Морган Райс

Blask Chwały


Скачать книгу

się dwoje ślepi i trzecie na czubku nosa. Wyciągnął odnóża i odsłonił jeszcze więcej szponów – skrytych pod gardłem – które drgały i uderzały o siebie z trzaskiem.

      Owad stał tak nad nimi, gdy kolejne szpony wysuneły się z jego brzucha – długa, stercząca, chuda ręka – i nagle tak szybko, że nikt nie zdołał zareagować, sięgnął po O’Connora. Chwycił go, zaciskając na nim trzy rozrastające się szpony, które owinęły się wokół jego pasa. Uniósł go wysoko w górę, jak gdyby był piórkiem.

      O’Connor zamachnął się mieczem, lecz zrobił to zdecydowanie za wolno. Stwór potrząsnął nim kilka razy, po czym otworzył nagle paszczę, ukazując rzędy ostrych zębów, odwrócił O’Connora bokiem i zaczął zbliżać do paszczy.

      O’Connor wydał z siebie krzyk, gdy w oczy zajrzało mu widmo nagłej i bolesnej śmierci.

      Thor nie zwlekał. Bez zastanowienia umieścił kamień w swojej procy, obrał cel i cisnął nim w trzecie ślepie stwora, znajdujące się na czubku jego nosa.

      Był to celny strzał. Stwór wrzasnął – a był to okropny dźwięk, głośny na tyle, by przeciąć drzewo wpół. Wypuścił O’Connora, który obróciwszy się kilka razy w powietrzu wylądował na miękkim runie dżungli.

      Wtedy bestia, rozwścieczona, przeniosła wzrok na Thora.

      Thor wiedział, że stawianie oporu i walka z tym stworem byłyby daremne. Najmniej jeden z jego braci by zginął, Krohn pewnie też, i pozbawiłoby ich to cennych resztek sił. Pomyślał, że może weszli na jego terytorium i jeśli szybko stamtąd odejdą, bestia zostawi ich w spokoju.

      – UCIEKAJCIE! – krzyknął.

      Odwrócili się i zaczęli biec. Bestia ruszyła za nimi.

      Thor słyszał, jak szpony stwora przecinają gęste listowie tuż za nimi, świszcząc w powietrzu i omijając jego głowę o kilka stóp. Strzępy liści fruwały w powietrzu i spadały na nich. Legioniści biegli jak jeden mąż i Thor przeczuwał, że jeśli tylko uda im się zyskać przewagę nad stworem, uda im się też znaleźć schronienie. Jeśli nie, będą musieli stanąć do walki.

      Nagle biegnący obok niego Reece przewrócił się, potknąwszy się o gałąź i wpadłszy twarzą w listowie. Thor wiedział, że nie zdąży wstać, zatrzymał się więc przy nim, dobył miecza i zagrodził drogę bestii.

      – BIEGNIJCIE DALEJ! – krzyknął Thor przez ramię do pozostałych, stojąc obok Reece’a, gotów go bronić.

      Stwór rzucił się na niego z rykiem i zamachnął szponem na jego twarz. Thor zrobił unik i jednocześnie zamachnął się mieczem. Bestia wydała z siebie przeraźliwy krzyk, kiedy Thor odciął jeden z jej szponów. Zielony płyn wytrysnął z rany i opryskał Thora, który podniósł wzrok i zobaczył z przerażeniem, że szpon bestii odrasta równie szybko, jak został odcięty. Jak gdyby Thor nigdy jej nie zranił.

      Thor przełknął ślinę. Nie da się zabić tej bestii. A on ją rozwścieczył.

      Bestia zamachnęła się jeszcze inną ręką, sięgającą z jakiegoś innego miejsca na jej ciele i uderzyła Thora mocno w brzuch, wyrzucając go w powietrze tak, że wylądował na kępie drzew. Zbliżyła jeden ze swych szponów ku Thorowi i Thor wiedział, że jest w tarapatach.

      Elden, O’Connor i bliźniacy rzucili się naprzód i gdy stwór zbliżył się z kolejnym szponem do Thora, O’Connor posłał strzałę prosto w jego paszczę. Strzała utkwiła w tyle gardła i bestia wydała z siebie głośny ryk. Elden sięgnął po swój dwuręczny topór i uderzył w plecy stwora, a Conven i Conval rzucili po włóczni, trafiając z obu stron jego gardła. Reece skoczył na nogi i zatopił ostrze miecza w jej brzuchu. Thor podskoczył i zamachnął się mieczem na kolejną rękę bestii, odcinając ją. Krohn dołączył do nich, skoczył na stwora i zanurzył kły w jego gardle.

      Bestia wydawała z siebie krzyk za krzykiem, kiedy zadawali jej więcej ran, niż Thor myślał, że jest możliwe. Thor pomyślał, że to niesamowite, że bestia jeszcze trzyma się na nogach, a jej skrzydła wciąż drgają. Ten stwór nie zamierza umrzeć.

      Patrzyli z przerażeniem, jak – po kolei – bestia chwyta i zaczyna wyciągać włócznie, miecze i topór ze swojego ciała – a wszystkie rany goją się w okamgnieniu.

      Tej bestii nie dało się pokonać.

      Bestia wygięła się w tył i ryknęła tak głośno, że legioniści spojrzeli w górę, w szoku. Dali z siebie wszystko, próbując ją zranić, a nie zadali jej nawet niewielkich ran.

      Bestia szykowała się do kolejnego ataku, wystawiając ostre jak brzytwa zęby i szpony i Thor zdał sobie sprawę z tego, że nic więcej nie mogli już zrobić. Wszyscy zginą.

      – Z DROGI! – rozległ się nagle krzyk.

      Głos dochodził zza Thora i brzmiał młodo. Thor odwrócił się i zobaczył małego chłopca, w wieku może jedenastu lat, który biegł w ich kierunku, trzymając w dłoni coś, co wyglądało na dzban z wodą. Thor uchylił się, a chłopiec wylał wodę na pysk bestii.

      Stwór wygiął się w tył i zaskrzeczał, a z jego pyska zaczęła unosić się para. Bestia wyciągnęła szpony ku twarzy i pocierała nimi po policzkach, ślepiach, głowie. Ryczała cały czas, i to tak głośno, że Thor musiał zakryć uszy dłońmi.

      W końcu odwróciła się i wystrzeliła z powrotem w dżunglę, znikając w listowiu.

      Wszyscy odwrócili się i spojrzeli na chłopca zdumieni, z nowo odkrytą wdzięcznością. Chłopiec ubrany był w łachmany, miał długawe, brązowe włosy i bladozielone oczy o inteligentnym wejrzeniu, cały był pokryty pyłem. Jego bose stopy i brudne ręce wskazywały na to, że tu mieszkał.

      Thor nigdy nie był nikomu tak wdzięczny jak jemu w tej chwili.

      – Orężem nic nie wskóracie przy gatorbestii – powiedział chłopiec, przewracając oczyma. – Mieliście fart, że usłyszałem krzyki i byłem niedaleko. W przeciwnym razie już byście nie żyli. Nie wiecie, że nigdy nie staje się na drodze gatorbestii?

      Thor spojrzał na swoich przyjaciół, oniemiały.

      – Nie stanęliśmy jej na drodze – rzekł Elden. – To ona stanęła nam na drodze.

      – One nigdy nie stają nikomu na drodze – powiedział chłopiec. – Chyba że wkroczycie na ich terytorium.

      – Co powinniśmy byli zrobić? – spytał Reece.

      – Cóż, przede wszystkim nie patrzeć jej w ślepia – odrzekł chłopiec. – A jeśli zaatakuje, położyć się twarzą do ziemi i poczekać, aż odejdzie. I najważniejsze, nigdy, przenigdy nie próbować uciekać.

      Thor postąpił krok naprzód i położył dłoń na ramieniu chłopca.

      – Ocaliłeś nam życie – powiedział. – Jesteśmy twymi dłużnikami.

      Chłopiec wzruszył ramionami.

      – Nie wyglądacie na żołnierzy Imperium – powiedział. – Wyglądacie, jakbyście przybyli z jakiegoś innego miejsca w świecie. Dlaczego więc nie miałbym wam pomóc? Wyglądacie jak ta grupa, która przyszła z łodzi kilka dni temu.

      Thor i pozostali wymienili porozumiewawcze spojrzenia i zwrócili się do chłopca.

      – Wiesz, którędy poszła ta grupa? – spytał Thor.

      Chłopiec wzruszył ramionami.

      – Było ich wielu i nieśli jakąś broń. Wyglądała na ciężką – wszyscy musieli ją podtrzymywać. Tropiłem ich wiele dni. Łatwo było ich wytropić. Poruszali się powoli i byli przy tym niezdarni i nieuważni. Wiem, dokąd poszli, choć nie tropiłem ich daleko za wioską. Mogę was tam zaprowadzić i wskazać właściwy kierunek, jeśli chcecie. Ale nie dziś.

      Wszyscy