José Herrera y Lares de Braga – wyjaśnił, wyraźnie ubawiony jej zmieszaniem.
– Zna pan pełne nazwisko dziadka? Jakim cudem?
– Spokojnie, Benito, nie musi się pani niepokoić, nie stanowię zagrożenia dla pani rodziny. Po prostu kiedyś poznałem pani dziadka, to wszystko.
– Jak pan go poznał? – Poczuła nagły lęk. Czyżby dziadek miał jakieś kłopoty?
– Dosiadłem się kiedyś do niego w kawiarni, gdzie ma zwyczaj codziennie w południe pić kawę. Zaczęliśmy rozmawiać i od tamtej pory spotykamy się tam od czasu do czasu. Można nawet powiedzieć, że mimo różnicy wieku łączy nas coś na kształt przyjaźni. To fascynujący człowiek i potrafi ciekawie opowiadać… również o swojej ukochanej wnuczce, która nie dość, że została policjantką, to jeszcze, a może właśnie z tego powodu, ma wątpliwe szczęście spotykać samych nieodpowiednich mężczyzn.
– To prawda, pan jest tego ewidentnym dowodem!
Przygryzła usta, za wszelką cenę starając się opanować złość. Nie było to łatwe, bo, jak często powtarzał dziadek, ze wszystkich jego wnucząt jedna Benita nie wykazywała zewnętrznego podobieństwa do swych hiszpańskich przodków. Za to temperamentem przypominała prababkę, która w przystępie wściekłości nie wahała się ścigać męża przez całą wioskę, miotając przy tym w niego przekleństwami i wymachując tasakiem. Humoru Benity nie poprawił cichy śmiech Podżorskiego, będący reakcją na jej słowa.
– Kiepski ze mnie gospodarz – zauważył nagle. – Przekomarzam się z panią zamiast zaproponować coś do picia. Na co miałaby pani ochotę?
Już miała mu powiedzieć, gdzie może sobie wsadzić poczęstunek, gdy uświadomiła sobie, iż marzy o kawie. Czarnej, gorzkiej i mocnej.
– Proszę o kawę, jeśli to nie kłopot.
Skłoniwszy uprzejmie głowę, podniósł się z fotela z tą samą leniwą gracją, którą zauważyła uprzednio.
– Zaraz przygotuję – powiedział, idąc do sąsiedniego pomieszczenia, które zapewne było kuchnią. Był już za drzwiami, gdy dobiegł go głos Benity.
– Sam pan będzie robić tę kawę? A gdzie tabuny służących, czekających w pełnym szacunku skupieniu na rozkazy?
– Wezwę ich, gdy trzeba będzie usunąć z terenu posesji pani pohańbione i niewątpliwie martwe ciało – odkrzyknął.
Cholerny dowcipniś, pomyślał z rozbawieniem. Gdy wczoraj odebrał niespodziewany telefon od Konrada, nawet przez myśl mu nie przeszło, że kolega chce z niego zakpić. Procner poprosił, by spotkał się z cieszyńską policjantką, która musi zadać mu kilka pytań w związku z prowadzoną przez siebie sprawą. Aleksander nieco się zdziwił, ale przystał na prośbę; nie miał powodów, by unikać kontaktów z policją, a chęć współpracy mogła poprawić jego mocno nadwyrężoną opinię.
Konrad opisał mu policjantkę jako miłą kobietę o przyjemnym wyglądzie. To tak, jakby mówić o wielokrotnym zabójcy, że jest niegrzeczny! Słowem nie wspomniał o grzywie czarnych włosów i przekornych ognikach błyszczących w złotobrązowych oczach, przywodzących na myśl rozgrzany bursztyn. Nie zająknął się nawet o ustach – jakby stworzonych do całowania!
Stwierdził natomiast, że Aleks na pewno w jej towarzystwie nie będzie czuł się osaczony przez policję. No i miał rację. To, co Podżorski odczuwał w obecności Benity, osaczeniem z pewnością nie było… a jeżeli tak, to miał jedynie nadzieję, że ona nie zauważy dość ewidentnych oznak tego osaczenia.
Zabrał filiżanki z kawą i wrócił do salonu. Usiadł naprzeciwko i delektując się aromatycznym napojem, z przyjemnością przyglądał się policjantce. Nie była oszałamiająco piękna, mógłby z pamięci wyliczyć z pół tuzina ładniejszych kobiet. Rysy twarzy nie wydały mu się najbardziej interesujące, w większym stopniu fascynowała go malująca się na niej ekspresja.
Na obliczu Benity malowały się wszystkie uczucia, mimo wyraźnych prób ich ukrycia. Nigdy jeszcze nie spotkał osoby tak dalece nieumiejącej skrywać emocji.
Herrera czuła się coraz bardziej nieswojo, nieodrywające się od niej spojrzenie gospodarza wyprowadzało ją z równowagi.
– Dlaczego tak mi się pan przygląda? Mam plamę na nosie? – usiłowała zażartować, lecz sama czuła, iż wypadło to dosyć blado.
– Zastanawiam się, dlaczego tym razem przysłano do mnie kobietę, w dodatku taką ładną. Czyżby ktoś wpadł na pomysł skruszenia moich murów obronnych za pomocą niewieściego wdzięku?
– Bzdura! Nikt mnie do pana nie wysyłał, to moja własna inicjatywa, a że pracowałam kiedyś z Konradem, poprosiłam go o pomoc. Muszę zapytać pana o parę spraw i byłabym wdzięczna za szczere i wyczerpujące odpowiedzi.
– Szkoda. Początek pani wypowiedzi był taki interesujący, już nabrałem nadziei, że przyjechała pani prywatnie.
– Po co miałabym to robić? – Była autentycznie zdziwiona.
– Może umknęło pani uwadze, że jestem bardzo majętnym człowiekiem, stanowię tak zwaną dobrą partię. Dla wielu kobiet nie jest to bez znaczenia. Skoro jednak nie, to przejdźmy może do tych pytań.
– W porządku – warknęła, wyprowadzona z równowagi jego uwagą. – Nie interesuje mnie pana majątek, jaki by on nie był. Latające za panem kobiety również nie, chciałabym przy tym zaznaczyć, że ja do nich nie należę. Ciekawi mnie zupełnie co innego. Wczoraj wieczorem spotkał się pan w Cieszynie z Katarzyną Bielawą. Pragnę się dowiedzieć, o czym rozmawialiście i co robiliście po opuszczeniu pubu.
Jeżeli nawet jej pytanie go zdziwiło, nie dał tego po sobie poznać. Spokojnie upił łyk kawy, odstawił powoli filiżankę i dopiero wtedy się odezwał:
– Pyta pani o Kasię? Dlaczego?!
– Umówiliśmy się, że to pan odpowie na moje pytania, nie odwrotnie.
– Kasia zainicjowała to spotkanie, bo chciała ze mną porozmawiać. Ma problemy finansowe i poprosiła mnie o pożyczkę – wyjaśnił krótko.
– Trzydzieści tysięcy, tak? – upewniała się Benita. – Pożyczył pan?
Patrzyła mu prosto w oczy i zauważyła nagłe zmrużenie powiek. Tylko tyle i aż tyle. Znak, że Podżorskiemu nie udało się ukryć zaskoczenia. Uradowało ją to małe zwycięstwo nad człowiekiem słynącym z wyprowadzania organów ścigania w pole, lecz nie dał jej czasu, by mogła się tym napawać.
– Skąd pani wie, ile chciała pożyczyć? Nieważne. Skoro wiadomo ile, to powinna pani również wiedzieć, że się zgodziłem.
– Dlaczego? To duża suma, a z dłużnikami różnie bywa.
– Kasia jest moją bliską kuzynką, w dodatku ma męża sukinsyna. Wyczyścił ich wspólne konto bankowe i zniknął z panienką, która nosiła pieluchy w czasach, gdy on już się golił! Nie myślałem kategoriami: odda – nie odda, po prostu się zgodziłem. Mam trzydzieści tysięcy, a ona ich potrzebuje. A jeżeli z jakichś przyczyn nie odda…? To trudno, jakoś to przeżyję. Posiadanie pieniędzy nie gwarantuje wiekuistej szczęśliwości. Myślałem, że zdążyła się już pani o tym przekonać!
Tak, zauważyła, że nie wyglądał na człowieka pławiącego się w nieustającym szczęściu i wbrew sobie nieco złagodniała.
– Czy Katarzyna dostała wczoraj od pana pieniądze? To naprawdę ważne – dodała, widząc, że nie kwapi się odpowiedzieć.
– Nie – odparł w końcu. – Nie noszę przy sobie zbyt dużo gotówki, a już z pewnością nie takich sum. Obiecałem, że prześlę jej pieniądze na konto bankowe. Miała