f="#i000000020000.png" alt="527.png"/>
Recenzja: prof. Joanna Durczak
Copyright © Wydawnictwo Naukowe Katedra 2014
Wszystkie prawa zastrzeżone
Wydanie pierwsze
Gdańsk 2015
Projekt okładki: Anna M. Damasiewicz
Grafika na okładce © Olga Kostenko | Depositphotos.com
Foto Autorki na okładce: Katarzyna Marcinkiewicz
Skład: Bartosz Kusibab
ISBN 978-83-63434-61-8
Wydawnictwo Naukowe Katedra
email: [email protected]
The world as we know it has already come to an end.
[„Świat, jakim go znamy, już się skończył”.]
Nature in the 21’st century will be a nature that we make; the question is the degree to which this moulding will be intentional or unintentional, desirable or undesirable.
[„Natura XXI wieku będzie naturą stworzoną przez nas; pozostaje kwestia tego, czy to modelowanie będzie rozmyślne czy nierozmyślne, korzystne, czy niekorzystne”.]
Wstęp
Wyobraźnia w czasach antropocenu
W wydanej przed czterema laty książce pod tytułem Inhuman Nature Nigel Clark formułuje następującą opinię: „Odkrycie, iż ludzkość stała się ważnym czynnikiem kształtującym naturę planety, wraz z płynącymi z tego odkrycia pytaniami o adekwatny sposób działania, to bez wątpienia jedno z najdonioślejszych zdarzeń, jakim nasz gatunek musiał stawić czoła”1. Listę najbardziej palących problemów wszyscy znamy na pamięć: zanieczyszczenie wody, powietrza i gleby, wymieranie licznych gatunków roślin i zwierząt, brak dostępu do wody pitnej w wielu miejscach na Ziemi i – przede wszystkim – niemożliwy już do zakwestionowania wpływ ludzkich działań na zjawiska klimatyczne2. Wziąwszy pod uwagę ten ostatni problem, można stwierdzić, że nie ma już takiego miejsca na Ziemi, gdzie natura istniałaby w stanie nieprzetworzonym przez cywilizację ludzką. W 1989 roku amerykański działacz na rzecz ochrony środowiska Bill McKibben opublikował książkę pod apokaliptycznym tytułem The End of Nature [Koniec natury], uważaną za pierwszą publikację na temat globalnego ocieplenia skierowaną do szerokiej publiczności. McKibben pisał, że idee „wymierają, podobnie jak wymierają gatunki roślin i zwierząt. W tym wypadku idea to »natura«, oddzielna, dzika domena, świat poza człowiekiem, do którego człowiek musiał dostosować swoje działania”3.
Diagnoza McKibbena była być może nieco zbyt dramatyczna, a jego rozumienie słowa natura – co postaram się wykazać w tej książce – anachroniczne. To jednak nie zmienia sedna sprawy; faktem jest, że ludzie wywierają istotny wpływ na funkcjonowanie systemów podtrzymujących życie na Ziemi i jest to najczęściej wpływ niekorzystny. Dla opisania tego wpływu biolog Eugene F. Stoermer ukuł pojęcie antropocenu, które zostało następnie spopularyzowane przez laureata nagrody Nobla w dziedzinie chemii Paula Crutzena. W 2000 roku Crutzen i Stoermer przekonywali, że epoka geologiczna, w której żyjemy, powinna być określana mianem antropocenu, ponieważ ludzka działalność od czasów rewolucji przemysłowej zmieniła oceany, atmosferę i powierzchnię Ziemi w stopniu porównywalnym do kataklizmów naturalnych determinujących poprzednie ery geologiczne. Crutzen i Stoermer przypominają, że w ciągu ostatnich trzystu lat liczba ludności na naszej planecie zwiększyła się dziesięciokrotnie, czemu towarzyszył równie intensywny wzrost liczebności bydła. Od 30% do 50% powierzchni ziemskiej uległo przetworzeniu w wyniku aktywności takiej jak rolnictwo czy przemysł. Szacuje się, że na skutek ludzkich działań gatunki zwierząt na niektórych obszarach Ziemi wymierają tysiąc razy szybciej, niż miałoby to miejsce bez ludzkiej interwencji. Należy do tego dodać zwiększoną obecność siarkowodoru, węglowodorów i dwutlenku węgla w atmosferze, a także zmiany w cyklu geochemicznym dużych zbiorników słodkowodnych4. Możemy sobie pogratulować – jako gatunek, który entuzjastycznie nadał sobie nazwę Homo sapiens, osiągnęliśmy rozmiary kataklizmu stosunkowo szybko5. Od poprzednich katastrof różnimy się tym, że – przynajmniej w teorii – możemy mieć świadomość tego, czym jesteśmy i jaka jest natura naszych związków z innymi elementami ożywionej i nieożywionej przyrody. Mamy też możliwość – przynajmniej potencjalną – obserwowania konsekwencji swoich działań i wyciągania wniosków. Crutzen i Stoermer są zdania, że nastanie antropocenu to przede wszystkim wielkie wyzwanie dla ludzkiej myśli. Chodzi im głównie o myśl techniczną6, w istocie jednak wyzwanie to w równym stopniu dotyczy humanistyki.
„Kryzys ekologiczny to przede wszystkim kryzys wyobraźni” – pisze Lawrence Buell, jeden z pionierów ekokrytyki, w książce The Environmental Imagination: Thoreau, Nature Writing and the Formation of American Culture7. Ta myśl stanowi punkt wyjścia dla ekokrytyki, czyli nowego dyskursu w obrębie humanistyki (przede wszystkim w obszarze języka angielskiego), wysuwającego na pierwszy plan kwestię relacji pomiędzy istotami ludzkimi a nie-ludzką naturą8. Zdaniem ekokrytyków destrukcyjne działania ludzi są spowodowane między innymi szkodliwymi wyobrażeniami na temat środowiska naturalnego. Poeta W. S. Merwin sformułował tę kwestię jeszcze bardziej dobitnie, mówiąc, że „tylko wyobraźnia może nas uratować”9. Wypowiedzi Buella i Merwina sugerują, że stan świata, który część z nas postrzega jako co najmniej niepokojący, jest konsekwencją nie tyle braku wiedzy naukowej czy niedostatku możliwości technologicznych, co odklejenia ludzkich koncepcji, przekonań oraz, co za tym idzie, także ludzkich działań od rzeczywistości. Biolog Daniel B. Botkin przekonuje, że jedną z największych przeszkód na drodze do skutecznego poradzenia sobie z aktualnymi problemami jest anachroniczny charakter wierzeń dotyczących natury. Botkin przytacza liczne przykłady sytuacji, kiedy przywiązanie do jakiejś idei było silniejsze niż empirycznie doświadczana rzeczywistość, w wyniku czego ludzie motywowani szczerą troską o dobro przyrody wyrządzali poważne szkody10.
Jednym z podstawowych zadań ekokrytyki jest zatem badanie i rozmontowywanie skostniałych konstrukcji konceptualnych dotyczących pozaludzkiej natury. Jest to zadanie bardzo trudne, ponieważ ludzkie konstrukcje wyobrażeniowe i pojęciowe mają dużą żywotność, zwłaszcza jeśli dotyczą kwestii tak ściśle związanych z definicją człowieczeństwa, jak relacja pomiędzy ludźmi a tym, co nie-ludzkie. Pod koniec XIX wieku Nietzsche pisał, iż człowieka należy podziwiać jako „niezwykłego geniusza budowlanego, któremu na ruchomych fundamentach i niejako na płynącej wodzie udaje się wznieść nieskończenie złożoną katedrę pojęcia”11. Zdaniem niemieckiego myśliciela antropomorficzne budowle tworzone z pojęć nie mają na celu zrozumienia prawdy, ale wręcz przeciwnie, uniknięcie konfrontacji z rzeczywistością. Aktualny kryzys ekologiczny pokazuje jednak, że jest to strategia bardzo krótkowzroczna. O ile Nietzsche mógł jeszcze w pascalowskim stylu medytować na temat znikomości człowieka w obliczu obojętnego kosmosu, to rzeczywistość antropocenu na nowo pokazuje nam naszą potęgę – odbitą w krzywym zwierciadle.
Z przyspieszonego