w niej zdało mu się nowe. I doskonałe. Poprzysiągł sobie, że już nigdy nie uzna żadnej chwili z nią za rzecz oczywistą.
– Gwendolyn – wyszeptał jej do ucha.
– Thorgrinie – odrzekła szeptem.
Trzymali się w objęciach sam nie wiedział jak długo, po czym powoli rozluźnili uścisk i pocałowali się. Był to namiętny pocałunek i żadne z nich się nie odsunęło.
– Żyjesz – rzekła. – Jesteś tu. Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
Mycoples prychnęła i Gwendolyn podniosła wzrok znad ramienia Thora, a wtedy Mycoples uderzyła raz skrzydłami. Na twarzy Gwen odmalował się lęk.
– Nie lękaj się – rzekł Thor. – Na imię jej Mycoples. To moja przyjaciółka. Zostanie także twoją przyjaciółką. Chodź ze mną.
Thor chwycił dłoń Gwendolyn i poprowadził ją powoli wzdłuż krawędzi dachu. Gdy się zbliżali, wyczuwał jej strach. Nie dziwił się. Był to wszak prawdziwy, żywy smok, a Gwen nigdy nie znajdowała się tak blisko żadnego z tych stworzeń.
Mycoples również wpatrywała się w Gwen swymi ogromnymi, błyszczącymi czerwonymi oczami, prychając cicho, poruszając skrzydłami i wyginając szyję w łuk. Thor miał wrażenie, że wyczuwa w niej zazdrość. I, być może, ciekawość.
– Mycoples, poznaj Gwendolyn.
Mycoples dumnie odwróciła łeb.
Po czym nagle obróciła się z powrotem i zajrzała Gwendolyn prosto w oczy, jak gdyby chciała przewiercić ją spojrzeniem na wskroś. Pochyliła się, tak blisko, że jej pysk niemal dotykał Gwendolyn.
Gwen wciągnęła gwałtownie powietrze z zaskoczeniem i zachwytem – i być może strachem. Wyciągnęła w górę drżącą dłoń i położyła ją delikatnie na długich nozdrzach Mycoples, przesuwając po fioletowych łuskach.
Po kilku pełnych napięcia sekundach Mycoples w końcu zamrugała, opuściła łeb i potarła nim czule o brzuch Gwen. Mycoples pocierała nosem o jej brzuch, jak gdyby miała na jego punkcie obsesję. Thor nie pojmował dlaczego.
Następnie, równie szybko, Mycoples odwróciła łeb i spojrzała w dal.
– Jest piękna – wyszeptała Gwen.
Odwróciła się i spojrzała na Thora.
– Porzuciłam nadzieję, że kiedykolwiek powrócisz – rzekła. – Myślałam, że to nigdy nie nastąpi.
– I ja tak myślałem – rzekł Thor. – Myśl o tobie trzymała mnie przy życiu. Dała mi powód, by przeżyć. By powrócić.
Padli sobie znów w ramiona, trzymając się mocno. Muskały ich lekkie podmuchy wiatru. W końcu odsunęli się od siebie.
Gwendolyn spojrzała w dół i spostrzegłszy Miecz Przeznaczenia u biodra Thora otworzyła szeroko oczy. Wciągnęła gwałtownie powietrze.
– Wróciłeś z Mieczem – rzekła, patrząc na niego niedowierzająco. – Ty jesteś tym, który miał go podnieść.
Thor skinął głową w odpowiedzi.
– Lecz jak… – zaczęła, po czym ucichła. Wyraźnie ją to przytłaczało.
– Sam nie wiem – powiedział Thor. – Po prostu byłem w stanie to zrobić.
Otworzyła szerzej oczy, pełna nadziei, gdy dotarło do niej coś jeszcze.
– Zatem Tarcza znów się podniosła – powiedziała z nadzieją w głosie.
Thor z powagą skinął głową.
– Andronicus jest uwięziony – rzekł. – Oswobodziliśmy już Królewski Dwór i Silesię.
Na twarzy Gwendolyn odmalowały się ulga i radość.
– To ty – powiedziała, pojąwszy. – To ty oswobodziłeś nasze miasta.
Thor skromnie wzruszył ramionami.
– To głównie zasługa Mycoples. I Miecza. Ja tylko im towarzyszyłem.
Gwen rozpromieniła się w uśmiechu.
– A nasi ludzie? Czy są bezpieczni? Czy ktoś przeżył?
Thor skinął głową.
– W większości żyją i mają się dobrze.
Rozpromieniła się w uśmiechu, wyglądając znów na młodszą.
– Kendrick oczekuje cię w Silesii – rzekł Thor. – Podobnie jak Godfrey, Reece, Srog i wielu, wielu innych. Wszyscy oni żyją i mają się dobrze, a miasto jest wolne.
Gwendolyn rzuciła się naprzód i padła Thorowi w objęcia, wtulając się w niego mocno. Czuł, że te wieści przyniosły jej niesamowitą ulgę.
– Myślałam, że wszystko było stracone – rzekła, łkając cicho. – Że zniknęło na zawsze.
Thor pokręcił głową.
– Krąg przetrwał – rzekł. – Andronicus się wycofuje. Powrócimy i pozbędziemy się go na dobre. A później odbudujemy się.
Nagle Gwendolyn odwróciła się do niego plecami i spojrzała w dal, w niebo, ocierając łzę. Owinęła się ciaśniej peleryną, a na jej twarzy dostrzegł lęk.
– Nie wiem, czy mogę powrócić – rzekła z wahaniem. – Coś się zdarzyło. Gdy byłeś daleko.
Thor odwrócił się i stanął przed nią, kładąc jej dłonie na ramionach.
– Wiem, co cię spotkało – rzekł. – Twoja matka mi powiedziała. To nie powód do wstydu – powiedział.
Gwendolyn patrzyła na niego. W jej oczach błysnęło zaskoczenie.
– Wiesz? – spytała, zszokowana.
Thor potwierdził skinieniem głowy.
– To nic nie znaczy – rzekł. – Kocham cię równie mocno, jak zawsze. Nawet bardziej. Nasza miłość – to się liczy. Tego nie da się zniszczyć. Pomszczę cię. Własnymi rękami zabiję Andronicusa. A nasza miłość nigdy nie umrze.
Gwen pospieszyła naprzód i uścisnęła Thora mocno. Jej łzy spływały mu po karku. Czuł, jak wielka była jej ulga.
– Kocham cię – rzekła mu Gwen do ucha.
– Ja ciebie także kocham – odrzekł.
Gdy Thor stał tak, trzymając ją w objęciach, jego serce napełniło się trwogą. Pragnął teraz, w tej chwili, bardziej niż kiedykolwiek zadać jej to pytanie. Poprosić o rękę. Czuł jednak, że wpierw musi wyjawić jej swój sekret, powiedzieć jej, kto jest jego ojcem.
Myśl o tym przepełniła go wstydem i upokorzeniem. Oto stał, poprzysiągłszy przed chwilą, iż uśmierci mężczyznę, którego oboje nienawidzili nade wszystko. Jak mógł w swych kolejnych słowach wyznać, że Andronicus jest jego ojcem?
Thor był przekonany, że gdyby to zrobił, Gwendolyn znienawidziłaby go na zawsze. A nie mógł ryzykować, że ją straci. Nie po wszystkim, co się stało. Darzył ją zbyt wielkim uczuciem.
Miast tego sięgnął więc drżącymi dłońmi za koszulę i wyjął stamtąd naszyjnik, ten który znalazł wśród skarbów smoka, ze sznurem utkanym ze złota i błyszczącym złotym sercem, ciężkim od diamentów i rubinów. Wyciągnął go przed siebie, pod światło słoneczne, a Gwen, ujrzawszy go, wciągnęła gwałtownie powietrze.
Thor podszedł od tyłu i zapiął naszyjnik na jej szyi.
– Drobny dowód mej miłości i przywiązania – rzekł.
Prezentował się na niej pięknie, a złoto połyskiwało, odbijając na wszystkie