zmysłowe usta, postawę wojownika.
Naturalną rzeczą byłoby kontynuowanie pogawędki z Liamem i wsunięcie do ust cienkiej kromki chleba. Lecz Felicity była tak skrępowana, tak osobliwie świadoma swych ust, zębów, które miałaby wbić w kanapkę, języka, żujących szczęk, krtani, poruszającej się przy przełykaniu, że się poddała, odstawiła talerzyk i chwyciła szklankę wody.
Kim on w ogóle jest, do cholery?
Pytanie miało pozostać bez odpowiedzi. Podczas popołudniowych wystąpień w napięciu przeszukiwała wzrokiem salę, lecz już się nie pojawił. Gdy o piątej po południu sesja się zakończyła, musiała z ociąganiem przyznać, że więcej go nie zobaczy. Tajemniczy mężczyzna miał pozostać zagadką.
– Do zobaczenia! – pożegnał się Liam z szerokim uśmiechem, mijając ją w holu. – Ale nie w Zaraku!
– Ach, więc jednak się nie decydujesz? – rzuciła domyślnie Felicity.
– Nie. Może masz ochotę na kawę? – zaproponował Liam.
Chętnie by skorzystała, w nadziei, że nieznajomy jednak się jeszcze pojawi, ale jej pociąg odjeżdżał za dwadzieścia minut. Gdyby się na niego spóźniła, nie złapałaby połączenia, a co za tym idzie, nie dotarłaby na wieczór do domu.
Idąc do wyjścia, patrzyła na szare londyńskie ulice i ciemniejące niebo; zaraz zacznie padać. Zaczęła szukać w torebce składanej parasolki, gdy wtem zabrzęczała jej komórka.
– Cześć, mamo!
– No i jak było?
– Fajnie. – Felicity się uśmiechnęła. – Nawet bardzo. Chyba jednak wyjadę do Zaraku.
– No cóż, dziś nigdzie nie pojedziesz…
Felicity jęknęła, matka zaś mówiła dalej:
– Sprawdziłam pociągi, połączenia na twojej linii zostały zawieszone do jutra. Ponoć uruchomili autobus, ale w połowie drogi trzeba by się przesiąść.
– To zajmie całą wieczność. – W tej sytuacji nie dotrze do domu przed północą.
– Co zamierzasz, Felicity?
– Nie martw się o mnie. – Córka wyczuła niepokój matki i postarała się od razu go uśmierzyć. – Nic mi nie będzie, mogę przenocować w Londynie.
– Przecież nikogo tam nie znasz! Nie zamówiłaś noclegu!
– Mamo, mam dwadzieścia sześć lat – przerwała Felicity ze spokojem. – Nic mi się nie stanie, jeśli spędzę jedną noc w Londynie.
Jej karta kredytowa miała na ten temat inne zdanie!
Gdy matka się rozłączyła, Felicity poczuła zadowolenie, że nie ma pociągu. Czas dla siebie był kuszącą perspektywą, już dawno tego nie miała. Ostatnio stale odwiedzała chorą siostrę albo wpadała do matki. Nie miała kiedy odpocząć, bo obie nieustannie do niej dzwoniły. Poza tym dużo pracowała, gdyż rachunki za wizyty u lekarzy i lekarstwa napływały niemal bez przerwy.
Z przyjemnością spędzi jeden wieczór w samotności.
Felicity Anderson będzie wreszcie tylko sobą – nie położną czy pielęgniarką, nie córką, nie siostrą, nie opiekunką czy obrończynią.
Poczuła się bardzo dobrze.
Karim lubił Londyn.
Nie odwiedzał miasta zbyt regularnie, choć ostatnio znacznie częściej niż kiedyś. Nadzorował proces rekrutacji personelu szpitala i uniwersytetu, wpadał z wizytą do matki, a także pilnował swoich licznych inwestycji giełdowych. Jednak nie miał aż tylu zajęć co w kraju, i to go denerwowało. Karim westchnął ciężko.
Trudno było się ekscytować kontraktami wartości miliona dolarów, które stanowiły ledwie kroplę w morzu niezmierzonego bogactwa jego rodziny. Szpital i uniwersytet były jego pomysłem, w swoim czasie był nim nawet zafascynowany, ale nie ciekawiło go oglądanie filmów i broszur o luksusowo wyposażonych szpitalach. Chciał w jednym z nich pracować. Pragnął wysilać swój błyskotliwy umysł nad skomplikowanymi przypadkami diagnoz albo przeprowadzać trudne operacje. Niestety, jego pozycja społeczna szalenie to utrudniała.
Jednak lubił względną anonimowość, jaką zapewniał mu Londyn. Tu mógł się nie przejmować niczym, był jedynie księciem-playboyem, który rzucał się w wir rozrywek. Jakże się to różniło od jego sztywno zaplanowanego trybu życia w kraju. Tutaj mógł chodzić nierozpoznany po rojnych ulicach, czego, rzecz jasna, nienawidziła jego ochrona. Karim odmawiał z nią współpracy. Ubrany w ciemny garnitur i długi do kostek płaszcz, cieszył się deszczem i zmiennością pór roku, której tutaj doświadczał. Chyba najbardziej lubił późną jesień. W ten weekend wyjedzie na wieś, poza mury miasta…
Gdy zabrzęczał jego telefon, sprawdził na wyświetlaczu, kto dzwoni, i przewrócił oczami. Znowu Leila; postanowił, że poprosi później swego asystenta, Khana, żeby z nią porozmawiał, drażniła go jej natarczywość.
Tak, wyjedzie z miasta na wieś, i to nie sam…
Karim przypomniał sobie niemiłą rozmowę, jaką odbył z Leilą, swoją stałą kochanką, na początku tygodnia. Oznajmił jej wówczas, że jej towarzystwo nie jest mu już dłużej potrzebne. Nie przyjęła tego ze zrozumieniem, ale czegóż można się spodziewać po kobiecie?
Karim sypiał z wieloma kobietami, choć był zdeklarowanym zwolennikiem monogamii. Ostatecznie zawsze dbał o to, żeby każdy związek został uznany za zakończony, zanim z przyjemnością przechodził do następnego. Jednak ta idylla nie miała potrwać długo. Jego ojciec coraz bardziej stanowczo nalegał na jego małżeństwo, czego Karim jak dotąd starał się unikać. Leila miała złudzenia co do swoich szans – uważała, że trzymiesięczna znajomość upoważnia ją do tego – i nie chciała słuchać, gdy Karim powiadomił ją, że nigdy nie zamierzał się z nią żenić. W ciągu ostatnich dwóch tygodni Leila stała się stanowczo zbyt roszczeniowa. Skoro Karim nie odbierał jej telefonów, naprzykrzała się jego asystentom. Dla niego pewna kwestia była decydująca – seks z nią przestał być ekscytujący!
Choć nie, niezupełnie o to chodziło – seks był niezły, ale zajmował szalenie dużo czasu! Karim był świetnym kochankiem, co do tego nie miał wątpliwości, i traktował swoje kobiety z atencją. Robił wszystko, co trzeba, a one błagały go o więcej. To naprawdę była kwestia czasu. Niekiedy zwyczajnie go brakowało, a Leila nalegała ostatnio na pełen spektakl, podczas gdy Karimowi wystarczyłyby nieraz jej usta.
Postanowił, że już dość tego. Ich związek był zakończony, a on osobiście tego dopilnował, ku niezadowoleniu swego ojca. Ojciec oznajmił synowi bez ogródek, że już najwyższy czas znaleźć narzeczoną, dlatego Karim przyleciał dziś do Londynu. Miał zamiar ostatni raz się zabawić, poszaleć, zanim z obowiązku poślubi odpowiednio majętną pannę z arystokratycznego rodu.
Gdy wśliznął się rano do sali konferencyjnej, powitała go oszałamiająca blondynka, do której natychmiast poczuł olbrzymie pożądanie. W porze lunchu po prostu musiał tam wejść. Jednak gdy Noor wyjaśniła mu, że dziewczyna rozważa podjęcie pracy na oddziale położniczym szpitala, Karim uznał, że zaznajomienie się z nią teraz może wprowadzić niepotrzebne zamieszanie, gdyby potem miał ją widywać w szpitalu. Postanowił wybrać się raczej na spacer, po czym zadzwonił do Mandy, która niestety nie miała aż tak niebieskich oczu i tak naturalnych blond włosów jak piękna nieznajoma, i umówił się z nią na wieczór. Nawet jeśli nie była tą tajemniczą nieznajomą, to przecież on był obdarzony dużą wyobraźnią; gdyby tylko zdołał jeszcze sprawić, że Mandy zamilknie choć na pół godziny, to na pewno spędzi upojną noc!
Zamierzał