Cixin Liu

Wspomnienie o przeszłości Ziemi


Скачать книгу

w jej komputerze kilka zaszyfrowanych wiadomości. Bardzo ją to zaintrygowało.

      Jak wiele starszych osób, matka Yang nie była zbyt obeznana z siecią i własnym komputerem, więc zamiast zniszczyć odszyfrowane wiadomości, tylko je usunęła. Nie zdawała sobie sprawy, że nawet gdyby przeformatowała dysk twardy, do tych danych można by było łatwo dotrzeć.

      Pierwszy raz w życiu Yang Dong zachowała coś w sekrecie przed matką i odzyskała informacje zawarte w usuniętych dokumentach. Przeczytanie ich zajęło jej kilka dni, ale dowiedziała się wiele o świecie Trisolarian oraz tajemnicy znanej tylko im i jej matce.

      Yang Dong była oszołomiona. Matka, na której przez większość życia całkowicie polegała, okazała się kimś, kogo zupełnie nie znała, osobą, w której istnienie nie mogłaby uwierzyć. Nie śmiała stanąć z nią twarzą w twarz i zapytać o to, bo w chwili, w której by to zrobiła, obraz matki w jej umyśle uległby nieodwracalnemu przeobrażeniu. Lepiej było udawać, że matka nadal jest osobą, którą znała, i żyć jak dotąd. Oczywiście takie życie byłoby dla Yang Dong tylko połowiczne.

      Ale czy naprawdę byłoby tak źle żyć tylko połowicznie? O ile się orientowała, takie życie wiodło dużo osób z jej otoczenia. Dopóki ktoś potrafił zapominać i umiał się przystosować, mógł być z niego zadowolony, a nawet szczęśliwy.

      Ale koniec fizyki zabrał już jej pół życia, a sekret matki drugą połowę, więc w sumie straciła całe życie. Co jej pozostało?

      Yang Dong oparła się o barierkę i spojrzała w przepaść pod sobą, która ją przerażała, a jednocześnie pociągała. Poczuła, że barierka drży pod naciskiem jej ciała, i cofnęła się jak rażona prądem. Bała się zostać tam dłużej. Wróciła do środka.

      Znajdowały się tam terminale superkomputera wykorzystywanego do analizowania danych wytwarzanych przez zderzacz. Przed kilkoma dniami wszystkie zamknięto, ale teraz kilka znowu się jarzyło. Przyniosło jej to odrobinę pociechy, ale wiedziała, że nie będzie już miała do czynienia z akceleratorem cząstek, bo superkomputer pracował teraz na potrzeby innych projektów.

      W pokoju była tylko jedna osoba, młody mężczyzna, który wstał, gdy weszła Yang Dong. Miał ekstrawaganckie okulary w grubych jasnozielonych oprawkach. Yang powiedziała, że przyszła tylko po to, by zabrać parę rzeczy osobistych, ale kiedy Zielone Okulary usłyszał jej nazwisko, zaczął jej z zapałem wyjaśniać, na czym polega program, nad którym pracuje.

      Był to matematyczny model Ziemi. W odróżnieniu od wcześniejszych podobnych projektów, w tym modelu połączono czynniki biologiczne, geologiczne, astronomiczne, atmosferyczne, oceanograficzne, a także będące obiektem badań innych nauk w celu stworzenia symulacji ewolucji powierzchni Ziemi w przeszłości i w przyszłości.

      Zielone Okulary skierował jej uwagę na kilka dużych ekranów. Nie pokazywały się na nich przewijające się kolumny cyfr ani wykresy krzywych, lecz jasne, barwne obrazy, na których kontynenty i oceany wyglądały jak z lotu ptaka. Zielone Okulary powiększył myszką kilka z nich, robiąc zbliżenia rzek i zagajników.

      Yang Dong poczuła oddech natury przenikający do tego miejsca, zdominowanego kiedyś przez abstrakcyjne liczby i teorie. Miała wrażenie, jakby uwolniono ją z zamknięcia.

      Wysłuchawszy wyjaśnień Zielonych Okularów, Yang Dong zabrała swoje rzeczy, uprzejmie się z nim pożegnała i odwróciła się do wyjścia. Czuła na plecach jego wzrok, ale przywykła do takiego zachowania mężczyzn, więc nie tylko jej to nie rozdrażniło, ale wręcz poprawiło jej humor jak promyk słońca zimą. Naszło ją nagle pragnienie, by z kimś porozmawiać.

      Odwróciła się do Zielonych Okularów.

      – Wierzy pan w Boga?

      Ją samą zaskoczyło to pytanie, ale ze względu na model Ziemi, który pokazywały terminale, nie było ono całkowicie nie na miejscu.

      Zielone Okulary gapił się na nią z otwartymi ustami. Po chwili otrząsnął się z oszołomienia i zapytał ostrożnie:

      – Jakiego „Boga” ma pani na myśli?

      – Po prostu Boga.

      Powróciło obezwładniające uczucie wyczerpania. Nie miała siły ani cierpliwości, by dokładniej mu to wytłumaczyć.

      – Nie.

      Yang wskazała wielkie ekrany.

      – Ale fizyczne parametry rządzące istnieniem życia są bezlitosne. Weźmy na przykład wodę w stanie ciekłym – może istnieć tylko w wąskim zakresie temperatur. W skali całego Wszechświata staje się to jeszcze bardziej oczywiste. Gdyby parametry Wielkiego Wybuchu były choćby o jedną biliardową inne, nie mielibyśmy żadnych ciężkich pierwiastków, a zatem nie powstałoby życie. Czy nie jest to dowód na istnienie inteligentnego planu?

      Zielone Okulary potrząsnął głową.

      – Nie wiem wystarczająco dużo o Wielkim Wybuchu, żeby się odnieść do pani słów, ale jeśli chodzi o środowisko naturalne na Ziemi, jest pani w błędzie. Wprawdzie Ziemia zrodziła życie, ale ono też ją zmieniło. Środowisko, które mamy teraz, jest wynikiem interakcji między nimi. – Chwycił myszkę i zaczął klikać. – Zróbmy symulację.

      Wyświetlił na jednym z dużych ekranów panel konfiguracji, okno gęste od ciągów liczb. Odznaczył miejsca w polu wyboru i wszystkie ciągi liczb poszarzały.

      – Usuńmy możliwość „życia” i zobaczmy, jak rozwijałaby się Ziemia bez niego. Zostawię obraz gruboziarnisty, żeby nie tracić czasu na obróbkę.

      Yang Dong zerknęła na inny terminal i zobaczyła, że superkomputer pracuje pełną mocą. Taka maszyna zużywała tyle energii co małe miasto, ale Yang nie powiedziała mu, by przerwał.

      Na ekranie pojawiła się świeżo ukształtowana planeta. Jej powierzchnia była rozżarzona do czerwoności, jak kawałek węgla wyciągnięty z pieca. Następowały w szybkim tempie kolejne ery geologiczne i planeta stopniowo stygła. Zmieniały się kolory i wzory na jej powierzchni, tworząc hipnotyzujący widok. Po kilku minutach planeta przybrała pomarańczową barwę, co oznaczało koniec symulacji.

      – Obliczenia zostały przeprowadzone na najbardziej podstawowym poziomie. Bardziej precyzyjne zajęłyby ponad miesiąc.

      Zielone Okulary poruszył myszką i powiększył obraz. Przez ekran przesunęła się rozległa pustynia, grupa dziwnie ukształtowanych, wysokich górskich szczytów, okrągłe zagłębienie, które wyglądało jak krater.

      – Na co patrzymy? – zapytała Yang Dong.

      – Na Ziemię. Bez życia tak wyglądałaby teraz jej powierzchnia.

      – A gdzie są oceany?

      – Nie ma oceanów. Ani rzek. Cała powierzchnia jest sucha.

      – Twierdzi pan, że gdyby na Ziemi nie było życia, nie byłoby też wody w stanie ciekłym?

      – Rzeczywistość byłaby prawdopodobnie jeszcze bardziej szokująca. Proszę pamiętać, że to tylko symulacja. Ale i tak może pani przynajmniej zobaczyć, jak wielki wpływ wywarło życie na obecny stan Ziemi.

      – Ale…

      – Myśli pani, że życie jest tylko wątłą, cienką skorupką pokrywającą powierzchnię tej planety?

      – A nie jest tak?

      – Tylko wtedy, jeśli zignoruje pani siłę czasu. Gdyby kolonia mrówek przesuwała bez końca grudki ziemi wielkości ziarnka ryżu, przeniosłaby za miliard lat Tai Shan. Jeśli da się życiu dość czasu, okaże się trwalsze niż metal i kamień, potężniejsze od tajfunów i wulkanów.

      – Ale przecież góry powstają