z punktu widzenia systemu. Twardość była elitarną normą kwalifikacyjną SS; mężczyźni niczego nie obawiali się tak bardzo, jak uznania za miękkiego. Twardość uchodziła za cechę kwalifikującą, czy ktoś nadaje się na dowódcę. Natomiast miękkość była zagrożeniem dla kariery. Owa twardość wymagała bycia nieczułym, bezlitosnym i nieludzkim wobec wszystkich przeciwników; oznaczała obojętność na ból jako taki – zarówno własny, jak i innych. Kto był twardy dla siebie samego, zyskiwał prawo do tego, by być twardym także wobec innych i mścić się w ten sposób za ból, jaki musiał wypierać. Höss wyjaśnił w swoich notatkach, że przyznanie się do tego, że jest się zbyt miękkim do służby w SS, niechybnie pociągało za sobą „wykluczenie, a przynajmniej niewyszukane pożegnanie”, natomiast stan osłabienia nerwowego wiązał się z narażeniem na niebezpieczeństwo pozycji i kariery257. Ale jest ważne, żeby podkreślić raz jeszcze: „Nikt nie był zmuszany przez totalitarny reżim do tego, żeby się wyróżniać szczególną twardością albo wykazywać «kwalifikacjami przywódczymi», i nikt nie był zmuszany do tego, by robić karierę i brać władzę w swoje ręce”258; decyzja zawsze była dobrowolna. Dla esesmanów, którzy troszczyli się o funkcjonowanie obozów koncentracyjnych i maszynerii śmierci, miękkość, miłość i troska ograniczały się wyłącznie do emocjonalnej jednostki rodziny259. Żony esesmanów, które troszczyły się o funkcjonowanie rodziny i małżonków, reagowały z taką samą obojętnością na cierpienia i umieranie ofiar. Także one spełniały elitarne normy kwalifikacyjne SS, były twarde, nie odczuwały żadnego współczucia wobec cierpiących. Współczucie było sprawą moralności wewnętrznej; w możliwie jak najmniejszym stopniu powinna ona wpływać na gotowość uczestników do wypełniania swoich zadań w procesie eksterminacji. Współczucie i podobne reakcje w chwili powstawania powinny zostać zwrócone w przeciwną stronę i zamiast kierować się ku innym, zwracać się w stronę siebie samego lub własnej rodziny. Sprawcy, którzy byli przecież „całkiem normalnymi ludźmi” z „normalnymi sumieniami”, zostali tym sposobem, jak wyraża to Hannah Arendt, uwolnieni od swojej poniekąd zwierzęcej litości, tak że już nie musieli mówić: „Cóż za potworne rzeczy zrobiłem tym ludziom!”, lecz: „Cóż za potworne rzeczy musiałem oglądać, wykonując swe obowiązki. Jak ciężkie było brzemię na moich ramionach!”260. W ramach panującego politycznego i moralnego systemu współrzędnych esesmani popełniali zbrodnie ze świadomością, że wypełniają swój obowiązek, czynią coś dobrego i ponoszą ofiarę dla społeczeństwa.
Członkowie SS w obozie koncentracyjnym w Dachau (Archiv KZ-Gedenkstätte Dachau).
Żony esesmanów inwestowały swoje uczucia we własne rodziny. Demonstrowały w ten sposób bardzo wyraźnie, że przypisywane kobietom zazwyczaj „samarytańskość i troska” w żadnym razie nie oznaczają ogólnej gotowości do troski o wszystkich ludzi, że współczucie i troska są bardzo ekskluzywne i w sposób bardzo selektywny odnoszą się tylko do ludzi, którzy zaliczali się do wąskiego kręgu rodziny. Współczucie w żadnym razie nie musi być zawsze wyrazem humanizmu. „Uczucia te są raczej także indywidualnymi i społecznymi strategiami, by wyznaczyć granice, granice między tymi, którzy należą «do nas», i tymi, którzy nie należą. W tym sensie «kobieca troska» wspiera istniejące hierarchie władzy i panujący porządek oraz przekłada antysemicką i rasistowską politykę wykluczania na najbliższe środowisko rodziny i sąsiedztwa”261.
Podczas narady w Monachium 8 listopada 1938 r. Himmler zakomunikował swoim gruppen- i obergruppenführerom przyszły kurs SS w kwestii żydowskiej. Nie przedstawił programu, lecz roztoczył wizję na nadchodzącą dekadę, w której kwestia żydowska odgrywałaby decydującą rolę. „W ciągu następnych dziesięciu lat staniemy w obliczu nadzwyczajnych konfliktów o krytycznym znaczeniu. Nie będzie to po prostu walka między narodami: to jedynie zasłona dymna rozsnuta przez naszych wrogów. Będzie to walka ideologiczna prowadzona przez wszystkich Żydów, masonów, marksistów i Kościoły na całym świecie. Te siły – a zakładam, że Żydzi pełnią tu rolę kierowniczą jako ucieleśnienie wszelkiego zła – zdają sobie sprawę, że jeśli Niemcy i Włochy nie zostaną zniszczone, to one same zostaną zniszczone”262. W październiku 1943 r. odbyła się kolejna konferencja z gruppenführerami SS w Poznaniu. Także tam Himmler wygłosił mowę. Około dwóch godzin ze swojego w sumie trzygodzinnego przemówienia Himmler poświęcił na omówienie „bardzo poważnej kwestii”, o której SS nie powinno nigdy mówić publicznie: mówił o „ewakuacji Żydów, eksterminacji narodu żydowskiego”. Nazwał to „niezapisaną, i niech taką pozostanie, a jednak chlubną kartą naszej historii” i stwierdził: „Mieliśmy moralne prawo, mieliśmy obowiązek wobec naszego narodu zabić ten naród, który chciał zabić nas”263. Już w 1938 r., na dzień przed listopadowym pogromem, Himmler przepowiadał swoim ludziom, że dojdzie do walki przeciwko Żydom. W październiku 1943 r. przepowiednia ta w dużej mierze już się spełniła: na okupowanych i anektowanych obszarach na Wschodzie ponad milion Żydów rozstrzelano, zatłuczono na śmierć i zagrzebano. Byli zamknięci w gettach i obozach, w których umierali z głodu, męczarni i niewolniczej pracy. Ze wszystkich krajów okupowanych przez Niemców byli wywożeni do obozów zagłady i zagazowywani.
Gitta Sereny spytała dawnego komendanta obozu zagłady w Treblince264 Franza Stangla, jak udało mu się znieść wszystkie dziejące się tam okropieństwa, co trzymało go tam przy życiu. Stangl odpowiedział: „Nie wiem. Może moja żona. Moja miłość do niej”265. Franz Stangl, zanim został komendantem obozu w Treblince, był już komendantem obozu zagłady w Sobiborze266. Pani Stangl odwiedzała swojego męża w Sobiborze i przy okazji dowiedziała się – jak sama opowiadała – jaką „pracę” tam wykonywał. Mieszkała w pobliżu obozu zagłady, w odległości około trzech kilometrów, w majątku rybackim, twierdziła jednak, że niczego nie widziała, nie słyszała, ani nawet nie czuła zapachu. W Sobiborze ciała zamordowanych były palone na olbrzymich stosach ułożonych na rusztach z szyn kolejowych, także nocą. „Łunę ognia było widać nie tylko w obozie, lecz także spoza jego terenu, a smród palonego mięsa rozchodził się w powietrzu na dużą odległość”267. Pani Stangl w żadnym miejscu nie odniosła się do tego fetoru – czy go wyczuwała, czy zapytała o niego swojego męża – a Gitta Sereny oczywiście także o to nie pytała. O tym, co według pani Stangl działo się w Sobiborze, opowiada następująca historia: pewnego dnia przyszło z wizytą kilku esesmanów, którzy przynieśli ze sobą sznapsa i wypili go w ogrodzie. Jeden z tych esesmanów opowiedział jej o swojej żonie i dzieciach, a następnie o Sobiborze. Zrelacjonował jej, co działo się z ludźmi, którzy byli przywożeni do Sobiboru. Od niego usłyszała, że wszystkie kobiety, mężczyźni i dzieci natychmiast byli tam mordowani w komorach gazowych. Swój udział w masowych mordach uzasadnił tymi słowami: „Robimy to jednak dla naszego Führera. Poświęcamy się i robimy to wyłącznie dla niego, na jego rozkaz”268.
Dopiero po tych informacjach postanowiła spytać swojego męża o jego udział. Ten wyjaśnił jej, że wprawdzie był w Sobiborze „najwyższy rangą”, jednak nie miał nic wspólnego z mordowaniem. Miał rzekomo tylko nadzorować roboty budowlane i ta praca sprawiała mu radość. Na potwierdzenie swojej wersji pani Stangl opowiedziała