pani, która zginęła podczas włamania. Pełen kalendarz zadań na kolejny dzień i spotkania umówione aż do końca tygodnia u pani menadżer, która padła ofiarą zazdrosnego męża. Włączony telewizor u mężczyzny, który wyszedł na chwilę na podwórko, by pogawędzić ze znajomymi. Rozmowa rozwinęła się w taki sposób, że w ruch poszły noże. A przecież chciałoby się, żeby człowiek w takiej chwili coś przeczuwał, żeby nie był aż tak zaskoczony, żeby nie zostawił tak wielu spraw rozgrzebanych, porzuconych, nieskończonych. Nawet jeśli byłoby to otwarte piwo na stole. Fascynowało ją to. Ta ostateczność, bezwzględność wynikająca z faktu, że nic się nie dało już naprawić.
Ale z Zuzanną tak nie było. Ona coś wiedziała, czegoś się bała. To nie był planowany wyjazd. Pakowała się w pośpiechu. Sucha miała pewność, że kiedy otworzą walizkę, znajdą tam rzeczy rzucone bez ładu i składu, pomięte, brudne pomieszane z czystymi. Dziewczyna uciekała. Próbowała ratować życie.
Sucha wyjrzała z pokoju. Dwie dziewczyny płakały w kuchni. Mortka właśnie znikał w innym pomieszczeniu, prowadzony za rękę przez najładniejszą z lokatorek. Policjantka zaczęła się zastanawiać, czy policjant zaliczy. W sumie, gdyby dobrze to rozegrał… Teraz idą za rączkę, potem chwycą się za kolanko, udo, brzuch, pierś. I już tarzają się po pościeli.
Ta wizja tak ją rozbawiła, że prawie roześmiała się w głos. Na powrót schowała się w pokoju Zuzanny. Wnikliwie go zlustrowała, szukając śladów, które Mortka mógł pominąć. Jej uwagę zwróciła figurka pandy Po z filmu Kung Fu Panda. Lubiła tę bajkę. Szczególnie w oryginalnej wersji językowej, gdzie głos pod miśka podkładał Jack Black, a pod inne zwierzaki Dustin Hoffman, Angelina Jolie czy Ian McShane. Polska obsada, nawet mimo starań Peszka, nie mogła się z nimi równać. Film miał typowo hollywoodzkie przesłanie na temat tego, że zawsze trzeba być wiernym sobie i dążyć do realizacji własnych marzeń. Widok pojedynkujących się przy użyciu wschodnich sztuk walki zwierzątek był tak pocieszny, że Sucha widziała film już trzy razy. Sama figurka miała kilka centymetrów długości i zrobiona była z gumy. Po trzymał złożone ręce, jakby przygotowywał się do medytacji, ale szelmowski wyraz twarzy raczej sugerował, że szykuje się do spałaszowania kolejnej miski klusek.
Podniosła figurkę i schowała do kieszeni. Wyszła szybko na korytarz. Akurat w tej samej chwili, kiedy Mortka oswobadzał się z uścisku dziewczyny, która wciąż trzymała go za rękę.
– Damy wam chwilę – mówił – ale przygotujcie się na to, że będziecie musiały nam odpowiedzieć na parę pytań na temat Zuzanny, jej przyjaciół, a także tego, co robiłyście wczoraj w nocy. Moja koleżanka, aspirantka Suchocka, wszystko wam wyjaśni i wszystkiego przypilnuje.
– Tak jest – odezwała się Sucha, niepewna, czy komisarz zdawał sobie sprawę z jej obecności. Ale chyba tak, bo zareagował na jej słowa bez żadnego zdziwienia. Odwrócił się do niej i wskazał na pokój Zuzanny.
– I niech technicy dokładnie wszystko sfotografują – przypomniał jej.
– Wiem – odpowiedziała. – A ty czym się zajmiesz?
Mortka westchnął i podrapał się po głowie.
– Całą resztą, aspirantko.
Celtycki z trudem próbował znaleźć złoty środek między pewnym siebie chodem, którego wymagały od niego sytuacja i świadomość tego, że jest obserwowany przez wszystkich sąsiadów, a przemożną chęcią puszczenia się biegiem przed siebie, co z kolei wynikało z palącego niepokoju skręcającego mu wnętrzności. Cały się pocił, a lepka maź zbierała się w licznych fałdach jego ciała, których dorobił się w ciągu ostatnich lat. Kiedy wreszcie wrócił do własnego mieszkania, zamarzył mu się ciepły prysznic. Nie miał na niego żadnych szans.
– Co teraz będzie? – zaatakowała go Magda.
– A co ma być? – sapnął. – Nic nie będzie.
Ciężko mu się oddychało. Zmęczył i zdenerwował go ten poranek. Pomyślał, że powinien zacząć ćwiczyć. Chociażby grać w tenisa, jak ten grubas Kalisz. Służył mu, bo teraz tłuścioch biegał po boisku na meczu Gwiazdy TVN kontra Politycy. To zresztą było zabawne, że komuchy uprawiały zazwyczaj takie elitarne sporty. Celtycki dowiedział się, że jedna z szych z SLD zabroniła synowi grać w piłkę, bo to plebejska rozrywka. W zamian zaproponowała golfa albo polo. Chociaż to było jeszcze przed Dochnalem. Teraz pewnie by się tego polo bali.
– Gdzie jest ten policjant?
– U dziewczyn – odpowiedział zmęczonym tonem.
– Zostawiłeś go tam?! Samego?!
– Ania tam jest. Ona sobie poradzi.
Przez jej twarz przemknęła ciemna smuga.
– Nie powinieneś stamtąd wychodzić.
– A co według ciebie miałem tam robić? Siedzieć i podsłuchiwać, o czym rozmawiają? Wiesz, jak by to wyglądało? Jakbym się czegoś bał. Jakbym miał coś na sumieniu. A to byłby błąd. Nie mogę im dać pretekstu, żeby zaczęli tutaj grzebać.
– I tak zaczną! Zuza nie żyje!
Minął ją bez słowa i przeszedł do kuchni. Z szafki wyciągnął szklankę. Nalał wody prosto z kranu i wypił duszkiem. Magda weszła za nim. Oparła się o framugę drzwi. Wyglądała, jak zawsze zresztą, na zmęczoną i zrezygnowaną. Nie rozumiał, co się z nią stało. Kiedy się z nią ożenił, była hipnotyzującą, energiczną pięknością. Łączył ich nie tylko seks, dziki, wyczerpujący, nie tylko fascynacja fizycznością. Nie, to było wspaniałe, ale Celtycki był realistą. Wiedział, że dla kobiet czas biegnie w szybszym tempie niż dla mężczyzn (chociaż kobiety robiły wszystko, żeby temu zaprzeczyć). Ciała stają się mniej jędrne, na udach pojawia się cellulit, na głowie siwe włosy, a pod oczami cieniutkie zmarszczki, które z biegiem lat zmieniają się w prawdziwe wąwozy. Wiedział, że każda namiętność, nawet największa, w pewnym momencie przygasa. Godził się z tym z dużą pogodą ducha, bo w jego związku z Magdą najważniejsze było coś innego – wspólnota ambicji. Myślał, że będzie trwać wiecznie. Że rzucą się razem na życie, na Warszawę, na Polskę, wciąż złaknieni kolejnych splendorów, zaszczytów i przede wszystkim – wpływów i władzy. Jakże się pomylił. Stała teraz przed nim kobieta ciągle piękna i ciągle seksualnie aktywna, której horyzonty nie wykraczały jednak poza cztery ściany mieszkania.
– Gdzie dzieciaki? – zapytał.
– W swoich pokojach.
– Powiedziałaś im?
– Zosia i Franek chyba sami się domyślili.
– A Sylwia? – dopytał o najmłodszą córkę.
– Nie wiem.
– I dobrze – uznał. Pewnie uda mu się uniknąć trudnej rozmowy ze starszą dwójką. Sylwia była na tyle mała, że może wystarczyłoby jej powiedzieć, że Zuza wyjechała.
Nalał sobie kolejną szklankę wody. Magda wciąż stała przy framudze, przestępując z nogi na nogę.
– Powinniśmy sobie przygotować jakieś wersje.
– Chryste – jęknął – jakie wersje?
– Zeznań! W razie gdyby zaczęli drążyć i się do czegoś dokopali.
– A dlaczego mieliby się dokopać?
– Bo to policja!
– Polska policja, do kurwy nędzy!
– Prosiłam, żebyś nie przeklinał.
Poczerwieniał