nawet, że czułam się szczęśliwa. Mieszkanie zalewało światło. Z balkonu widziałam Neapol ciągnący się aż do szarej tafli morza. Uwolniłam córki od prowizorycznego życia w Genui i w Mediolanie. A powietrze, kolory, dialekt na ulicach, wykształceni ludzie, których Nino przyprowadzał do mnie nawet w środku nocy – to wszystko dawało mi poczucie bezpieczeństwa i zadowolenia. Zawoziłam dziewczynki do Florencji, do Pietra i okazywałam radość, kiedy on odwiedzał je w Neapolu. Gościłam go w domu, walcząc z oporami Nina. Ścieliłam mu łóżko w pokoju córek, które ostentacyjnie demonstrowały mu swoje uczucie, jakby chciały go tą miłością zatrzymać. Staraliśmy się, by nasze kontakty były niewymuszone, wypytywałam go o Dorianę, o książkę, która już-już miała się ukazać, ale znowu pojawiły się jakieś detale, które należało dopracować. Kiedy dziewczynki lgnęły do ojca, całkowicie mnie ignorując, pozwalałam sobie na drobne przyjemności. Schodziłam via Arco Mirelli i spacerowałam po via Caracciolo, wzdłuż morza. Albo wspinałam się aż do via Aniello Falcone i docierałam do Villa Floridiana. Tam siadałam na ławce i czytałam.
31
Z perspektywy via Tasso dzielnica prezentowała się jak odległa, ponura kupa kamieni, miejskie odpadki u stóp Wezuwiusza. I wolałam, żeby tak pozostało: byłam teraz całkiem inną osobą i zamierzałam dołożyć starań, żeby na powrót nie pochwyciła mnie w swoje szpony. Ale i w tym przypadku moje postanowienie było niezwykle chwiejne. Bo ustąpiłam zaledwie trzy czy cztery dni po przeprowadzce. Starannie ubrałam dziewczynki, sama też się wystroiłam i powiedziałam: idziemy złożyć wizytę babci Immacolacie, dziadkowi Vittoriowi i wujostwu.
Wyruszyłyśmy wczesnym rankiem, na piazza Amedeo wsiadłyśmy do metra: dziewczynki były zachwycone gwałtownym wiatrem wywołanym przez nadjeżdżający pociąg, który rozwiewał włosy, przyklejał sukienki do ciała, zapierał dech w piersiach. Nie widziałam i nie słyszałam się z matką od pamiętnej awantury we Florencji. Bałam się, że mnie nie przyjmie, i chyba dlatego nie zadzwoniłam i nie uprzedziłam jej o wizycie. Muszę jednak przyznać, że był też inny powód. Niechętnie myślałam: jestem tutaj z takiego a takiego powodu, chcę iść tu i tam, a dzielnica dla mnie to nie tylko rodzice, ale przede wszystkim Lila, dlatego jeśli zamierzam planować wizytę w domu, muszę też odpowiedzieć sobie na pytanie, jak mam się zachować wobec niej. A ja nie miałam jeszcze żadnej gotowej odpowiedzi, wolałam wszystko zostawić przypadkowi. Ale ponieważ mogło się zdarzyć, że wpadniemy na nią, zwróciłam szczególną uwagę na wygląd własny i dziewczynek. Pragnęłam, aby dotarło do niej, że jestem dystyngowaną panią, a moje córki nie cierpią, nie czują się porzucone, mają się świetnie.
To był bardzo burzliwy dzień. Przeszłyśmy przez tunel, minęłyśmy stację benzynową, gdzie pracowała Carmen ze swoim mężem Robertem, i weszłyśmy na podwórko. Z bijącym sercem pokonałyśmy wykruszone schody w starej kamienicy, w której przyszłam na świat. Dede i Elsa były tak podekscytowane, jakby czekała je nie wiadomo jaka przygoda. Ustawiłam je przed sobą i nacisnęłam dzwonek. Rozległo się kuśtykanie mojej matki. Otworzyła drzwi i wytrzeszczyła oczy, jakby zobaczyła trzy zjawy. Ja też mimowolnie zrobiłam zdziwioną minę. Między osobą, którą spodziewałam się ujrzeć, a tą, która przede mną stała, była ogromna różnica. Moja matka bardzo się zmieniła. Przez chwilę wydawało mi się, że patrzę na jej kuzynkę, którą widziałam zaledwie kilka razy i na dodatek tylko w dzieciństwie, a która była do niej podobna, chociaż miała sześć czy siedem lat więcej. Moja matka bardzo schudła, a jej twarz, nos i uszy wydawały się ogromne.
Chciałam ją przytulić, ale się odsunęła. Ojca nie było, Peppego i Gianniego też nie. Niczego się o nich nie dowiedziałam, bo przez dobrą godzinę moja matka nie odezwała się do mnie ani słowem. Natomiast dziewczynki potraktowała niezwykle czule. Obsypała je komplementami, a potem założyła im dwa wielkie fartuchy, żeby się nie pobrudziły, i razem z nimi zabrała się za przygotowywanie cukierków. Czas mijał, a ja czułam się bardzo skrępowana: moja matka zachowywała się tak, jakby mnie nie było. Kiedy powiedziałam dziewczynkom, że zjadły już zbyt dużo cukierków, Dede natychmiast zwróciła się do babci:
– Możemy jeszcze?
– Możecie tyle, ile chcecie – odpowiedziała, nawet na mnie nie spojrzawszy.
Ta sama scena powtórzyła się, kiedy pozwoliła wnuczkom iść na podwórko. We Florencji, w Genui czy w Mediolanie nigdy nie wypuszczałam ich na dwór bez opieki, zaprotestowałam więc:
– Dziewczynki, nie, nie wolno, zostańcie tutaj.
– Babciu, możemy wyjść? – Moje córki zapytały jednogłośnie.
– Powiedziałam już, że możecie.
Zostałyśmy same. Oznajmiłam jej drżącym głosem, jakbym nadal była dzieckiem:
– Przeprowadziłam się. Wynajęłam mieszkanie na via Tasso.
– Świetnie.
– Trzy dni temu.
– Świetnie.
– Wydałam kolejną książkę.
– A co mnie to obchodzi?
Zamilkłam. Ona z niesmaczną miną przecięła cytrynę na pół i wycisnęła sok do szklanki.
– Dlaczego to pijesz? – zapytałam.
– Bo gdy na ciebie patrzę, to mi się żołądek wywraca.
Do soku dolała wody, wsypała odrobinę sody i duszkiem wypiła pieniący się napój.
– Źle się czujesz?
– Wyśmienicie.
– Nieprawda. Byłaś u lekarza?
– Nie będę wywalać pieniędzy na lekarza i na lekarstwa.
– Czy Elisa wie, że nie jest z tobą dobrze?
– Elisa jest w ciąży.
– Dlaczego mi nie powiedzieliście?
Nic nie odrzekła. Z głębokim, zmęczonym westchnieniem wstawiła szklankę do zlewu i otarła usta grzbietem dłoni.
– Ja cię zaprowadzę do lekarza – stwierdziłam. – Co ci jeszcze dokucza?
– Wszystko, co ty u mnie wywołałaś. Przez ciebie pękła mi żyła w brzuchu.
– Co ty wygadujesz?
– Tak, ty mi ją rozerwałaś.
– Mamo, ja cię kocham.
– A ja nie. Przyjechałaś do Neapolu z tymi biedactwami?
– Tak.
– A twój mąż?
– On nie.
– W takim razie nie pokazuj się więcej w moim domu.
– Mamo, dzisiaj nie jest tak jak dawniej. Można być porządną kobietą, nawet jeśli się zostawi męża, nawet jeśli jest się z kimś innym. Dlaczego na mnie się gniewasz, a Elisie, która jest w ciąży i nie ma ślubu, nic nie mówisz?
– Bo ty nie jesteś Elisą. Czy Elisa studiowała jak ty? Czy po Elisie spodziewałam się tego, czego spodziewałam się po tobie?
– Powinnaś być dumna z tego, czego dokonałam. Nazwisko Greco zaczyna coś znaczyć. Zdobyłam też pewną sławę za granicą.
– Nie chwal się, bo jesteś nikim. To, za kogo się uważasz, nic nie znaczy dla zwykłych ludzi. Mnie szanują nie dlatego, że urodziłam ciebie, ale dlatego, że urodziłam Elisę. Ona jest panią, pomimo że nie studiowała, pomimo że nie skończyła nawet gimnazjum. Ty się obroniłaś i gdzie skończyłaś? Żal mi tylko twoich córek, są takie śliczne i tak pięknie mówią.