K.N. Haner

Na szczycie


Скачать книгу

gdzie miałabym to zrobić?

      – U mnie, w domu.

      Zaśmiałam się szyderczo:

      – Myślisz, że jestem taka naiwna, by iść z kolesiem do jego domu pod pretekstem tańca dla niego?

      – Myślę, że jesteś seksowna, zmysłowa i właśnie ciebie szukałem.

      Spojrzałam na niego. Szukałem? Szukał mnie? To jakiś zbok? Cholera!

      – Chyba jednak pójdę pieszo – przestraszona chwyciłam za drzwi, szukając na ślepo klamki.

      – Nie bój się, to nie to, o czym myślisz.

      – Nie wiesz, o czym myślę.

      – Wiem.

      – Czego chcesz?

      – Jestem menadżerem, szukamy dziewczyny, tancerki na trasę mojego zespołu.

      – Jakiego zespołu? – zapytałam nagle.

      – Sweet Bad Sinful.

      Spojrzałam na niego jak na idiotę. Ten koleś jest menadżerem tego znanego na świecie zespołu rockowego?

      – Jaja sobie ze mnie robisz?

      – A wyglądam, jakbym żartował? – uniósł brwi.

      – Wyglądasz, jakbyś urwał się z biura albo z wesela – zmierzyłam go wzrokiem.

      – Właściwie to wracam z wesela, a raczej sprzed ołtarza.

      – Co? – skrzywiłam się.

      – Właśnie uciekłem z własnego ślubu.

      Znowu na niego spojrzałam i nie wiem, dlaczego się roześmiałam. Koleś ewidentnie robi sobie ze mnie żarty.

      – Dobra, fajnie. Możesz mnie już teraz wypuścić?

      – Nie wierzysz mi?

      – Nie i kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Nie zatańczę dla ciebie, nie wystąpię w teledysku czy w trasie, nie pójdę z tobą do łóżka. Odpowiedź na każde twoje pytanie brzmi: nie!

      – Chcesz jechać do domu?

      – Nie! – wrzasnęłam i teraz on się roześmiał.

      – Więc gdzie?

      – Oj, nie wkurwiaj mnie. I tak ten dzień jest do dupy.

      – Masz pazurki, podoba mi się to. Myślę, że chłopaki by cię polubili.

      – Marnujesz czas.

      – Nie wysłuchasz mnie nawet?

      – A po co? Nie mam zamiaru występować w teledyskach i zachowywać się jak te wasze wszystkie groupies.

      – Nawet za całoroczny kontrakt, trasę po całych Stanach, prywatny samochód, apartamenty i wiele innych przywilejów?

      – Dobrze się czujesz? – spojrzałam na niego dziwnie i przytknęłam dłoń do jego czoła.

      – Doskonale, właśnie dziś w dniu mojego ślubu uświadomiłem sobie, że popełniam wielki błąd. Spieprzyłem sprzed ołtarza i obiecałem sobie, że odmienię życie pierwszej dziewczynie, którą zobaczę w klubie ze striptizem. Ty nią jesteś.

      – No i odmieniłeś, wylali mnie.

      – Nie o to mi…

      – Daj już spokój. Dzięki, jeśli masz szczere chęci, ale ja nie mam ochoty na takie gierki. Równie dobrze mogłeś zobaczyć każdą inną dziewczynę, a padło na mnie. To tylko przypadek, nic więcej.

      – Takie przypadki nie zdarzają się często. Niełatwo mi zaimponować.

      Znowu się roześmiałam:

      – Nie chciałam nikomu imponować, a na pewno nie tobie.

      – Naprawdę odrzucisz taką szansę? Co masz do stracenia?

      Wzruszyłam ramionami. Fakt, w sumie niewiele. Oprócz dziewictwa, które zaczyna mi już ciążyć, ale to inna sprawa.

      – Przemyślę to.

      Uśmiechnął się szeroko, ukazując dwa cudowne dołeczki w policzkach. Chyba zagapiłam się na nie, na jakieś pięć minut.

      – W takim razie jedźmy na ten obiad – powiedział.

      – Nie mówiłam, że chcę jechać na obiad – zmarszczyłam brwi.

      – Burczy ci w brzuchu – spojrzał na niego wymownie. Speszona zakryłam dłonią te okolice. Cholera! Faktycznie nic dziś nie jadłam, jestem na tej swojej durnej diecie. Nic nie jeść i jakimś cudem nadal żyć.

      – Nie mam pieniędzy na obiad – przyznałam szczerzę. W moim portfelu zostały jakieś trzy dolce.

      – Przecież to ja zapraszam, więc nie martw się o pieniądze. Jeśli się zgodzisz…

      – Nie zgodziłam się jeszcze! – wtrąciłam.

      – To będzie cię stać na wiele i jeszcze więcej – dokończył.

      – Dobrze, jedźmy – machnęłam ręką na odczepnego.

      – Jesteś zadziorna, Rebeko, podoba mi się to – powiedział i zsunął dłoń na moje kolano.

      – Hola! Ręce przy sobie! – trzasnęłam go po palcach, a on się znowu uśmiechnął. Jego szmaragdowe oczy zabłysły. Ruszył z piskiem, aż wcisnęło mnie w siedzenie. Ja chyba oszalałam, że siedzę z obcym facetem i jadę z nim na obiad, rozważając jakąś absurdalną propozycję.

      ***

      Lokal, do którego mnie zabrał, to uosobienie elegancji i luksusu. Ja w trampkach, szortach, topie i mokrych włosach kompletnie tu nie pasuję. Nic dziwnego, że kelner patrzy na mnie, jakbym miała dwie głowy i cztery ręce. Zaprowadził nas do stolika na tarasie i podał kartę. Rozejrzałam się, podziwiając widok; to hotelowa restauracja przy samej plaży. Posiłek w takim miejscu musi kosztować więcej niż moja dotychczasowa miesięczna pensja.

      – Na co masz ochotę? – zapytał, spoglądając na mnie znad menu. Na twoje usta! – pomyślałam i od razu wybiłam sobie tę myśl z głowy. Co się ze mną dzieje? Reb, opanuj się!

      – Nie znam włoskiego… – Moje policzki spłonęły żywym ogniem. Czemu się tak zawstydziłam?

      – Lubisz owoce morza?

      – Nie.

      – A makaron? – uśmiechnął się, jakby słowo makaron znaczyło coś innego, niż znaczy.

      – Lubię, ale nie powinnam go jeść.

      – Jesteś uczulona?

      – Nie, jestem na diecie.

      Odłożył kartę i odsunął się od stolika, by na mnie spojrzeć.

      – Oczyszczasz organizm?

      – Tak, z tłuszczu – nie wiem, dlaczego mnie to tak rozbawiło. Nie ma to jak śmiać się z własnej głupoty.

      – Jadłaś dzisiaj coś? – zapytał z przejęciem.

      – Nie – znowu się zarumieniłam. Czuję się jak małe dziecko karcone przez rodzica albo przez seksownego wujka. Pokręcił z dezaprobatą głową i zamówił za nas oboje, po włosku, więc nic nie zrozumiałam. Jedyne co wychwyciłam, to słowo pasta, więc będzie nieszczęsny makaron. W krępującej, przynajmniej dla mnie, ciszy czekaliśmy na dania. Mam wrażenie, że tylko ja czuję się dziwnie, on ciągle mi się przygląda i nic nie mówi. Cholernie to irytujące, więc postanowiłam przerwać tę ciszę:

      – Opowiesz mi o zespole?

      Uśmiechnął