przyszedł tamten dzień
Gdy na kraj nasz opadł cień?
Umarł Enver, noc nadchodzi
Ziemia znów go nie porodzi
Umarł Enver? Ależ skąd!
Ta wiadomość to jest błąd
Ta wiadomość to toksyna
Los odebrał matce syna
W kwietniu dnia jedenastego
Śmierć zabrała nam Wiecznego
Taki płynął potok łez
Że przez wiosnę nie spadł deszcz
Kiedy rozmawiam z Nexhipem Mangą, jego oczy szklą się raz po raz.
Kiedy pytam o zbrodnie Hoxhy, marszczy brwi z niedowierzaniem, jakbym tym pytaniem sprawiała mu przykrość.
Mimo to pod koniec rozmowy prowadzi mnie do swojej biblioteki liczącej kilka tysięcy tomów. Z najwyższej półki spogląda na nas dobrotliwie Enver w złotej ramie, o ustach jak pączek róży, i uśmiecha się łagodnie. Jeden z sześciu znakomitych Enverów królujących pośmiertnie w tym domu.
Dzieci dyktatora
O Enverze, drogi wujku,
Twoje dłonie pełne cukru.
W jednej cukier, w drugiej hurma,
Rada partia, że cię ma!
Ile razy słyszałam ten wierszyk, odkąd przyjechałam do Albanii?
Mój trzydziestoletni chłopak recytuje go ze śmiechem, ale jego sześćdziesięcioletnia matka kręci głową.
– Uwierz mi, nie było Albańczyka, który nie miałby tych wersów wyrytych w głowie jak w kamieniu.
Jej dziewięćdziesięcioletnia teściowa, żona partyzanta i córka kułaka, która często zapomina, jak mam na imię i skąd się tu wzięłam, recytuje wierszyk bezbłędnie i wzdycha.
Drogi wujek wszystkich Albańczyków wiedział, co dobre dla każdej owieczki w jego stadzie. Jeśli miałeś największe możliwe szczęście i dostałeś zgodę na rozpoczęcie studiów, musiałeś wypełnić formularz. Pozycja pierwsza: kierunek, którego życzy sobie partia. Pozycja druga i trzecia: kierunki, które sam chciałbyś studiować. W wyjątkowych sytuacjach, jeśli byłeś urodzony w czepku dobrej biografii, partia zgadzała się spełnić twoje marzenie, ale zazwyczaj wybierała ci kierunek zgodny z tym, czego potrzebował kraj.
Jak wielki był to zamach na ludzką wolność, zdaję sobie sprawę dopiero, gdy słucham znajomych opowiadających mi o rodzicach: „Mama jest prawnikiem, ale zawsze chciała pracować w laboratorium”. „Tata jest nauczycielem, chociaż marzył o geologii”. Za ludźmi niczym cień snuje się ich niezrealizowane marzenie. Ta, która chciała leczyć, została architektką, chociaż nie umiała rysować. Ten, który wymarzył sobie piłkę nożną, został oddelegowany na filologię. Dla własnego dobra marzyć należało pragmatyczne i z pożytkiem dla kraju.
Partia wybierała ci studia, partia osadzała cię w mieście lub na wsi, partia dawała błogosławieństwo narzeczonym, partia zrywała nieodpowiednie związki i pilnowała, by nie doszło do mezaliansów. „Zły” musiał wybić sobie z głowy „dobrą”. „Dobra” musiała zapomnieć o „złym” i wziąć „dobrego”, którego podsunęła jej partia.
Od rana do wieczora słyszałeś, że żyjesz w najlepszym z możliwych światów i że czuwa nad tobą dobry wujek i wódz. Wytycza granice twojego podwórka i nie pozwala ci się oddalać, bo mógłbyś się zgubić. Winny mu jesteś nieskończoną wdzięczność, bo on wie najlepiej, czego i ile potrzebujesz, i tyle właśnie ci da.
O Enverze, drogi wujku,
twoje dłonie pełne cukru…
Pytam o ten wierszyk Fatosa Lubonję, pisarza i publicystę, kiedy siedzimy w Ilirii, ostatnim retrobarze dzielnicy Blloku. Wszystkie miejsca wokół wyglądają już jak przeszczepione z Włoch, Londynu czy Francji: wyspy hipsterskiej nonszalancji i krzykliwego blichtru pośród sypiących się niskich bloków i wyszczerbionych chodników.
– Imre Kertész powiedział kiedyś, że dyktatura sprowadza człowieka do poziomu dziecka, które za wszelką cenę chce przetrwać, choćby kolaborując. Partia i Enver to byli Wielcy Rodzice. Każdy miał myśleć to, co kazał myśleć Hoxha, pracować tam, gdzie życzyła sobie partia, ubierać się tak, jak oczekiwała tego władza. Kiedy przyszła wolność, Albańczycy byli dziećmi, które nie wiedziały, czym jest odpowiedzialność, bo dotąd za wszystko odpowiadał rząd i system. Nagle dostali prawo do tego, by dojrzeć i zacząć o sobie decydować, ale każdy myślał tylko o tym, jak zaspokoić własne potrzeby. Komunistyczna mentalność zrosła się z neoliberalną ideologią, która uczyła, że nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo, są tylko jednostki, więc ja zajmuję się sobą, a rynek wszystko reguluje. Niektórzy Albańczycy wyjechali za granicę, ale nawet tam nie stworzyli społeczności. Dlaczego? Bo albański komunizm był przeciwko idei społeczeństwa. W społeczeństwie tworzymy coś wspólnie, dobrowolnie, tymczasem w komunizmie wszystko było narzucone. I tak pozostajemy w tym dziecinnym regresie, nie ucząc się odpowiedzialności za siebie nawzajem. Przez całe życie będziemy próbowali dorosnąć.
Zakład fotograficzny w Durrës, 1984 (© by Ferdinando Scianna / Magnum Photos)
Część druga
Błoto słodsze niż miód
Zły chłopiec
Jedyny dostępny raj znajdował się na ziemi i nazywał się Albania, na inne raje władza nie dawała zgody. Tęsknotę za Bogiem można było wyrażać tylko w zaciszu domowym, zasłoniwszy oczy oknom i zatkawszy uszy ścianom. Na cóż był Bóg Albańczykom, skoro mieli Envera Hoxhę, uśmiechniętego ziemskiego Boga, który za dobro wynagradzał, a za zło karał?
„W blasku ranka, w nocy cieniach ktoś się rodzi dla cierpienia”. Oto w małym, zaryglowanym kraju, w złej, niepotrzebnej rodzinie urodziło się dziecko, które już zawsze miało dźwigać ciężar pochodzenia.
„W cieniach nocy, w dnia jasności ktoś się rodzi dla radości”. Tak było, jest i będzie w raju rządzonym przez srogiego Boga.
„Zły chłopiec” – rzucił w moją stronę nauczyciel pierwszego dnia w szkole. Chwycił mnie za rękę, pociągnął za sobą i zawlókł na środek sali. Skuliłem się, a oni nie spuszczali ze mnie wzroku. Ja jeden i sto par przymrużonych oczu.
– Patrzcie! – zawołał nauczyciel. – To jest zły chłopiec. Lepiej trzymajcie się od niego z daleka.
Wystawił mnie, bezbronnego, małym hienom na pożarcie i dał im znak: „Bierzcie go. Cokolwiek z nim zrobicie, macie moje błogosławieństwo”.
Dzieci zwęszyły krew i wiele razy rzucały się na mnie, wykorzystując moją bezsilność. Nauczyciele pilnowali, żeby chłopiec o złej biografii zawsze był najgorszy.
Pewnego razu dziewczynka z klasy spisała ode mnie pracę domową, a potem poszła z nią do odpowiedzi. Dostała najwyższą ocenę, dziesiątkę. Później nauczyciel wywołał do tablicy mnie. Poszedłem z tymi samymi odpowiedziami i dostałem cztery, czyli ocenę niedostateczną. Aż odebrało mi oddech.
– Ale dlaczego? – zawołałem. – Przecież Blerta spisała ode mnie odpowiedzi i przed chwilą dostała najwyższą ocenę!
Nauczyciel spojrzał na mnie.
– Twoim psim obowiązkiem jest pomagać jej, ilekroć