koło trzydziestki albo tuż po, jednak miał w sobie coś, co sprawiało, że wydawał się młodszy. Był zbyt pewny siebie, trochę za bardzo zarozumiały. Wzrostu Turnera, lecz drobniejszej budowy ciała, węższy w ramionach i pasie, choć całkiem silny i muskularny. Brązowa koszula od munduru ciasno opinała klatkę piersiową. Pod krótkimi rękawami prężyły się bicepsy, jakby nosił za mały o rozmiar mundur, żeby podkreślić swoje atuty.
Nie miał na sobie kurtki, co mimo okropnej pogody wcale mu nie przeszkadzało. Rondo kapelusza naciągnął nisko na czoło, stał na lekko rozstawionych nogach z kciukami wetkniętymi za pasek. Przypominał Maggie rewolwerowca z klasycznego westernu.
– W środku jest niezła rzeźnia, co?
Zdecydowanie nie miała ochoty rozmawiać o tym, co tam zobaczyła, ale Steele przeciwnie.
– Szeryf nie chciał, żebyśmy zanieczyścili miejsce zbrodni, ale wystarczająco dobrze się rozejrzałem.
– Widziałem gorsze rzeczy – powiedział Turner zza ich pleców i stanął obok Maggie. – Ale muszę przyznać, że jeśli chodzi o to ciasto, dawno nie spotkałem się z czymś tak przerażającym i szalonym.
– O czym pan mówi? – chciał wiedzieć Steele.
Maggie natychmiast podniosła wzrok na Turnera. Czy chciał, żeby ta informacja wyciekła? Niektóre szczegóły zbrodni zachowuje się w tajemnicy. Pewne rzeczy, o których wie tylko paru śledczych oraz sam zbrodniarz. Formalnie rzecz biorąc, zastępca szeryfa brał udział w śledztwie, jednak Maggie się zastanawiała, czy ten właśnie zastępca powinien to wiedzieć. Najwyraźniej pomimo przechwałek rozejrzał się za mało dokładnie.
– Sukinsyn zostawił coś w pojemniku na jedzenie na wynos – dodał Turner, a potem rzucił Maggie spojrzenie, jakby sprawdzał, czy nie przyprawił jej o mdłości. Chciała mu przypomnieć, że poprzedniego dnia podczas autopsji zdała egzamin, podczas gdy on jęczał i stękał. Turner podjął: – Wygląda to jak szarlotka z lodami z jakimś dodatkiem.
– Zaraz, a co to znaczy „z jakimś dodatkiem”?
Turner przeniósł na niego wzrok i uniósł brwi w oczekiwaniu, aż Steele domyśli się bardziej konkretnej odpowiedzi, jednak Maggie wyczuła, że ma z tym niejakie kłopoty.
– To nie brzmi dobrze – stwierdził wreszcie.
– Nie musi mi pan mówić – odparł Turner. – Zepsuł jeden z moich ulubionych deserów.
– Szeryf jest przekonany, że mamy do czynienia z seryjnym mordercą – oznajmił Steele. – Myślicie, że to możliwe?
Tym razem Turner nawet nie mrugnął, a Maggie była zbyt przemarznięta, żeby kontynuować rozmowę. Obejrzała się przez ramię i z radością zobaczyła, że Cunningham i szeryf właśnie do nich wracają. Steele też to zauważył i niczym za naciśnięciem guzika jego postawa natychmiast się zmieniła.
– Nic tu po nas – stwierdził szeryf Geller i wsadził koszulę za pasek, jakby chciał w ten sposób podkreślić, że właśnie skończyli pracę. – Może postawię wam drinka, zanim ruszycie do domu? Co wy na to?
– Dzięki, szeryfie. Niestety, musimy odmówić – odparł Cunningham. – Moi ludzie tu skończyli, ale wciąż mamy inne rzeczy do roboty.
Maggie spytała szeryfa:
– Znał ich pan? – Gdy spojrzał na nią, jakby nie rozumiał pytania, doprecyzowała: – Mówię o ofiarach. Katie powiedziała, że to jej wujek Lou i ciocia Beth. Znał ich pan?
– Może i mieszkamy w zapadłej dziurze, agentko, ale nie wszyscy się tu znamy.
– Nie sądzę, żeby agentka O’Dell chciała pana urazić, szeryfie – natychmiast zareagował Cunningham. – Naszym zadaniem jest zebranie możliwie jak najwięcej informacji. Musimy mieć na względzie bezpieczeństwo dziewczynki.
– Jasna sprawa, rozumiem. – Szeryf przesunął do tyłu kapelusz, ale nie spuszczał wzroku z Maggie. – Oczywiście mogę zaoferować pomoc, jeśli się o nią martwicie. – Przeniósł wzrok na Cunninghama. – Proszę mi dać znać, do jakiego szpitala ją zawieźli, a ja postawię zastępcę przed drzwiami jej pokoju.
– To byłoby dobre rozwiązanie – odparł Cunningham i ruszył do suva.
Maggie wyczuła napięcie między nimi. Ani Cunningham, ani szeryf Geller nie wyciągnęli ręki do uścisku. Nie powiedzieli też sobie, że będą w kontakcie ani że będą informować się na bieżąco.
Zerknęła na Turnera, by sprawdzić, czy też to zauważył. Ale on już siadał na tylnym siedzeniu, zostawiając jej miejsce obok Cunninghama. Puścił do niej oko i posłał uśmiech, jakby robił jej przysługę.
Jechali długim podjazdem w milczeniu, ale gdy tylko skręcili na główną drogę, Cunningham przerwał ciszę:
– Nie informujcie o niczym Gellera. Jeśli zadzwoni, skierujcie go do mnie. Zrozumiano? – Powiedział to rzeczowym tonem pozbawionym złości czy irytacji.
– Tak, oczywiście – jednocześnie odparli agenci.
Maggie czekała na dalsze wyjaśnienia, ale bez skutku.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Waszyngton, Dystrykt Kolumbii
Obcasy doktor Gwen Patterson stukały na posadzce szpitalnego korytarza. Właśnie wybierała się do Kennedy Center, kiedy zadzwonił Kyle Cunningham. Miała randkę z wykładowcą z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa – wysokim, śniadym i przystojnym, z tytułem doktora nauk przed nazwiskiem. Zaprosił ją na Carmen w Washington National Opera, a później na drinka w Columbia Room. Nie spędziła tak eleganckiego wieczoru chyba… nigdy. A jednak gdy tylko usłyszała głos Kyle’a Cunninghama, poczuła te cholerne motyle w brzuchu. Dłonie miała natychmiast wilgotne od potu, a pod koniec rozmowy złożyła mu obietnicę, która kompletnie zepsuła jej wieczór.
Niech to szlag!
Była zła, że tak na nią działał. Miał żonę, czyli znajdował się poza zasięgiem, ale chemia między nimi była tak namacalna, że mogłaby przysiąc, że inni ją zauważali, niezależnie od tego, jak bardzo starała się zachowywać ostrożność.
Pracowali razem tylko parę razy, a dokładnie mówiąc, trzy. Gwen była psychiatrą i prowadziła renomowaną praktykę w Waszyngtonie. Do jej klientów – nazywała ich klientami, rzadko pacjentami, chyba że wymagali hospitalizacji – należeli senatorowie i kongresmeni, a nawet pięciogwiazdkowy generał, ale specjalizowała się w zachowaniach przestępczych. Czasami się zastanawiała, co, do diabła, myślała, wybierając ten temat, ale ją fascynował.
Napisała książkę, opublikowała dziesiątki artykułów i nagle stała się ekspertem, do którego media uwielbiały zwracać się o komentarz. Rok wcześniej jej gościnny występ w ogólnokrajowym talk-show przyciągnął uwagę zastępcy dyrektora Wydziału Badań Behawioralnych FBI. Chciał ją zatrudnić jako konsultantkę w sprawie pewnego morderstwa. Potem pojawiła się następna sprawa i jeszcze następna. Nie minęło wiele czasu i Gwen zapragnęła, żeby Kyle Cunningham pomyślał o niej nie tylko w związku z jakąś ofiarą morderstwa.
Miała nadzieję, że może to jest ten moment, jednak po odebraniu telefonu usłyszała:
– Gwen, potrzebuję cię.
Tak, właśnie te słowa i napięcie w jego głosie sprawiły, że teraz miękły jej kolana, choć składała to na karb nierównego chodnika i dziesięciocentymetrowych obcasów. Złapał ją na ulicy, nim wsiadła do czekającej taksówki.
Nawet gdy prosił ją o przysługę i chodziło wyłącznie o pracę, ani razu nie brała pod uwagę odmownej odpowiedzi.
Co