btitle>
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Złodziejka…
Serce Jasmine Nichols wystukiwało takt oskarżenia. Jeszcze niczego nie ukradła, ale sprawa była przesądzona. Przejechała tysiące kilometrów, by sięgnąć po coś, co nie należało do niej. A wmawianie sobie, że nie ma wyboru, tylko nasilało poczucie bezradności.
Zanim noc dobiegnie końca, etykietka złodziejki przylgnie do niej niczym obcisła wieczorowa suknia.
Porażka nie wchodziła w gę.
Wstyd i lęk walczyły w niej o lepsze, ale głównie napędzała ją świadomość, że nie może sprawić zawodu rodzinie. Tylko dlatego, choć niechętnie, wstąpiła na czerwony dywan w Muzeum Sztuki Nowoczesnej położonym na klifie z widokiem na Rio de Janeiro i nawet w tak niezwykłym otoczeniu ani na chwilę nie zapomniała o powodach swojej obecności tutaj.
W tej sytuacji niełatwo było o uśmiech, zwłaszcza gdy myślała o czekających ją zadaniach.
Po pierwsze, poznać księcia Reyesa Vincente Navarre, co wcale nie będzie łatwe. Dysponowała tylko ziarnistą fotografią z pogrzebu jego matki sprzed czterech lat. Od tamtej pory nie opublikowano żadnego zdjęcia rodziny królewskiej z południowoamerykańskiego królestwa Santo Sierra. Jej członkowie strzegli swojej prywatności z zawziętością graniczącą z fanatyzmem.
Na domiar złego, w ciągu ostatnich trzech lat książę wyjechał z kraju tylko trzykrotnie, a cały swój czas poświęcał pielęgnowaniu ciężko chorego ojca. Krążyły pogłoski, że król Carlos Navarre może nie przeżyć lata.
Wszystko to oznaczało, że trudno będzie nawiązać z nim znajomość. Tym bardziej, że nie miała pojęcia, jak wygląda. A tu trzeba by się nie tylko zaznajomić, ale i spędzić z nim trochę czasu. Wszystko to, zanim jej matka i ojczym, Stephen Nichols, zorientują się w jej zamiarach.
Gdyby Stephen wiedział o szantażu, pękłoby mu serce.
I choć z całej duszy pragnęła zrezygnować ze swoich zbrodniczych planów, w żaden sposób nie mogła. Jutro o tej porze wróci już do domu, a Stephen będzie bezpieczny.
Pod warunkiem, że wszystko pójdzie gładko.
Nie wolno jej wątpić. Negatywne myślenie zrujnowało już niejeden doskonały plan. Stephen powtarzał jej to bez przerwy.
Pogodnie uśmiechnięta, weszła do przestronnego holu muzeum, ale obrazy i rzeźby nie zrobiły na niej najmniejszego wrażenia.
Drżącą dłonią sięgnęła po kieliszek szampana i wyszła na półokrągły taras, gdzie goście sączyli przedobiednie drinki.
Jak dotąd wszystko szło zgodnie z planem przygotowanym przez szantażystę, Joaquina Estebana. Tak jak obiecał, nazwisko Jasmine znalazło się na liście gości wśród światowych przywódców i celebrytów, znanych jej z telewizji i kolorowych pism. Czekała przez chwilę, aż ochrona sprawdzi elektroniczny chip na jej zaproszeniu, żywiąc sekretną nadzieję, że zostanie zawrócona od wejścia. Ale okrutnik, w którego dłoniach spoczywał los jej ojczyma, zadbał o każdy szczegół.
Poza zdjęciem trzydziestodwuletniego następcy tronu.
Podpisanie kontraktu miało się odbyć za godzinę w słynnej Złotej Sali. Z okazji urodzin księcia Mendeza z Valderry gości zaproszono na taras, skąd mogli podziwiać spektakularny zachód słońca.
Księcia Reyesa z Santo Sierra i księcia Mendeza z Valderry oczekiwano o dwudziestej. Do wyznaczonej pory brakowało pięciu minut i Jasmine denerwowała się coraz bardziej.
A jeżeli zostanie zdemaskowana? Wtedy będzie musiała pożegnać się z pracą w firmie brokerskiej. Ale nawet gdyby się jej powiodło, nie mogłaby już nigdy spojrzeć w lustro bez wyrzutów sumienia. Przez osiem lat udawało jej się nie wracać do przeszłości, a teraz, jako dwudziestosześciolatka, znów znajdowała się na grząskim gruncie.
Obserwując malowane barwami zachodu niebo ponad imponującą sylwetką Sugarloaf Mountain, nie potrafiła zapanować nad obawą i wątpliwościami.
W innych okolicznościach pobyt w tym miejscu dostarczyłby jej niezwykłych przeżyć. Dla dziewczyny z jej pochodzeniem i przeszłością było to coś zupełnie wyjątkowego. Ale okoliczności nie były normalne i wszystkie emocje blokował strach.
Niebezpieczne, bo nie mogła sobie pozwolić na porażkę, nawet jeżeli sukces miał jej przynieść tylko wstyd i umocnić w przekonaniu, że drzwi do przeszłości nie da się tak po prostu zamknąć.
Niestety, jej ojczym uzależnił się od podłego człowieka, który zamierzał bezwzględnie wykorzystać jego słabość. Dlatego musiała wybierać: albo przyjedzie do Rio, albo Stephen trafi do więzienia.
Joaquin słusznie przypuszczał, że poza chęcią uniknięcia publicznego upokorzenia wskutek posądzenia o sprzeniewierzenie rządowych pieniędzy, Stephen zrobi wszystko, by nie przysparzać cierpienia żonie i córce.
Matka Jasmine była słaba i nie przeżyłaby utraty męża. Dlatego Jasmine była o krok od wpakowania się w poważne tarapaty.
Okrzyk „Przyjechał!” przerwał jej rozmyślania. Była punkt ósma. Zgromadzeni goście wpatrywali się w brzeg klifu, skąd nadlatywała w kłębach piany smukła motorówka. Jeszcze nabrała szybkości i tuż przed skałami wykonała efektowny skręt, wzniecając gigantyczną falę. Pilot dokonał kilku śmiałych manewrów, godnych westchnień podziwu wśród oczkujących, i w końcu przybił do nadbrzeża.
Mężczyzna we fraku stanął na dziobie łodzi i lekko zeskoczył na molo. W odpowiedzi na entuzjastyczne pozdrowienia tłumu skłonił się głęboko.
Jasmine wstrzymała oddech. Książę Reyes Navarre był znany z samotniczego trybu życia i tak efektowne przybycie wydawało się cokolwiek zaskakujące.
‒ Nie zachwyca się pani umiejętnościami Jego Wysokości?
Pytanie sprawiło, że drgnęła. Sądziła, że jest na tarasie sama, bo wszyscy pospieszyli do głównego holu na powitanie księcia.
Jak to możliwe, że intruz poruszał się tak cicho? Dopóki się nie odezwał, nie czuła jego obecności. Odruchowo cofnęła się o krok, ale mocna dłoń przytrzymała jej ramię.
‒ Ostrożnie!
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że stanęła zbyt blisko niskiego murku ograniczającego taras i o mało nie spadła.
‒ Och! Dziękuję.
Od ciepłego dotyku dłoni na ramieniu plątał jej się język. Nagle, jakby i on poczuł coś podobnego, gwałtownie zacieśnił uścisk i po sekundzie puścił.
‒ Czyżby nie była pani miłośniczką szybkich łodzi?
Usiłowała oderwać wzrok od jego twarzy, ale skończyło się na nieznacznym poruszeniu głową. Był bardzo… zmysłowy, to chyba właściwe słowo. Zarówno jego oczy, jak i wargi fascynowały ją tak bardzo, że nie zastanawiając się, co robi, prawie musnęła dłonią jego twarz.
Przerażona i zakłopotana tym, co zrobiła, patrzyła w rozszerzone zdumieniem oczy. Cofnęła dłoń w ostatniej chwili, przepełniona pragnieniem, by zapaść się pod ziemię.
‒ Dlaczego tak pan uważa? – spytała, bo najwyraźniej oczekiwał odpowiedzi.
‒ Ma pani bardzo wyrazistą twarz – odparł z powagą.
‒ Och… ‒ Próbowała zyskać na czasie i coś wymyślić.
Co mogłaby powiedzieć, żeby nie wywołać obrazy?
‒ Nic do nich nie mam, po prostu to nie moja bajka. Za szybko i za mokro.
Poza tym przypominały jej czasy, kiedy Stephen zabrał je obie z matką na swoją łódź, niedługo po tym, jak się do niego wprowadziły. Była dla niego wyjątkowo niemiła, bo nie potrafiła mu zaufać i wciąż się bała, że odejdzie tak jak wcześniejsi pseudoprzyjaciele matki. Każdego ranka od nowa przeżywała lęk, że nadszedł dzień, kiedy wyrzuci je ze swojego życia. Nigdy tego nie zrobił, ale widok łodzi wciąż przypominał jej tamten stresujący czas.
‒