Piotr Adamczyk

Powiem ci coś


Скачать книгу

akcja toczy się w Łodzi i jest prezentowana też na łamach „Expressu Ilustrowanego”, najpopularniejszego dziennika w regionie.

96.90

      Gdy przejeżdżałem koło dworca, dostrzegłem czarne bmw zatrzymujące się przy młodej kobiecie. Zgrabna, szczupła blondynka. Kocia miękkość w ruchach. Ktoś uchylił drzwi, coś powiedział, kobieta odwróciła się i odeszła szybkim krokiem. Ale potem wróciła, wsiadła do samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwiczki. Samochód szybko odjechał, a wtedy z ukrycia w ślad za nim ruszył motocyklista w czarnej kurtce ze skóry i czarnym kasku.

96.91

      Wczoraj na spotkaniu autorskim pewien bardzo młody człowiek zapytał mnie, jak można zdobyć kobietę. Bo się zakochał, a ona nie. Wiem, jak można zdobyć żółty czepek albo prawo jazdy, ale kobietę?

      Znam tylko dwa sposoby.

      1. Przez zasiedzenie.

      2. W niewyjaśniony sposób.

      Ad 1. Jest takie osobliwe prawo, które pozwala na zdobycie mieszkania przez zasiedzenie. Potrzebny jest do tego przede wszystkim upływ czasu. Wprowadzasz się i mieszkasz tak długo, aż wszyscy się przyzwyczają, łącznie z urzędem meldunkowym. Wydaje mi się, że podobnie bywa z kobietami. Pamiętam, że przed drzwiami mieszkania swojej pierwszej dziewczyny dzień w dzień siadałem na schodach, aż pół roku później wpuściła mnie do środka. Nadal przychodziłem codziennie, przynosiłem pieczywo na śniadanie i przez kolejne pół roku grzecznie siadałem przy stole. Przez trzecie pół roku czytałem jej na noc, siedząc przy łóżku. W końcu poddała się i pewnego wieczoru uchyliła kołdrę. I tak, po półtora roku, zdobyłem ją przez zasiedzenie.

      Ad 2. Swoje następne kobiety zdobyłem w niewyjaśniony sposób. Do dziś mianowicie nie potrafię wyjaśnić, jak mi się to udało.

96.92

      Nie mogę zasnąć, coś we mnie tyka.

      Chodzi we mnie zegar nakręcony na ciebie.

00.02Żelazna klatka

      Dziewczyna wcisnęła się w kąt tylnego siedzenia.

      – Wypuśćcie mnie! – krzyknęła.

      – Śliczna Leno, nie drzyj się, a wszystko będzie dobrze – syknął mężczyzna z fotelu pasażera. – Bo inaczej…

      Sięgnął do płaszcza po nóż sprężynowy. Szczęknęło wyciągnięte ostrze.

      Czarne bmw powoli wyjechało spod dworca Łódź Kaliska i skręciło w aleję Włókniarzy. Kierowca spojrzał we wsteczne lusterko.

      – Ktoś za nami jedzie – rzucił przez ramię.

      Dziewczyna nacisnęła guzik otwierający okno. Bezskutecznie. Było zablokowane przez kierowcę razem z drzwiami.

      Mężczyzna siedzący obok kierowcy odwrócił się i złapał ją za nadgarstek.

      – To boli! – jęknęła.

      – Nie rób głupot, bo cię potnę – zagroził. – Chcesz się przekonać?

      – Czego ode mnie chcecie? – zapytała drżącym głosem.

      – Uległości i współpracy – wyjaśnił kierowca. – Wyobraź sobie, że my jesteśmy Rosją, a ty Ukrainą. I albo przejdziesz do nas dobrowolnie, albo cię weźmiemy siłą. Taką reprezentujemy ogólnonarodową politykę.

      Ukryła twarz w dłoniach.

      – Ja nie interesuję się polityką…

      – I nawet ani prezydent Trump, ani jego poprzednik Barack Obama ci nie pomogą – wtrącił jego towarzysz. – Swoją drogą, co to za imię dla prezydenta? To tak jakby nasz nazywał się Szopa.

      Zarechotali.

      Kierowca ponownie spojrzał we wsteczne lusterko.

      – No mówię ci, że ktoś za nami jedzie – powtórzył, tym razem z niepokojem.

      Kobieta odwróciła głowę.

      – To twój chłopak? – zapytał siedzący przy niej mężczyzna.

      – Nie. Nie, nie, nie znam go – odpowiedziała pośpiesznie.

      Jakoś zbyt pośpiesznie.

      – Zwolnię, zobaczymy – powiedział kierowca, sięgając jednocześnie pod fotel. Błysnęła maczeta.

      Skręcili w kierunku ulicy Drewnowskiej. Samochód jadący za nimi zniknął. Minął ich motocyklista. Na chwilę zwolnił i mężczyźni mieli wrażenie, że zagląda do wnętrza samochodu. Ale może im się wydawało.

      Po kilku minutach czarne bmw minęło park na Julianowie i skręciło w ciche i spokojne uliczki osiedla. Mijała północ. Tylko w nielicznych oknach paliły się światła. Samochód podjechał pod okazałą willę, która od lat wyglądała na opuszczoną. Skrzydła automatycznie otwieranej bramy uchyliły się bezszelestnie. Zniknęli w podziemnym garażu. Nikt z trójki pasażerów nie zauważył samotnego motocyklisty, który na chwilę zatrzymał się przy bramie, zrobił kilka zdjęć, po czym odjechał. W domu naprzeciwko ktoś opuścił żaluzje, jakby nic nie chciał widzieć.

96.93

      Konkurencyjna Toya TV zaprosiła mnie na talk-show o miłości. Na początku szło sprawnie. Miła charakteryzatorka, sympatycznie nastawiona publiczność. Prowadzący czyta mój biogram, opowiada, jakim to byłem przez lata popularnym aktorem, przedstawia tytuły napisanych przeze mnie powieści, a potem pyta o mechanizm powstawania uczuć. Tłumaczę więc, że ludziom się wydaje, że miłość przychodzi nie wiadomo skąd, że dana jest nam raz na zawsze jak bonus w supermarkecie. I z takiego myślenia potem się biorą kłopoty. Jeśli miłość przychodzi nie wiadomo skąd, to później odchodzi nie wiadomo dokąd. Często jest tak: spotyka się dwoje ludzi, oboje mają różowe okulary. Ona ogląda wyłącznie komedie romantyczne? On myśli: słodka jak mała dziewczynka. On kupuje najtańsze kwiaty? Ona myśli: dobrze, widać, że jest oszczędny. W fazie fascynacji nie warto zakochanym mówić, że są ślepi, bo są także głusi. Publiczność słucha z zainteresowaniem, bryluję:

      – Ślepa miłość powstaje wtedy, gdy Amor nie trafia strzałą w serce, lecz w oko.

      Prowadzący wstaje z kanapy i przerywając mi, pyta:

      – A czy pan jest szczęśliwy?

      – Oczywiście! – odpowiadam z uśmiechem.

      – A pana była żona?

      Co za pytanie? Dlaczego Magdalena miałaby nie być szczęśliwa?

      – Sądzę, że tak – odpowiadam ostrożnie. – Mam nadzieję, że jest szczęśliwa.

      – Ale ja pytam o to, czy była szczęśliwa z panem.

      – A dlaczego mnie pan o to pyta?

      – Bo skoro jest pan takim znawcą kobiet, to dlaczego odeszła do innego mężczyzny?

      – Nie wiem – mówię, czując zbliżającą się złość. – To ją powinniście zapytać.

      Prowadzący robi efektowną pauzę i zwraca się w stronę kamer.

      – A teraz niespodzianka! – podnosi teatralnie głos i ręką wskazuje wejście. – Witamy byłą żonę naszego gościa.

      Wchodzi Magdalena. Urocza jak zawsze, uśmiechnięta. Lekko pokonuje dwa schodki i siada na brzegu kanapy, splatając nogi w kostkach.

      – Czy pani jest rzeczywiście szczęśliwa?

      – Jestem – uśmiecha się szeroko.

      – A co jest głównym powodem pani szczęścia?

      – Mój związek.

      – A z tym panem, poprzednim swoim mężem, też pani była szczęśliwa?

      Czuję