Magdalena Witkiewicz

Ósmy cud świata


Скачать книгу

więcej? Lubiliśmy się, w łóżku było nam cudownie. Nasz układ przypominał grę aktorską w codziennym serialu puszczanym w popołudniowym paśmie. Albo małżeństwo z trzydziestoletnim stażem. Chociaż w takim małżeństwie są pewnie wspomnienia miłości, namiętności, wspólne cele, dzieci, wnuki. My nie mieliśmy nic wspólnego oprócz nocy, podczas których każdy z nas wyobrażał sobie kogoś innego.

      Zdecydowanie czekaliśmy na coś więcej. Na coś, co rozpali nasze serca i zmysły tak, że nie będziemy w stanie o niczym innym myśleć. A może te nadzieje były bezsensowne?

      Czułam się bardzo samotna w naszej relacji. Jacek chyba też. Czekaliśmy na tę wielką miłość z utęsknieniem, chociaż już z mniejszą wiarą niż kilka lat wcześniej. Może z wiekiem człowiek staje się bardziej cyniczny? Może trudniej mu pofrunąć ponad ziemię i uśmiechać się do świata?

***

      Potem Jacek się zakochał. A przynajmniej tak twierdził. Miłość trwała niecałe pół roku. Nie potrafiłam nazwać uczucia, które wtedy mną targało. Zazdrość? Chyba tak, choć może nie tyle o Jacka, ale o fakt, że on to poczuł. Że budził się co rano z uśmiechem na ustach, że czuł to, czego ja nie czułam od tak dawna.

      Niestety idylla nie trwała zbyt długo.

      Dziewczyna wróciła do byłego męża, a Jacek został sam. Ja w tym czasie oddałam się firmie. Ktoś musiał pracować, by kochać mógł ktoś.

      – Dziecko, za dużo pracujesz. – Pani Kasia była wyraźnie zmartwiona.

      – Lubię to. – Uśmiechnęłam się.

      – Już trochę żyję na tym świecie i wiem, że dużo pracują tylko ci, którym czegoś w życiu brakuje.

      – Brakuje, pani Kasiu. – Wzruszyłam ramionami. – Ale miłości nie można kupić w sklepie. Nie rośnie też na drzewach. Towar deficytowy w tych czasach. Chętnie kupiłabym nawet spod lady, ale nie wiem jak.

      – Czy ja wiem, czy deficytowy? – zamyśliła się pani Kasia. – Może warto kupić sobie okulary, które pomogą dostrzec tę miłość?

      – A co, gdy te okulary spadną? Gdy je zgubimy? Ja ciągle gubię okulary.

      – Całe życie trzeba uważać, by ich nie zgubić. A gdy się pobrudzą i przestaniesz widzieć to, co powinnaś, trzeba je szybko wyczyścić.

      – To nie jest oszustwo? Patrzeć tylko przez różowe okulary?

      – A bo ja wiem? – zastanawiała się głośno pani Kasia. – Jestem z moim mężem już tyle lat. Nie uważam, bym go oszukiwała.

      – Czy to była miłość? – zapytałam.

      – Na początku… – Pani Kasia zanurzyła się we wspomnieniu. – Na początku nie. Ale założyłam właściwe okulary.

      – Nie zgubiła ich pani?

      – Teraz już ich nie potrzebuję. Przyzwyczaiłam się. I jestem szczęśliwa. Mam dwoje dzieci, niedługo wnuk mi się urodzi. Chłonę życie każdą chwilą. Ono tak szybko ucieka. Czasem trzeba się rozejrzeć wokół i może się okazać, że miłość jest tuż obok. Tylko jej nie widzimy.

      – Ale na siłę?

      – Zależy, jakie mamy w życiu priorytety. – Pani Kasia wzruszyła ramionami.

      Właśnie. Priorytety. Ja bardzo pragnęłam dziecka, Jacek mógł mi je dać. Układ. Po prostu jeden z wielu życiowych układów.

      Masz tylko jedno życie. Niestety nigdy nie wiesz, co stanie się za chwilę. Czasem nie powinieneś czekać ze swoimi decyzjami ani sekundy, bo gdy to zrobisz, będzie zbyt późno. Jednak jeśli poczekasz, kolejna sekunda twojego życia może dać ci nadzieję. W tej sytuacji można tylko zaufać intuicji. A błąd? Błąd to część życiowego ryzyka.

      Kiedyś koleżanka z pracy opowiadała mi, że zerwała z chłopakiem. Porzuciła go dla innego. Z tym innym przeżyła szaleńczy romans, który zakończył się po roku na Wyspach Kanaryjskich. Siedząc w toalecie na lotnisku, wysłała SMS-a do swojego byłego chłopaka. „Kocham cię. Spróbujmy jeszcze raz”. Nie odpisał. Zawahała się, czy zadzwonić. Nie zrobiła tego.

      Chyba do tej pory tego żałuje, mimo iż jest szczęśliwą mężatką. Jej były chłopak miał popsuty wyświetlacz telefonu, nie odebrał SMS-a. Kilka minut później po raz pierwszy całował się na plaży ze swoją obecną żoną. Koleżanka, płacząc co noc przez kolejne pół roku, żałowała tej jednej minuty, której nie wykorzystała na jeden krótki telefon.

      A może tak miało być?

      Gdy ją zapytałam, czy jest szczęśliwa, uśmiechnęła się. Jest. Może los miał dla niej lepsze plany? Gdyby wtedy zadzwoniła, jej świat wyglądałby zupełnie inaczej. Może gorzej? Może lepiej? Tego nigdy się nie dowie. Życie to nie książka, która może mieć kilka różnych zakończeń. W życiu zakończenie jest jedno, a droga, która do niego prowadzi, zależy tylko od ciebie.

      Może pani Kasia miała rację? Może zbyt dużo pracowałam i naprawdę powinnam odpocząć, by nabrać dystansu do tego, co działo się w moim życiu? Może daleka podróż pomogłaby mi znaleźć okulary, przez które dostrzegłabym szczęście? Zdecydowanie potrzebowałam spojrzeć na otaczające mnie sprawy z innej perspektywy.

      6

      Nie rozpaczaj nad ciężkim losem. Tak długo dopóki jest ziarno, będą wyrastać drzewa

wietnamska piosenka ludowa

      Podobno gdy bardzo czegoś chcemy, los nam sprzyja, byśmy to osiągnęli. Widocznie los uznał, że potrzebuję urlopu. Moja ciężka praca przyniosła spore efekty.

      Rada nadzorcza postanowiła mnie nagrodzić. Tuż przed trzydziestymi dziewiątymi urodzinami dostałam wysoką premię za szczególny wzrost sprzedaży naszych produktów przez call center. Nie traktowałam tego sukcesu jako wyłącznie swojej zasługi, ale ucieszyło mnie to, że zostałam doceniona. No tak, kiedyś sypiałam z prezesem. Jednak to nie tylko on decydował o premii.

      – Jak chcesz mnie docenić, daj miesiąc urlopu – powiedziałam.

      – Miesiąc? – Popatrzył na mnie przerażony. – Nie damy sobie rady bez ciebie – powiedział.

      Miałam wrażenie, że Jacek nie daje sobie rady beze mnie w ogóle, nawet w życiu. Po burzliwym rozstaniu potrzebował ramion, w które mógł się wypłakać. Moje były sprawdzone, były też blisko. Po co szukać innych?

      – Firma sobie nie poradzi czy ty? – zapytałam wprost.

      – Ania. Miesiąc?

      Wzruszyłam ramionami. Potrzebowałam odpoczynku. Nie chciałam leżeć na plaży w ciepłych krajach. Chciałam pojechać gdzieś daleko, tam, gdzie mnie jeszcze nie było.

      – Trzy tygodnie – jęknął pod naporem mojego spojrzenia.

      Uśmiechnęłam się. Trzy tygodnie mi wystarczyły. Uścisnęłam go, pocałowałam w policzek. Jego spojrzenie mówiło, że coś się zmieniło. Stał się jednym z tych, który chciałby zagościć na dłużej w moim sercu, mieszkaniu, łóżku. Niestety. Ja nie chciałam. Miałam nadzieję, że nie zaważy to na naszej współpracy zawodowej.

      – Od kiedy chcesz ten urlop? – Skrzywił się. – Może wyjechałabyś na początku czerwca? Tak by Zośka cię zastąpiła. Potem, jak się wakacje zaczną, to już nikogo nie będzie w robocie.

      – Może być na początku czerwca – powiedziałam. – Dzięki, Jacek.

      Uśmiechnął się do mnie.

      – Może jakieś wino, by to uczcić? Dziś wieczorem?

      Pokręciłam głową.

      – Jacek.