Zjawią się za dwie minuty – oznajmia, a jego klatka piersiowa szybko unosi się i opada. Zresztą nie tylko jego. Każde serce w tym małym kręgu wali jak szalone, wszystkich swędzi skóra, w żyłach buzuje adrenalina i wszyscy skąpani są w swoistej magii, którą czują dzieci, kiedy im się wydaje, że usłyszeli za oknem Świętego Mikołaja.
Wszyscy to czują. Wszyscy… oprócz mnie.
Mnie ściska w żołądku i gorączkowo się zastanawiam, jak się zachowam na jego widok, czy powinnam udawać, czy też uciec. Gdzieś tam kręcą się także myśli o tym, jak mam postąpić z Taryn – co powiedzieć i w jaki sposób przeprosić za niedopuszczenie jej do swojej tajemnicy – ale najważniejsze jest to… ta chwila.
Przyjaciółka puszcza moją dłoń, podchodzi do TK i wsuwa mu rękę pod ramię. Boli trochę, że tak szybko mnie porzuciła. Ale w sumie na to zasłużyłam.
Dziennikarze spokojnie czekają na to, co się zaraz rozegra na tym podjeździe i obejmie w posiadanie wszystkie kanały o siedemnastej oraz jutrzejsze wydania gazet. Mój tata opiera się o przedni zderzak swojego samochodu, ręce ma skrzyżowane na piersi, a palcami jednej ręki wybija nerwowy rytm na przedramieniu drugiej.
Wszyscy pragną, aby to się już wydarzyło – wszyscy oprócz mnie.
Nie wiem, czego się spodziewałam… że odnajdę Wesa, nasze spojrzenia się spotkają i wrócimy razem do domu, bez pytań, bez robienia z jego powrotu przedstawienia? Tyle że jego powrót nastąpi tylko i wyłącznie tak, jak dzieje się to teraz.
– Już są – mówi TK, odczytując wiadomość na wyświetlaczu.
Wszyscy przechodzą bliżej domu, ja kilka kroków za pozostałymi. Zerkam na tatę. Prostuje się, chowa ręce do kieszeni i stoi wpatrzony w ulicę, wyczekując samochodu państwa Stokes. Podążam za jego spojrzeniem i wstrzymuję oddech. Paru dziennikarzy coś zwietrzyło i zaczęło napierać na taśmę, w kilku miejscach ją przerywając.
Zza rogu wyłania się samochód, a mnie do gardła napływa żółć.
– Proszę się cofnąć! – woła policjant do grupy siedmiorga dziennikarzy. Chwilę później liczba ta ulega podwojeniu, dołączają kolejni i na umowną granicę, jaką policja wyznaczyła przed domem Stokesów, napiera jakieś dwadzieścia osób. Depczą kwiaty, wbijają w trawę statywy i rozlegają się trzaski przesłon. Każdy z dziennikarzy zaczyna nagranie niemal od tego samego.
– Chłopca uznawano za zmarłego.
– Do domu wraca zaginiony nastolatek z Bakersfield.
– Dla rodziców zdarzył się cud.
Ta ścieżka dźwiękowa towarzyszy Bruce’owi, który jedzie powoli w stronę domu i niczego nie pragnie bardziej niż mieć rodzinę znowu w komplecie. I już nigdy nie stracić swojego chłopca. Chłopca, o którym sam mi powiedział, że jest wyjątkowy.
Chłopca, o którym wiem, że jest wyjątkowy.
– Nazywają go bohaterem…
Słowa te wypowiada blondynka stojąca przed kamerą najbliżej mnie, słowa, które przypominają mi to, co usłyszałam niedawno od Shawna.
Będziesz potrzebowała bohatera.
Powtarzam w myślach te słowa, poruszając bezgłośnie ustami, gdy tymczasem auto wjeżdża na podjazd. Wes ma czapkę z daszkiem opuszczonym nisko na czoło i ubrany jest w kurtkę ojca z uniesionym kołnierzem.
Kiedy Bruce gasi silnik, przedstawiciele mediów ruszają naprzód. Policyjna granica okazuje się niewystarczająca. Zostaję pchnięta przez ramię, na którym opiera się kamera, a bracia Wesa krzyczą i rozkładają ręce, próbując osłonić Wesa. To jednak niemożliwe. Te zdjęcia mnie na naszym podjeździe, szkody wyrządzone przez mojego ojca już zawsze będą żyć na stronach internetowych i w wycinkach z gazet zbieranych przez ludzi ekscytujących się tym, że nasze miasteczko zasłynęło jakąś tragedią.
Wszyscy zobaczą Wesa – nastoletniego bohatera, który w końcu wrócił do domu. Będą za nim chodzić przez tygodnie, może nawet miesiące, dopóki nie wydarzy się coś bardziej seksownego, bardziej tragicznego. A nawet wtedy temat co rusz będzie odgrzewany. Pierwsze Boże Narodzenie w domu, ukończenie szkoły średniej, pójście na studia – to wszystko z pewnością pojawi się w wiadomościach.
Kiedy stoję w otoczeniu dziennikarzy – wokół światła i lampy błyskowe – Bruce wysiada z samochodu i otwiera tylne drzwi, próbując zasłonić sobą syna. Staję na palcach i dostrzegam czubek głowy Wesa oraz brązowy kolor kurtki, którą ma na sobie. Idzie w stronę domu, chroniony przez swoją rodzinę oraz Kyle’a i Taryn.
Nie powinien ryzykować, że zostanie zobaczony, ale wiem, czemu to robi. Zwalnia, jego rodzina tak samo, odsuwa rękę od twarzy i przeczesuje wzrokiem zgromadzony przed domem gęsty tłum. Błękitne oczy mrugają, oślepione lampami błyskowymi, i Wes rozchyla usta, niemal tak, jakby chciał coś powiedzieć. Wiem co – chce mnie zawołać. Przemieszczam się w tłumie i opieram rękę na ramieniu stojącego przede mną kamerzysty. Ignorując jego pomruki, staję na palcach, aż w końcu oczy Wesa odnajdują mnie pośród tego szaleństwa. Zalewa mnie nagle fala strachu.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.