Agnieszka Biegaj

Marzenie Zuzanny


Скачать книгу

wyszła na jaw jego prawdziwa natura. Zareagowałam natychmiast:

      – Odwal się! Tylko o jedno ci chodzi! Ja cię nic nie obchodzę. To co myślę i czuję masz gdzieś. To wesele nic cię nie obchodzi. Od początku chodziło ci tylko o to, żeby się ze mną przespać. Odczep się ode mnie. Zostaw mnie w spokoju!

      Usłyszałam, że Paweł ubiera się i otwiera drzwi pokoju.

      – Klucz zostawiłem na stole. Pokój jest opłacony. Zrobisz, co zechcesz. Cześć – powiedział szybko i wyszedł.

      Siedziałam w łazience i płakałam jeszcze długo. W końcu wykąpałam się, ubrałam i zeszłam powoli na dół.

      Na dworze już świtało. Sięgnęłam do torebki, żeby wyciągnąć komórkę i zadzwonić po taksówkę, kiedy zobaczyłam Pawła siedzącego na ławce przed hotelem. Wstał, powoli podszedł do mnie i wyciągnął przed siebie rękę. Na jego otwartej dłoni dostrzegłam kolczyk z szafirem.

      Momentalnie pojaśniałam, a on to zauważył.

      – Przepraszam, Zuziu – powiedział. – Zachowałem się jak ostatni cham. Potraktowałem cię paskudnie. Byłem strasznie napalony i za bardzo pewny siebie. Bardzo, bardzo cię przepraszam. Nie chodziło mi tylko o seks. Kiedy zaprosiłaś mnie na ten ślub, zgodziłem się z grzeczności. Potem zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Rozmawialiśmy jak nigdy wcześniej. Jesteś fascynującą kobietą, Zuziu. Chciałem być z tobą. Bardzo cię pragnąłem. Chciałbym zakochać się w tobie i chciałbym, żebyś ty zakochała się we mnie. Ale widzę, że dopóki kochasz jego, nie jesteś w stanie pokochać nikogo innego…

      – Znalazłeś mój kolczyk – byłam w stanie wyjąkać tylko to. – Znalazłeś go…

      – Tak, przeszukałem całą salę weselną, windę, korytarz, nawet toaletę – powiedział zrezygnowanym głosem. – W końcu znalazłem go w tym kącie, gdzie wiesz… no i musiał ci spaść właśnie wtedy.

      Popatrzył na mnie smutno.

      – Zadzwonię po taksówkę i odwiozę cię do domu, chcesz? Czy chcesz pojechać sama?

      – A możemy się przejść i porozmawiać? – zapytałam nieśmiało. – Nie chcę cię stracić. Bardzo mi się podobasz. Naprawdę chciałam się z tobą kochać – zarumieniłam się – i chciałam się w tobie zakochać, ale nie potrafię. Bardzo żałuję, ale na razie nie umiem zapomnieć i żyć dalej. Potrzebuję więcej czasu. Nie powiedziałam ci całej prawdy. On mnie nie zostawił. On też mnie kocha. Ale nie rozmawiajmy już o tym. Możemy pójść na spacer jak przyjaciele?

      – Chodź, Suzie, nie przejmuj się. Nie pierwszy raz dostałem kosza.

      Pawłowi już wracał dobry humor.

      – Patrząc na ciebie, jakoś trudno mi w to uwierzyć! – powątpiewałam. Teraz humor wracał też i mnie. – Wyglądasz na takiego, przed którym laski ściągają majtki przez głowę.

      – Jeszcze jedno słowo, a zaciągnę cię w te krzaki – zagroził.

      Śmialiśmy się radośnie, jak przyjaciele i szliśmy przez opustoszałe miasto bladym świtem. Zmieniłam szpilki na zwykłe czółenka, więc było mi bardzo wygodnie, chociaż mieliśmy do przejścia kilka kilometrów.

      Byłam rozgoryczona, ale czułam, że będę próbować żyć normalnie i może kiedyś mi się to uda.

***

      W domu wysłałam sms-a do Johna:

      „Cudowne wesele Żanety i Maćka. Wyszalałam się jak nigdy. Paweł świetnie tańczy. Zgubiłam twój kolczyk. Paweł go znalazł. Chciałam się w nim zakochać, ale nie potrafię. Potrafię kochać tylko ciebie i bardzo tęsknię.”

      „Ja też próbowałem, ale też nie potrafię! Bardzo cię kocham i tęsknię.” – Przyszła natychmiastowa odpowiedź.

      Płakałam przytulona do poduszki.

      Rozdział 5.

      Tęsknota

      Sierpień spędziłam pod Paryżem w posiadłości Marka. Dużo rozmawiałyśmy z ciocią Hanką. To bardzo mnie cieszyło, bo była moją ulubioną ciotką, ale też dlatego, że była mamą Johna. Oczywiście nic nie wiedziała o naszej miłości.

      Jeździłyśmy do Paryża na zwiedzanie i zakupy. Nauczyłam się jeździć konno. Przyjechała moja mama i w trójkę grałyśmy w Scrabble albo w karty. Potem dołączył do nas mój tata i razem z Markiem, który zrobił sobie tygodniowy urlop, pojechaliśmy na Lazurowe Wybrzeże.

      John też był z nami kilka dni. Chodziliśmy na spacery, kąpaliśmy się i opalaliśmy, a w chwilach samotności tuliliśmy do siebie i całowaliśmy.

      Były to dla nas momenty cudowne, ale zarazem niezwykle trudne.

      John był bardzo zadowolony z pracy w Anglii. Miał mnóstwo świetnych kolegów i koleżanek, ale nie związał się z żadną kobietą. Próbował się umawiać, ale zbyt kochał mnie, żeby stworzyć związek z kimś innym. Tak jak ja. Byliśmy dwoma połówkami jednego serca, które cały czas krwawiło.

      Po powrocie do kraju też zaczęłam szukać pracy. Żaneta miała już obiecaną posadę, która czekała na nią, aż obroni pracę magisterską. Ciotka załatwiła jej pracę w Urzędzie Miasta. Żaneta mówiła jej o mnie, ale dwóch wolnych stanowisk nie było.

      Marek obiecał, że w razie czego zatrudni mnie w swoim hotelu, więc byłam spokojna o swoją przyszłość. Wysyłałam aplikacje, chodziłam na rozmowy i w końcu dostałam świetną pracę w księgowości w dużej firmie. To było coś niezwykłego, czego się nie spodziewałam.

      Skończyłam studia, miałam własne mieszkanie i obiecującą pracę. Wspaniałych przyjaciół, cudowną rodzinę i lokum we Francji, gdzie zawsze witali mnie z otwartymi ramionami i kartą kredytową na zakupy w Paryżu.

      Oddałabym to wszystko, żeby mieszkać z Johnem w wynajętej kawalerce i jeść chleb z margaryną i ziemniaki.

***

      – Jestem w ciąży! – oznajmiła Żaneta radośnie, kiedy tylko otworzyłam drzwi. – Czy możesz w to uwierzyć?

      Oczywiście mogłam w to uwierzyć. Przecież takie rzeczy zdarzają się cały czas, ale Żaneta wyglądała tak, jakby dopiero co dowiedziała się, skąd się biorą dzieci.

      Może było to o tyle trudne do uwierzenia, że jeszcze niecałe trzy miesiące temu Żaneta rękami i nogami broniła się przed posiadaniem potomstwa. Zarzekała się, że nie będzie się paprać w pieluchach, rujnować sobie kariery i wspaniałej figury. A tu proszę – najszczęśliwsza matka pod słońcem!

      – Ależ to cudownie, kochanie! – zawołałam w odpowiedzi i zaczęłam ją ściskać. – To wspaniale! Gratuluję!

      Śmiałam się razem z Żanetą, wchodząc do mieszkania i zamykając drzwi, ale w sercu czułam gorycz i wielki smutek.

      Ja nie będę mieć męża, nie będę mieć dzieci. Moje szczęście zgasło półtora roku temu, kiedy zdałam sobie sprawę, że kocham Johna, że nie mogę z nim być i że nigdy nie pokocham nikogo innego. Próbowałam, ale nie mogłam o nim zapomnieć. Nic nie było w stanie mnie cieszyć tak, jak kiedyś. Dni mijały, a ja żyłam cały czas jakby obok siebie, jakby nie swoim życiem.

***

      Żaneta wyszła po godzinie napawania się swoim przyszłym macierzyństwem i tysiącem zapewnień z mojej strony, że cieszę się równie mocno jak ona. Ja swoim zwyczajem usiadłam na kanapie i rozpłakałam się.

      Kiedy znowu zadzwonił dzwonek u drzwi, myślałam, że Żaneta wróciła, bo czegoś zapomniała. Otworzyłam szeroko drzwi i zobaczyłam Johna, mężczyznę mojego życia we własnej osobie.

      – Nie mogę o tobie zapomnieć, nie mogę! Próbowałem, ale myślę