Jeffery Deaver

Ogród bestii


Скачать книгу

są sami, kiedy telefonują, kiedy jedzą.

      – Poza tym, jak już mówiłem, jesteś bystry – włączył się senator. – Potrzebujemy kogoś z głową na karku.

      – Z głową na karku?

      – Byliśmy u ciebie, Paul – rzekł Manielli. – Masz w domu książki. Cholera, bardzo dużo książek. Jesteś nawet członkiem Klubu Książki Miesiąca.

      – To nie są książki dla bystrych czytelników. W każdym razie nie wszystkie.

      – Mimo wszystko to są książki – zauważył Avery. – A założę się, że wielu ludzi z twojej branży niewiele czyta.

      – Jeżeli w ogóle potrafi – dodał Manielli, śmiejąc się z własnego żartu.

      Paul spojrzał na mężczyznę w pogniecionym białym garniturze.

      – Kim pan jest?

      – Nie musisz sobie zaprzątać… – zaczął Gordon.

      – Pytam jego.

      – Posłuchaj, przyjacielu – mruknął senator. – To my rozdajemy tu karty.

      Ale tęgi człowiek powstrzymał go gestem i zwrócił się do Paula.

      – Czytujesz komiksy? Znasz ten z Sierotką Annie, dziewczynką, która ma oczy bez źrenic?

      – Jasne, że znam.

      – Możesz mnie uważać za Tatusia Warbucksa.

      – Co to znaczy?

      Mężczyzna zaśmiał się jednak i powiedział do senatora:

      – Mów dalej. Spodobał mi się.

      Chudy jak szczapa polityk rzekł do Paula:

      – Najważniejsze, że nie zabijasz niewinnych.

      – Jimmy Coughlin słyszał, jak kiedyś powiedziałeś, że zabijasz tylko morderców – dodał Gordon. – Jak to ująłeś? Że tylko „poprawiasz błędy Boga”? O to nam właśnie chodzi.

      – Błędy Boga – powtórzył senator z uśmiechem, lecz uśmiechały się tylko jego usta.

      – A więc kto to ma być?

      Gordon zerknął na senatora, który zignorował pytanie.

      – Masz jeszcze jakichś krewnych w Niemczech?

      – Nikogo bliskiego. Moja rodzina osiedliła się tu już dość dawno temu.

      – Co wiesz o nazistach? – zapytał senator.

      – Krajem rządzi Adolf Hitler. Wygląda na to, że nikt nie jest specjalnie zachwycony z tego powodu. Dwa czy trzy lata temu w Madison Square Garden odbył się wielki wiec przeciw niemu. W mieście były piekielne korki. Spóźniłem się na walkę na Bronksie, straciłem pierwsze trzy rundy. Zalazł mi za skórę… i tyle wiem.

      – A wiedziałeś, Paul – rzekł wolno senator – że Hitler planuje następną wojnę?

      Zaniemówił.

      – Od trzydziestego trzeciego, kiedy Hitler doszedł do władzy, nasze źródła cały czas przekazują nam informacje z Niemiec. W zeszłym roku naszemu człowiekowi z Berlina udało się zdobyć szkic tego listu. Napisała go jedna z ważniejszych figur, generał Beck.

      Komandor podał Paulowi kartkę maszynopisu. Tekst był po niemiecku. Autor listu wzywał do wolnej, ale ciągłej odbudowy potęgi niemieckich sił zbrojnych w celu ochrony i powiększania – jak przetłumaczył Paul – „przestrzeni życiowej”. Za kilka lat kraj będzie zapewne gotów do wojny.

      Odłożył maszynopis, marszcząc brwi.

      – Rzeczywiście zaczęli się zbroić?

      – W zeszłym roku – odparł Gordon – Hitler ogłosił pobór i udało mu się stworzyć armię jeszcze liczniejszą, niż zaleca ten list. Cztery miesiące temu oddziały niemieckie zajęły Nadrenię – zdemilitaryzowaną strefę przy granicy z Francją.

      – Czytałem o tym.

      – Budują okręty podwodne na Helgolandzie i odzyskują kontrolę nad Kanałem Wilhelma, żeby przerzucać okręty z Morza Północnego na Bałtyk. Człowiek zarządzający finansami otrzymał nowy tytuł. Kieruje teraz „gospodarką wojenną”. Słyszałeś o wojnie domowej w Hiszpanii? Hitler wysyła tam wojsko i sprzęt rzekomo po to, żeby wesprzeć Franco. Ale tak naprawdę wykorzystuje wojnę do przeszkolenia swoich żołnierzy.

      – Chcecie… chcecie, żebym zabił Hitlera?

      – Boże, nie – odrzekł senator. – Hitler to tylko fanatyk. Ma źle w głowie. Chce zbroić kraj, ale nie ma pojęcia, jak to zrobić.

      – A ten człowiek, o którym pan mówi, ma pojęcie?

      – Och, jasne, że tak – oświadczył senator. – Nazywa się Reinhard Ernst. Podczas wojny był pułkownikiem, ale przeszedł do cywila. Nosi szumny tytuł: pełnomocnik do spraw stabilności wewnętrznej. Ale to bzdura. W rzeczywistości jest mózgiem remilitaryzacji. We wszystkim macza palce: w finansach, którymi kieruje Schacht, w sprawach wojska Blomberga, marynarki Raedera, lotnictwa Göringa i produkcji zbrojeniowej Kruppa.

      – A traktat wersalski? Wydawało mi się, że Niemcom nie wolno mieć armii.

      – Nie wolno im mieć dużej armii. To samo dotyczy marynarki. I nie mogą mieć żadnych sił powietrznych – rzekł senator. – Nasz człowiek twierdzi jednak, że w całych Niemczech w cudowny sposób pojawiają się żołnierze i marynarze jak wino na weselu w Kanie Galilejskiej.

      – Alianci nie mogą ich powstrzymać? W końcu to my wygraliśmy wojnę.

      – Nikt w Europie nie kiwnie palcem. W marcu Francuzi mogli bez trudu zatrzymać Hitlera w Nadrenii. Ale tego nie zrobili. A Brytyjczycy? Zbesztali go tylko jak psa, który nasikał na dywan.

      – A co my zrobiliśmy, żeby ich powstrzymać? – zapytał po chwili Paul.

      Gordon posłał mu spojrzenie, w którym malowało się coś w rodzaju szacunku. Senator wzruszył ramionami.

      – Wszyscy w Ameryce pragniemy pokoju. Prym wiodą dziś izolacjoniści. Nie chcą się wtrącać do polityki europejskiej. Ludzie chcą pracy, a matki nie mają ochoty tracić synów na polach Flandrii.

      – A prezydent chce ponownie wygrać wybory w listopadzie – dodał Paul, czując na sobie badawczy wzrok Roosevelta, który spoglądał znad zdobionego gzymsu kominka.

      Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Gordon parsknął śmiechem. Senator milczał.

      Paul zgasił papierosa.

      – Dobra. Teraz to ma ręce i nogi. Jeżeli mnie złapią, nic nie naprowadzi ich na wasz trop. Ani jego trop. – Ruchem głowy wskazał portret prezydenta. – Do diabła, jestem tylko stukniętym cywilem, nie żołnierzem jak ci chłopcy. – Spojrzał na młodych oficerów. Avery uśmiechnął się; Manielli także, ale był to zupełnie inny uśmiech.

      – Zgadza się, Paul – powiedział senator. – Masz absolutną rację.

      – I znam niemiecki.

      – Podobno doskonale.

      Dziadek Paula był dumny z ojczyzny swoich przodków, podobnie jak ojciec Paula, który nalegał, by dzieci uczyły się niemieckiego i używały go w domu. Podczas kłótni dochodziło czasem do absurdalnych sytuacji, ponieważ matka krzyczała po irlandzku, a ojciec po niemiecku. Kiedy Paul chodził do szkoły średniej, latem pracował w drukarni dziadka, gdzie składał czcionki i robił korekty niemieckich tekstów.

      – Jak to miałoby się odbyć? Nie mówię „tak”, pytam z ciekawości. Jak?

      –