>Copyright © by Kamila Malec 2019
Wydawnictwo WasPos
All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania
oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja i korekta
Janusz Muzyczyszyn
Adriana Rak
Zdjęcie na okładce
Irina Kharchenko – pl.123rf.com
Projekt, skład i łamanie
Wydawnictwo WasPos
Wydanie I
ISBN 978-83-66070-64-6
Wydawnictwo WasPos
Warszawa
www.waspos.pl
Mojemu Mężowi.
Bo jesteś Tym, dla którego otworzę wszystkie wrota.
Kamila Malec stworzyła historię, która pokazuje, że dla prawdziwego uczucia jest się w stanie zrobić wszystko. Nawet przekroczyć wszelkie granice. „Na krawędzi” to magiczna opowieść o sile miłości, której nic nie jest w stanie zniszczyć. Wyrusz wraz z Joanną w podróż po palecie ludzkich uczuć i daj się porwać tej fascynującej powieści! Serdecznie polecam.
Autorka odkrywa przed nami fantastyczny świat, jakiego jeszcze nie było. Mroczna i owiana tajemnicą kraina, budzi w czytelniku wszelkie emocje. Sposób w jaki Joanna walczy o swojego ukochanego budzi podziw. Poświęcenie i miłość bohaterki do mężczyzny jest zdecydowanie warta naśladowania i godna uznania.
Weles, Liczyrzepa, Azazel, Ewa… upadłe anioły, demony, duża dawka humoru i fantastyczne przeniesienia między światami. Chociaż jestem znad morza, książka „Na krawędzi. Pocałunek ciemności” zachęciła mnie, aby kolejne wakacje spędzić w Karkonoszach w poszukiwaniu miejsc opisanych przez autorkę.”
Po przeczytaniu tej książki zapragniesz Drogi Czytelniku wyjechać w Karkonosze i przejść szlakiem bohaterów! Wciągająca i poruszająca historia o potędze i sile miłości. Tutaj legendy i wierzenia nabierają realnych kształtów. Wraz z Joanną i Ewą przenosimy się do świata, który dzięki opisom autorki, staje się rzeczywisty. Świat demonów i książąt ciemności, tajemniczy i wbrew pozorom „nie taki straszny jak go malują”. Ewa – typowa kobieta, która żyje tak, jak chce i mówi to, co chce, nie zważając na to jak zostanie odebrana, wszak już nic więcej nie ma do stracenia. Joanna zaś urzekła mnie niewyobrażalną siłą i dążeniem do celu pomimo przeciwności losu. Z niecierpliwością oczekuję dalszego ciągu tej historii!
– Rozdział 1 –
Stoję na skraju lasu pełna obaw ale i determinacji i czekam, aż się pojawią. Słońce chyli się ku zachodowi. Najpierw zmieniło swoją barwę na ostry pomarańcz, a teraz znika za koronami drzew. Widok ten przypomina mi niejedną scenę z romantycznego filmu. W dzień podziwiałam tu piękne, górskie widoki zapierające dech w piersiach. Nie na darmo nazwano to miejsce „Złotym Widokiem”. Przyprawia ono o szybsze bicie serca, gdyż zbocze opada tu gwałtownie ku dolinie Kamiennej, tworząc malowniczy punkt widokowy. Ale nie tym razem. Dziś czuję się, jakbym szła na skazanie. Moje życie zależy od ich decyzji. W ich rękach leży moje szczęście.
Pojawią się, gdy tylko ściemni się do tego stopnia, aby w razie nieprzewidzianych gości mogli szybko schować się za jakimkolwiek drzewem lub głazem, ewentualnie wrócić do swojego świata. Wielka Trójca władców ziemi i naszych nauczycieli. Naszych, czyli wybranych przez los Dobrych Duchów Ziemi. Tak właśnie siebie nazywamy. Zawsze gotowi do pomocy, każdy z innym darem. Nie praktykujemy czarnej magii, nie nazywamy się czarownikami, czarownicami czy wiedźmami, chociaż tak naprawdę po części nimi jesteśmy, gdyż potrafimy stworzyć mikstury do ratowania życia lub poskramiania „tych złych”. A jest ich wielu, i gdyby ludzie o tym wiedzieli, nie wiem czy żyli by beztrosko i spokojnie. Prawda jest zupełnie prosta. My pomagamy, leczymy i wspieramy na duchu. Wszystko inne to pomówienia.
Zaraz powinni tu być. Zaczęłam rozglądać się wokoło, czy przypadkiem czegoś nie przegapiłam. To na pewno to miejsce – miejsce spotkań.
Nagle drzewa po prawej stronie zaczęły szeleścić. Pogoda była bezwietrzna, więc zwiastowało to tylko jedno. Wysłuchali mnie i przybyli. Teraz tylko muszę stanowczo przedstawić im swoje argumenty i po sprawie. Eh, żeby to było takie łatwe jak się wydaje.
– Podejrzewamy po co Nas wezwałaś drogie dziecko – rozpoczął Liczyrzepa bez zbędnych ceregieli.
Tak, Liczyrzepa, czy jak kto woli Karkonosz, król gór, a raczej ich Dobry Duch, pilnujący flory i fauny w granicach swojego królestwa. Jest władcą Karkonoszy, strzeże tu swoich podziemnych skarbów.
Wielu myśli, że to tylko legenda, ludzie uważali go początkowo za złego ducha.
Nic bardziej mylnego.
– Dawno cię nie widzieliśmy kochana, rzadko kiedy ktoś wzywa Nas wszystkich, a poza corocznymi obchodami świąt równonocy nie ukazujemy się bez potrzeby czy wezwania – dodał Świętowit i zaczął mi się bacznie przyglądać.
Za nimi stał Filip ze swoją nieprzeniknioną miną. Czułam, że wie o co mi chodzi. Wystarczyło jedno moje spojrzenie na niego, a jego wzrok przenikał wszystkie myśli. Był najstarszym i najmądrzejszym naszym opiekunem, zajmował się nami i analizował wszystkie możliwe dary jakie posiadaliśmy.
Gdyby ktoś z normalnych, prostych ludzi usłyszał, że spotkałam się z dwoma władcami, którzy dla większości ludzi istnieli tylko w legendach, uznałby mnie za wariatkę, którą należy zamknąć w zakładzie dla obłąkanych i nafaszerować lekami na wyprostowanie mózgu. Ale prawda była taka, że oto właśnie stali przede mną, wraz z największym i najmądrzejszym specem od białej magii.
– Cieszę się, że Was widzę i chcę żebyście pomogli mi pozbyć się moich zdolności – powiedziałam, czym wywołałam ich poruszenie. Zaczęli mnie okrążać i energicznie kręcić głowami.
– To niemożliwe i dobrze o tym wiesz. Z tym trzeba się urodzić, nie da się tego nauczyć. Nie wyrzekniesz się swojego przeznaczenia. – Wzrok Liczyrzepy przeszył mnie na wylot.
– Nic nie rozumiecie! – krzyknęłam. – Dlaczego nikt wcześniej nie powiedział mi o konsekwencjach? Dlaczego nikt nie pytał mnie o to czy chcę być tą pieprzoną czarownicą?!
Trzy pary oczu spojrzały na mnie jeszcze szerzej niż w chwili, gdy oznajmiłam im po co ich wezwałam. Nie lubili krzyków ani ludzi, którzy się im przeciwstawiali, ale na mnie patrzeli przychylniej. Dlaczego, nie wiem. Kiedyś się nad tym zastanawiałam, nigdzie jednak nie znalazłam odpowiedzi na to nurtujące mnie pytanie. Wiem tylko, że potrafię więcej niż inni tacy jak ja. Każdy z nas miał po jednym darze – w większości była to umiejętność mieszania leczniczych mikstur z ziół. Tych nazwano znachorami. Ja natomiast potrafię więcej, o wiele więcej. Odczytuję aurę człowieka i potrafię stwierdzić czy na coś choruje, czy też dolega mu coś innego. Z dużym wyprzedzeniem wyczuwam zarówno niebezpieczeństwo, jak i istoty nadprzyrodzone. O tak, w tym jestem najlepsza z nich wszystkich. Nie potrafiłam czytać w myślach, jednakże instynktownie znajdowałam odpowiedź na nurtujące pytania, gdzieś między jawą a snem. No i te moje prorocze sny! Czasem męczące, jednak w większości przypadków z dobrym przekazem.
– Mówiłaś, że nie nazywasz się czarownicą. – Z rozbawieniem patrzyli na mnie jak na wariatkę. Nie obchodziło mnie to.
– Jak zwał tak zwał, nikt nie powiedział mi, że nie mam prawa się zakochać, bo wtedy ta osoba zginie. Kto wymyślił to popieprzone prawo?!
– My – odpowiedzieli.
No