stoliku mierzy mnie i Elliota wrogim, ostrożnym wzrokiem.

      – Właśnie przechodziłem.

      – A to kto? – Uśmiecha się do Elliota, przesadnie rozjaśniona, znów mi przerywając. Co za męcząca kobieta.

      – Mój brat, Elliot. Elliot, Katherine Kavanagh. Gdzie jest Ana?

      Uśmiecha się do Elliota jeszcze promienniej, a mój brat, o dziwo, też szczerzy się od ucha do ucha.

      – Chyba wyszła zaczerpnąć świeżego powietrza – odpowiada Kavanagh, ale nie patrzy na mnie. Jest bez reszty pochłonięta panem Kocham i Porzucam. Kopiesz sobie grób, mała.

      – Wyszła? Dokąd? – krzyczę.

      – No, gdzieś tam. – Wskazuje podwójne drzwi w głębi.

      Ruszam przez tłum do wyjścia, zostawiając trzech skwaszonych kolesi oraz Kavanagh i Elliota zajętych szczerzeniem się do siebie.

      Za drzwiami stoi kolejka do damskiej toalety, dalej jest wyjście na zewnątrz. Jak na ironię, drzwi prowadzą na parking, na który właśnie zajechałem z Elliotem.

      Przemierzam parking i trafiam na pusty placyk otoczony kwietnikami. Niewielka grupa ludzi pali, pije, rozmawia. Obściskują się. Zauważam ją.

      Do diabła! Chyba jest z fotografem, ale w słabym świetle trudno to ustalić. Jest w jego ramionach. Nie, raczej usiłuje się z nich wydostać. On mówi coś, czego nie słyszę, i całuje gdzieś w policzek.

      – José, nie – mówi Ana. A więc jednak. Stara się go odepchnąć.

      Ona go odpycha.

      Przez chwilę chcę mu oderwać łeb. Zaciskając dłonie w pięści, ruszam do nich szybkim krokiem.

      – Zdaje się, że ta dama powiedziała „nie”. – W stosunkowo cichym otoczeniu mój głos niesie się zimny i groźny. Staram się opanować gniew.

      Fotograf wypuszcza z objęć Anę i mrużąc oczy, wgapia się we mnie. Jest oszołomiony i pijany.

      – Grey – stwierdza oschle, a ja ostatnim wysiłkiem woli opanowuję się, by pięścią nie zetrzeć mu z pyska wyrazu rozczarowania.

      Ana dyszy, zgina się wpół i wymiotuje na ziemię.

      Och, cholera!

      – Uch… Dios mío, Ana! – José z obrzydzeniem odskakuje na bok.

      Pieprzony idiota.

      Ignorując go, odgarniam jej na bok włosy, podczas gdy ona w kolejnych torsjach zwraca wszystko, co połknęła tego wieczoru. Z irytacją zauważam, że chyba nic nie jadła. Obejmując ją ramieniem, odprowadzam dalej od ciekawskich, do kwietników.

      – Jeśli jeszcze masz wymiotować, zrób