dwieście złotych.
– Ile jestem dłużna panu doktorowi?
Orłowski powstrzymał ją ruchem ręki.
– Nie, nie. Proszę niech pani zostawi. Na to będzie jeszcze czas.
– Ależ dlaczego…?
– Dlatego, że pani będzie miała różne wydatki. Trzeba kupić lekarstwa. Może trzeba będzie pomyśleć o jakimś wyjeździe. Jak wszystko pójdzie dobrze, to zaprosi mnie pani na dużą kawę z szarlotką. Przepadam za szarlotkami z kremem.
Schodząc ze schodów, Hanka doznawała dziwnego uczucia. Była najwyraźniej pod urokiem doktora Orłowskiego. I nie tylko jako lekarz zrobił na niej wrażenie. Nigdy jeszcze dotychczas żaden mężczyzna tak jej się nie podobał.
Iga czekała w „Niespodziance”. Była drobna i przeraźliwie chuda. Paliła papierosy bez munsztuków, a główne jej pożywienie stanowiła czarna kawa i kostki cukru. Pasjami lubiła dawać dobre rady, organizować życie swym bliźnim. Koło swoich spraw natomiast zupełnie nie umiała chodzić i co pewien czas popadała w jakieś straszliwe tarapaty, z których wyciągali ją przyjaciele z niemałym nakładem sił i pieniędzy. Za każdym razem Igusia solennie obiecywała, że na przyszłość będzie ostrożna i że się nie da nabrać, ale po pewnym czasie znowu zwyciężał niepoprawny jej optymizm i wiara w ludzi. Zapominała o niedawnej porażce życiowej i ruszała ku nowym kłopotom. Na widok Hanki poderwała się ze swego miejsca tak energicznie, że wylała kawę i zrzuciła ze stolika talerzyk z ciastkiem.
– Bój się Boga dziewczyno! Co się z tobą dzieje? Myślałam już, że postanowiłaś zanocować u tego eskulapa.
– Może nie miałabym nic przeciwko temu – uśmiechnęła się Hanka. Iga była wyraźnie zaskoczona. Powiedziała:
– No, no – i uważnie przyjrzała się przyjaciółce. – Taki interesujący?
– Niezwykle. Wspaniały mężczyzna. Co za kultura, co za wdzięk, jaka swoboda w sposobie bycia. No, powiadam ci, jestem oczarowana.
– Ile wziął?
– Nie chciał wziąć ani grosza.
Iga gwizdnęła cicho.
– No to rozumiem dlaczego jesteś nim tak zachwycona.
– Nie wygłupiaj się. Ja mówię zupełnie poważnie. To uroczy facet.
– Co ci powiedział?
– Poradził mi, żebym wyjechała na urlop.
– No widzisz. Przecież to samo ja ci mówię. Jesteś przemęczona. Potrzebny ci jest wypoczynek i to wszystko. A ty sobie wbijasz do głowy, że masz fioła. Bzdury.
– A jednak Zelman…
– Idiota, ten cały Zelman. To naukowiec. Tacy najgorsi. Wiecznie tylko teoretyzują. I żeby móc się popisać tymi swoimi teoretycznymi koncepcjami, w najzdrowszym człowieku dopatrują się jakichś skomplikowanych i niebezpiecznych chorób. Mówię ci, że nieraz lepiej mieć do czynienia z doświadczonym felczerem aniżeli z przemądrzałym profesorem, który chce na siłę używać tych swoich mądrości, trzeba czy nie trzeba.
Hanka dotknęła ręki przyjaciółki.
– Proszę cię, Igusiu, nie mówmy o chorobach. Mam już dosyć tego tematu.
– Wierzę ci. Więc powiadasz, że ten Orłowski to taki fajny facet.
– Fantastyczny.
– A mnie się zdawało, że to jakiś stary dziadyga.
– No cóż… młodzieniec to oczywiście nie jest. Myślę, że będzie miał pięćdziesiąt kilka lat, ale bardzo jeszcze interesujący. Ten jego spokojny i opanowany sposób bycia. Ta łatwość w prowadzeniu rozmowy. Ten jakiś trudny do sprecyzowania osobisty wdzięk. Poza tym jest wybitnie inteligentny. Rozmowa z nim to prawdziwa przyjemność.
– Wszystkiego mogłabym się spodziewać – uśmiechnęła się Iga – tylko nie tego, że cię lekarz oczaruje. Tak go wychwalasz, że będę chyba musiała wymyślić sobie jakiegoś nieszkodliwego szmergla i pójść do niego w charakterze pacjentki.
– Jestem pewna, że by ci się spodobał.
Iga spojrzała na zegarek.
– No… moja droga, ja tak tu sobie z tobą gadu, gadu, a tam Tomek na pewno dostaje szału. Miałam być u niego półtorej godziny temu. Myślę, że już najwyższy czas, żebym go pocieszyła, bo wreszcie on gotów się pocieszyć jakimś kociakiem.
– Przypuszczasz, że Tomek cię zdradza?
Wzruszyła ramionami.
– Bo ja wiem. Nie zastanawiałam się nad tym. Nie lubię tracić czasu na nieproduktywne rozważania. Powiedz mi, co z twoim Karolem.
– Bez zmian.
– Ciągle jest w tobie tak beznadziejnie zakochany?
– Przynajmniej tak twierdzi.
– Masz zamiar wyjść za niego?
– Nie wiem. Nic nie wiem.
– Mówiłaś mi kiedyś, że ci się podoba.
– No tak… właściwie tak, ale… Bo ja wiem.
Iga zapłaciła za kawę i energicznym ruchem wciągnęła rękawiczki.
– Wydaje mi się, moja kochana, że sama nie wiesz czego chcesz. Masz takiego chłopaka na medal i jeszcze grymasisz. No co mu można zarzucić? Przystojny, dobrze wychowany, delikatny, pochodzi z dobrej rodziny, a najważniejsze, że dba o ciebie, troszczy się. Dzisiejsi mężczyźni zupełnie nie mają tych opiekuńczych instynktów, chcą, żeby się nimi zajmować, dbać o ich zdrowie i ich wygodę. Mówię ci, że taki chłopak jak Karol to prawdziwy skarb. Uważaj, żebyś go do siebie nie zraziła. No, chodźmy, bo naprawdę Tomek mi się urwie.
Padał deszcz. Mokry asfalt błyszczał w świetle latarni.
– Jedziesz do domu?