Tanya Valko

Arabska żona


Скачать книгу

razem jest szansa, że urwę się trochę wcześniej, bo mój promotor się rozchorował. Niech tam, dopuszczę się dezercji.

      – To znaczy? – Stres kiepsko wpływa na moje szare komórki.

      – Pójdę na uczelnię, pokręcę się trochę, pokażę jak największej liczbie osób i… – zawiesza głos – pobiegnę na pociąg. Wagary.

      – To świetnie.

      – Jakby cię ktoś posłuchał, doszedłby do wniosku, że jesteś milczkiem lub prawie niemową – podsumowuje niezbyt zadowolony.

      – Mówiłam ci, jaką mam sytuację – jeszcze bardziej ściszam głos. – Dość krępującą – szepczę.

      – Postaram się ją rozwiązać – obiecuje.

      Czekam na dworcu i zniecierpliwiona drepczę w miejscu. W końcu w oknie wagonu widzę jego uśmiechniętą twarz. Coraz ciężej jest mi wytrzymać cały długi, beznadziejnie nudny tydzień. Chciałabym go widywać codziennie, ale wiem, że to niemożliwe. Przynajmniej do czasu matury.

      – Cieść, jak się masz? – Na przywitanie delikatnie całuje mnie w czoło.

      – Świetnie, choć dość samotnie.

      – Teraz samotnie?

      – Nie, przez cały tydzień – tłumaczę mu jak rozkapryszona dziewczynka.

      – Ucz się, to nie będziesz miała czasu na rozmyślania. Czas szybciej zleci.

      Biorę go pod ramię i idziemy do centrum. Parę osób ogląda się za nami, ale zauważyłam, że tak to już jest. W małych miasteczkach robią wielkie oczy na każdego obcego, tym bardziej śniadego. Dla nich to sensacja. Boję się, żeby nie wzięli mnie na języki, bo oczywiście jeszcze nic nie powiedziałam mamie. – Zabieram cię na kolację do mojego kolegi, tego u którego zazwyczaj się zatrzymuję. – Ahmed ustala plan działań. – On i jego żona chcieliby cię w końcu poznać. Może się z nią zaprzyjaźnisz… choć nie byłbym tego pewien. Wydaje mi się, że jesteście troszkę różne – mówi tajemniczo.

      – Zobaczymy. – Cieszę się na wieczór poza domem, choć wiem, że będą kłopoty z mamą.

      Kierujemy się w stronę eleganckiego nowego osiedla czteropiętrowych bloków z ochroną i kamerami.

      – Dobrze im się powodzi – stwierdzam, nie mogąc oderwać oczu od świeżych tynków, balkonów pełnych kwiatów i przystrzyżonych trawniczków. „Czemu na moim osiedlu nie może tak być?” – zastanawiam się w duchu.

      – Ali jest dobrym lekarzem. Studiował w Niemczech, a do Polski przyjechał na specjalizację. – Widząc moją zazdrość, Ahmed usiłuje usprawiedliwić kolegę.

      – Że też wybrał akurat Polskę – dziwię się.

      – Poznał Wiolettę, która przyjechała latem do sezonowej pracy. Dalej poszło szybko: love, ślub, dziecko albo w odwrotnej kolejności. Doesn’t matter!

      – śmieje się zadowolony ze swojego dowcipu. – Na koniec doszli do wniosku, że z niedużymi pieniędzmi, które mają, łatwiej im będzie urządzić się tutaj, a nie gdzieś na zgniłym Zachodzie. A wszystko przez to, że ona nie chciała pojechać do niego, głupia… – Z pogardą wygina wargi.

      Wchodzimy do budynku. Czysta, szeroka klatka schodowa. U mnie w bloku każda ściana wymazana jest graffiti i czuć woń moczu pomieszanego ze smrodem wymiocin.

      – Ładnie tutaj – mówię szeptem, jak w kościele. – Mogłabym tu mieszkać.

      – Blok zawsze pozostanie tylko blokiem. Nie ma to jak dom.

      – Marzenie ściętej głowy – śmieję się.

      Drzwi otwiera nam uśmiechnięty łysiejący Arab, ubrany na sportowo, lecz bez butów czy pantofli.

      – Salam alejkum – mówi na przywitanie i wpuszcza nas do środka.

      Ze zdziwieniem patrzę na Ahmeda.

      – To znaczy dzień dobry, a ściślej: pokój z tobą – tłumaczy.

      – Muszę się nauczyć, ładnie brzmi.

      Po chwili przedpokój zapełniają krzyczące dzieci, skaczący pies, a na koniec, jak gwiazda, wkracza Wioletta. Ma chyba około trzydziestki, lecz mocny makijaż dodaje jej lat. Ubrana jest w kuse mini, krótki moherowy sweterek odsłaniający dolną część brzucha oraz czarne burdelówki. Na stopy wsunęła szpilki na metalowym wysokim obcasie. Włosy ma w totalnym nieładzie, nieumiejętnie sklejone pianką lub żelem. Ja, młodsza o co najmniej dziesięć lat, prezentuję się jak jej matka. Popielata prosta wiskozowa sukienka do pół łydki z małym dekoltem pod szyją i długimi rękawami może pasuje do moich blond włosów, skromnie spiętych w mały kok, lecz teraz widzę, że jest zbyt staroświecka i za elegancka na tę okazję.

      – Cześć, cześć piękna. – Kobieta zwraca się do mnie protekcjonalnie i udając, że mnie całuje, cmoka powietrze. – Już nie mogliśmy się doczekać, żeby cię poznać. – Lustruje mnie od stóp do głów. – Ależ ty młoda jesteś, skończyłaś już osiemnaście czy Ahmed zabiera się za nieletnie?

      – Daj spokój – przerywa jej mąż. – Wchodźcie dalej, zapraszamy.

      Przechodzimy do nowocześnie umeblowanego salonu, w którym detale świadczą o pochodzeniu właścicieli. Na jednej ścianie wisi kilimek z jeleniami na rykowisku, zaraz obok w pozłacanej plastikowej ramce reprodukcja Matki Boskiej Częstochowskiej, na segmencie zaś stoi arabska fajka wodna i tabliczki z napisami w dziwnym, pełnym zawijasów piśmie, a obok mnóstwo skórzanych wielbłądów, wypchanych osiołków i glinianych figurek przedstawiających Arabów w ludowych strojach.

      – Proszę. – Ali wskazuje miejsce na kanapie, na które błyskawicznie wskakuje pies. – A poszedł mi stąd! – krzyczy na niego i dorzuca jeszcze jakieś słowa, których nie rozumiem.

      – Nie szkodzi, ja lubię zwierzęta – śmieję się i klepię przymilnego kudłacza.

      – U nas wieprzowiny się nie jada – ni z tego, ni z owego informuje mnie Wioletta. – Mam nadzieję, że obejdziesz się w jeden wieczór bez wiejskiej kiełbasy? – wyczuwam złośliwość w jej głosie.

      – Ja również bardzo rzadko jem takie rzeczy. Są ciężkostrawne i mi nie służą – staram się mówić jak najbardziej elegancko i odpowiednio dobierać słowa.

      – Ty w ogóle chyba mało co jadasz – kontynuuje Wioletta. – Wychudzona jesteś. Cóż, jak ja byłam nastolatką, to też mogłam żyć tylko miłością. – Obraca się na pięcie i wymownie wzdycha.

      Staje w drzwiach do kuchni i pali papierosa, wydmuchując przy tym kłęby dymu. Chyba się jednak nie polubimy.

      – Wioletta, przyhamuj, co cię znowu ugryzło? – Ali zwraca się do niej podniesionym, ale zarazem błagalnym tonem. Na pierwszy rzut oka widać, kto rządzi w tym domu. – Popatrz, jaki zbieg okoliczności – mówi do mnie ciepło gospodarz. – Ahmed przyjechał w odwiedziny do mnie, a poznał taką piękną dziewczynę. Nasz paniczyk znalazł sobie królewnę. Zawsze był wybredny.

      – To gdzie się poznaliście? – Wioletta włącza się do rozmowy.

      – Mówiłem wam, w pubie. – Ahmed po raz pierwszy się odzywa. Po jego minie widzę, że nie jest zadowolony.

      – To jedyny godny uwagi lokal w tej dziurze. Kiedyś mogłam tam przesiadywać godzinami. – Kobieta rozmarza się i wzdycha z tęsknotą. – Ty oczywiście masz czas i możliwości, żeby się bawić – zwraca się do mnie – ale ja jestem już ugotowana – dom, dzieci, i na domiar złego ten cholerny pies.

      – Byłam tam po raz pierwszy w życiu – tłumaczę się jak mała dziewczynka. – Ja nie chodzę po takich miejscach.

      – No