rozkaz władz niemieckich wiosną 1940 r. Wydział Statystyczny oraz Wydział Wytwórczości RŻ wykonały badania ankietowe, które miały na celu ustalenie liczby robotników żydowskich różnych branż393. Od lipca tego roku pod egidą Wydziału Wytwórczości RŻ zaczęły powstawać na rozkaz Niemców warsztaty rzemieślnicze, tzw. szopy, zatrudniające robotników żydowskich i wykonujące zamówienia od przedsiębiorstw niemieckich, najczęściej pracujących na rzecz wojska. Po utworzeniu getta w listopadzie 1940 r. wszelkie pośrednictwo między zleceniodawcami a żydowskimi podwykonawcami w szopach przejął Urząd Transferu, ustanawiając dla siebie prowizję zarówno za towary wwożone, jak i wywożone. Zachowane listy zamówień, kierowane do żydowskich rzemieślników za pośrednictwem Transferstelle, zaskakują różnorodnością: od mebli drewnianych, po skrzynie do kartotek, ubrania, płaszcze gumowe, dekle, pasy rupturowe i epolety394. W styczniu 1941 r. do RŻ wpłynął rozkaz, podpisany przez jednego z kierowników w Transferstelle – Josefa Steyera – by utworzyć duże zakłady krawieckie, obuwnicze oraz wytwarzające pończochy i skarpety395. Zakładane szopy podlegały Związkowi Rzemieślników Żydowskich, do którego przynależność od maja 1940 r. była obligatoryjna dla wszystkich rzemieślników Żydów. Sami rzemieślnicy, choć pozbawieni w szopach wszelkiej samodzielności i pracujący za najniższe stawki, zgłaszali się do szopów z braku alternatywnego zatrudnienia. Robotnicy w tych warsztatach byli bezwzględnie wykorzystywani, cierpieli głód, pracowali po 12 godzin, w bardzo ciężkich warunkach. Zachowana skarga robotników „szopy krawieckiej nr 12” do prezesa Czerniakowa z czerwca 1941 r. w dramatyczny sposób ilustruje warunki pracy w jednym z warsztatów podlegających Związkowi Rzemieślników. Robotnicy tego szopu czuli się oszukani przez Związek, który obiecał im wyżywienie dla nich i ich rodzin za pracę w warsztatach. Tymczasem wydawano im po 2 wodniste zupy dziennie. Te same 2 zupy, na które narzekali robotnicy, wymieniane są w sprawozdaniu Wydziału Wytwórczości jako sposób na motywowanie robotników do większej wydajności. Wydanie obiadu uzależniono od wysokości produkcji warsztatu (w szopach krawieckich były to 3 bluzy lub 3 pary spodni na robotnika dziennie)396. Kierownik szopu inżynier Lipszyc groził robotnikom obozem pracy oraz innymi represjami ze strony władz, gdy robotnicy zaczęli się domagać wyżywienia:
W trzecim dniu robotnicy zwrócili się do dr. Eigera397, żeby wydał chleb, co nam się należało, odmówił, motywując, że nie otrzymał chleba. Wtenczas robotnicy zaczęli się domagać, żeby im wydał resztek pozostałego chleba, co już był spleszniały [sic!], za wyżej wspomniany chleb, co był podobny więcej do trawy aniżeli do chleba, musieliśmy z góry płacić, za 25 kg chleba zapłaciliśmy 20 zł. Przy rozdzielaniu chleba musiano dużo odkroić i odrzucać, tak że wypadło na każdego robotnika po 15 dk[g] chleba. Kiedy zapytano się, czy mamy wyrzucić ten spleszniały chleb, wtenczas wszyscy żądali, żeby rozdzielać ten chleb. Przy rozdaniu tych krusinek spleszniałych zrobił się taki tłok, że jeden drugiego mało nie udusił, to najlepiej świadczy, jak nasza sytuacja w szopie wygląda – skarżył się anonimowy robotnik398.
Część zatrudnionych w szopie krawieckim w akcie desperacji zamierzała pójść na skargę do Niemców, żeby „zainteresowali się ich niedolą”.
Dobrze, że wśród robotników znajduje się grupa więcej odpowiedzialnych i nie dopuścili do tego, uważając, że to byłoby donosem przeciw Radzie Żydowskiej. Było bardzo trudno uspokoić robotników, nic dziwnego, już ósmy tydzień pracują ludzie za same przyrzeczenia i są karmione [sic!] oszukaństwem, wszystko przyrzekają i nic nie dają399 – pisał do Czerniakowa robotnik.
Tymczasem obok oficjalnej wymiany handlowej za pośrednictwem Transferstelle szybko rosła wymiana nieoficjalna (z pominięciem tego urzędu], a właściwie „eksport” towarów, wytworzonych przez rzemieślników żydowskich na zamówienie firm spoza getta. Według szacunków Jerzego Winklera ten nieoficjalny eksport wynosił równowartość około 10 mln zł miesięcznie400. Wspomniany autor upatrywał przyczynę zmiany, jaka nastąpiła w organizacji Transferstelle w połowie 1941 r., właśnie w chęci „skierowania eksportu nieoficjalnego do oficjalnego łożyska” i umocnienia swej roli. Zachowane w ARG dokumenty zmianę tę dokumentują401.
Pomysłodawcą nowych zasad był Max Bischof402, on także kierował reorganizacją życia gospodarczego getta. Według Bischofa korzystniejsze z punktu widzenia interesów Rzeszy było, by Żydzi mogli dysponować częścią swego mienia, co miało wpłynąć na rozwój gospodarczy getta, a w konsekwencji na wypłynięcie ukrytych przez Żydów pieniędzy i kosztowności. Pozwolenie na rozwój żydowskiej przedsiębiorczości miało w konsekwencji przynieść większe zyski dla Niemców. Pomysłem tym Bischof zaraził dwóch kontrolerów z Kuratorium Rzeszy do spraw gospodarczych – dr. Gatera i Medera, którzy w marcu 1941 r. opracowywali „Bilans gospodarczy żydowskiej dzielnicy w Warszawie”403. Efektem tej współpracy była decyzja o uruchomieniu produkcji i handlu w getcie oraz powołaniu żydowskich organizacji gospodarczych, które mogłyby finansować taką produkcję404. Postanowiono odgórnie przyspieszyć tempo rozwoju zakładów produkcyjnych w getcie i osłabić jego izolację gospodarczą, tzn. umożliwić żydowskim firmom przyjmowanie zamówień od odbiorców spoza getta. Ściśle określona liczba przedsiębiorstw żydowskich (około 10) dostała koncesję na przyjmowanie zamówień bezpośrednio od firm niemieckich. Urzędowi Transferu nadano w związku z tym w kwietniu 1941 r. nowy statut i nową osobowość prawną405. Transferstelle miał ogólnie nadzorować przepływ zleceń, ale nie był już przedsiębiorcą, który prowadzi warsztaty. Pozwolenie na powstanie firm żydowskich wiązało się także z przekonaniem Niemców, że Rada Żydowska i jej Wydział Wytwórczości cieszą się zbyt małym autorytetem w getcie. Chcieli zatem możliwie jak najbardziej uniezależnić nowo rozwijaną produkcję od struktur Wydziału. Aby podnieść rentowność warsztatów, Transferstelle obniżył ponadto swoją prowizję pobieraną od wpływów za wykonanie zamówienia (z 5 na 3%).
Szefem „odnowionego” Transferstelle został Max Bischof. Kolejnym urzędem powołanym w celu egzekwowania nowych porządków był urząd komisarza dla żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej, który został objęty 15 maja 1941 r. przez berlińskiego adwokata Heinza Auerswalda406. Odtąd te dwa nazwiska niemieckich urzędników: Auerswalda i Bischofa, będą najczęściej pojawiać się na kartach zachowanych dokumentów.
Pierwszymi żydowskimi beneficjentami tej zmiany byli urzędnicy Wydziału Wytwórczości, który z ramienia RŻ nadzorował warsztaty. Powołali oni w sierpniu 1941 r. spółkę „Wytwórczość Żydowska” („Jüdische Produktion GmbH”), w której udziałowcami stali się kierownicy Wydziału, m.in. Beniamin Gliksman i Salomon Eiger407. Obroty firmy wyniosły do listopada 1941 r. (czyli przez cztery miesiące) prawie 3 mln zł408. Największym zleceniodawcą „Wytwórczości” stało się Firmengemeinschaft (Niemieckie Towarzystwo Firm, złożone z prywatnych przedsiębiorców), które od lata 1941 r. stopniowo przejmowało od Transferstelle pośredniczenie w zleceniach dla wojska i miało pierwszeństwo w eksploatacji warszawskiego getta. Bezwzględny wyzysk robotników w zakładach „Wytwórczości Żydowskiej” przez udziałowców spółki sprawił, że zamiast stać się miejscem ratującym egzystencję, okazały się koloniami niewolników. W ślad za „Wytwórczością Żydowską” powstawały kolejne żydowskie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością: Towarzystwo Przemysłowo-Handlowe